Oberka się nie śpiewa
Kiedy nieopierzony jeszcze Andrzej Bieńkowski spytał któregoś z muzykantów, czy ten mógłby mu zaśpiewać oberka, został zrugany słowami: „Oberków się nie śpiewa. Śpiewa się mazurki!”. W tym upomnieniu zawarta została ważna przesłanka – pieśń stanowi fundament istnienia mazurka. W audycji mogliśmy usłyszeć Katarzynę Murawską, śpiewającą „A widzieliście bąka na uloskich łąkach…”. Śpiewka może się wydawać banalna – niewiele w niej zrozumiałych słów, składa się głównie z onomatopei i aluzji dźwiękowych. Ale dzięki temu zawarte w niej rubatowania czy frazy są idealną imitacją melodii wygrywanych na instrumentach! Krótko mówiąc, śpiewki były nośnikiem pamięci. Dzięki nim niegrający mogli przekazywać czy uczyć melodii grających!
Kiedyś w ludziach tętnił mazurkowy rytm
W okresie miedzywojennym, gdy skrzypek Józef Kędzierski chodził po weselach, właściwie nie istniało pojęcie „kapela”. Zrodziło się ono dopiero w latach 50. XX w. Co było przed kapelą? Bieńkowski wyjaśniał:
- Jak ktoś chciał zgodzić skrzypka na wesele, szedł do niego. Umawiał się co do sumy i długości grania. Skrzypek brał swoje basy, swój bęben i szedł na wesele. A tam przygodni goście bębnili i basowali. To była umiejętność powszechna.
Kielecki skrzypek nazwiskiem Jakubowski powiedział Andrzejowi Bieńkowskiemu, że jeszcze w latach 30. był wynajmowany do żniw. Z kosą? Ależ nie! Ze skrzypcami!
- Jak szło trzech kosiarzy, to rytm kosy był taki jak rytm mazurka! – mówił Jakubowski – Więc szedłem za nimi i grałem mazurka, a im było wygodnie kosić, bo nie gubili rytmu!
To samo zjawisko miało miejsce w Polsce Centralnej. Choć tu trójkowy rytm wybijały cepy. Bieńkowski uwiecznił rytm młócki na jednym z nagrań z okolic Przysuchy. Co ciekawe, kiedy młócą trzej mężczyźni – rytm jest trójkowym rytmem mazurkowym – kiedy „wyłącza” się jeden z nich, rytm zaczyna przypominać ten przytupywany podczas tańczenia mazurka czy oberka.
Diabelska muzyka
Kolejnym przykładem na istnienie tanecznego trójkowego rytmu w życiu codziennym mieszkańców wsi był przypadek Kapeli Braci Wyrwińskich. Wyrwińscy mieli wyśmienitego furmana, który tak umiejętnie ściągał cugle, że konie wybijałby kopytami partię bębnisty. Do tego rytmu na harmonii pedałowej grał Antoni Wyrwiński. Być może w sztuce tej chodziło o to, by nie było słychać głośnego bębna, a jedynie stukot kopyt? Zdarzało się bowiem, że – gdy młodzi przyjeżdżali z kapelą pod kościół – ksiądz mógł nie dać im ślubu. Sami muzykanci zaś nie mieli prawa wstępu do kościoła. Parali się przecież iście diabelskim fachem!
***
Tytuł audycji: Źródła
Prowadził: Andrzej Bieńkowski
Data emisji: 16.10.2020
Godzina emisji: 15.15
mg