Wykonanie "Pasji według św. Łukasza" Krzysztofa Pendereckiego w ramach Festiwalu Wielkanocnego im. Ludwiga van Beethovena nie wzbudziło takich emocji, co premiera epokowego dzieła, do której doszło w 1966 roku w katedrze w Münster. Wśród świadków prawykonania znaleźli się przedstawiciele mediów, Kościoła oraz świata muzyki z całej Europy. Reakcja większości była entuzjastyczna, choć pojawiły się także głosy krytyczne. Swoją "Pasją" Penderecki przełamał bowiem przynajmniej dwa tabu: polityczne (kompozytor z bloku wschodniego i tematyka religijna) oraz estetyczne (bezkompromisowy awangardzista w rzekomo martwym, barokowym gatunku).
Siła tego arcydzieła tkwi w grze pozornie wykluczających się elementów: na poły liturgicznej konwencji oraz nowoczesnego języka dźwiękowego, dawnej polifonii oraz drapieżnych, bruitystycznych brzmień. Zderzenie wzniosłego dramatu i aury religijnej kontemplacji z naturalistycznymi hałasami - symbolizującymi ingerencje sił demonicznych - wciąż intryguje, drażni, inspiruje. Z tego punktu widzenia "Pasję Łukaszową" wiele łączy z utworem o wiele młodszym i przynależącym do zupełnie innej dyscypliny twórczej - kontrowersyjną "Pasją" (2004) Mela Gibsona.
W obu wypadkach nasze zaskoczenie budzi dosadność w przedstawianiu gwałtownych pasji oraz zmysłowego aspektu cierpienia Mesjasza. Niby wszystko zgodne jest z literą tradycji (biblijnej czy muzycznej), a jednak zostajemy z poczuciem drażniącego dysonansu. Być może dlatego, że chrześcijańska praktyka liturgiczna przyzwyczaiła nas do większej powściągliwości w opowiadaniu pasyjnego mitu i koncentrowania się raczej na jego wymiarze boskim niż czysto ludzkim. Między innymi temu zawdzięcza swą ogromną popularność dzieło innego wschodnioeuropejskiego kompozytora, Estończyka Arvo Pärta. Ukończona przezeń w 1982 roku "Pasja według Św. Jana" pozbawiona jest śladów konwencjonalnie pojmowanej dramaturgii; ujmuje natomiast aurą modlitewnej kontemplacji, zainspirowaną estetyką religijnej muzyki średniowiecza.
Ale nasza epoka naznaczona jest raczej skłonnością do przełamywania tradycyjnego sposobu opowiadania o męce Jezusa Chrystsusa. Chętnie poszukujemy w niej wątków bliskich współczesnej wrażliwości, wyobraźni oraz codziennym doświadczeniom. Do najbardziej jaskrawych przykładów tej tendencji należy słynna rock-opera "Jesus Christ Superstar" (1970) Andrew Lloyda Webera. Na fali kontrkulturowej rewolty nie trudno było dostrzec w postaci Chrystusa prawdziwie hipisowskich rysów...
Z punktu widzenia współczesnej europejskiej wrażliwości takiego rodzaju przedstawienia biblijnej historii postrzegane mogą być jako niegroźne ekscesy lub (groźne) prowokacje. Warto jednak pamiętać, że w wielu zakątkach świata bardziej osobisty, subiektywny i otwarty typ religijności jest na porządku dziennym. Pomyślmy chociażby o rozkwicie eklektycznych i mistycznych odmian chrześcijaństwa w Czarnej Afryce, Ameryce Łacińskiej lub niektórych rejonach Azji. Akt samoukrzyżowania wydawać może nam się absurdalny, a nawet bluźnierczy. Dla wielu Filipińczyków jest to jednak najbardziej bezpośrednia forma uczestnictwa w zbawiennej męce Chrystusa.
Egzotycznemu z zachodniego punktu widzenia typowi religijności zawdzięcza swój sukces jedna z najsłynniejszych muzycznych pasji ostatnich lat. Dla argentyńskiego Żyda, Osvaldo Golijova, nie mniej istotny od tekstu Ewangelii według św. Marka okazał się folklor i kultura popularna Ameryki Łacińskiej, nie wyłączając modnej ostatnio capoeiry...
Jeszcze bardziej ekscentryczna od "Pasji według św. Marka" Osvaldo Golijova (2000) mogła stać się "Wodna Pasja", skomponowana w tym samym roku przez wyznającego buddyzm Chińczyka Tan Duna (wielu z nas słyszało jego muzykę chociażby w filmie "Przyczajony tygrys, ukryty smok"). Jednak pomimo wykorzystania szeregu orientalnych brzmień oraz technik wokalnych jego dzieło okazało się zaskakująco zbieżne z zachodnią wrażliwością i wyobraźnią. Być może dlatego, że Tan Dun oparł "Pasję" na wspólnej dla obu kultur symbolice wody jako medium oczyszczenia i odrodzenia.
Zasób współczesnych odczytań mitu pasyjnego wydaje się nieograniczony. Ale czy właśnie ta różnorodność nie świadczy o jego żywotności i uniwersalnym wymiarze?