Kiedy Łukasz Kozak słyszy pytanie: „Dlaczego jest moda na mitologię grecką, skandynawską, a ci Słowianie są «niezagospodarowani»?”, odpowiada:
- Dlatego, że nie ma mitologii słowiańskiej. Jest zmyślona. Ale za to mamy świetną ludową demonologię! Mam świadomość, że obrażam uczucia religijne rodzimowierców i wielkolechitów, ale pamiętajmy, że "słowiańska mitologia" to strzępki niejasnych źródeł i ich chrześcijańskie interpretacje. Słowianie nie mieli mitografów takich jak Hezjod, Owidiusz… Kiedy spojrzymy na opisy z „Powieści lat minionych” z Rusi Kijowskiej, widzimy tu kult skandynawski czy eklektyczny.
Łukasz Kozak dostał zamówienia na antologię tekstów o demonologii ludowej. Kiedy zaczął nad nią pracować, okazało się, że to antydemonologia. Dlaczego?
- To wszystko jest o prawdziwych ludziach. Postanowiłem skupić się na upiorach. Tych protowampirach, żywych trupach, które okazują się być po prostu ludźmi. Upiory mogły być żywe, co najważniejsze – mówi Kozak.
Pierwsza wzmianka w źródłach pisanych pojawia się w wieku XVI – to dokument z Lalina (Podkarpacie), poświadczający ukaranie księdza, który pozwolił na ekshumację zmarłego, obcięcie mu głowy i przebicie kołkiem. Standardowy zabieg antyupioryczny. Niemniej nie pada w nim słowo upiór, które samo w sobie jest rutenizmem, przywędrowało do nas z Ukrainy. W wieku XVII upiory pojawiają się w polszczyźnie, pisze o nich w swojej poezji Zimorowic. Jednak upiór nie jest jedynym określeniem takiej postaci. Na południu – w Małopolsce, na Śląsku – mamy strzygonia, w całym kraju pojawia się strzyga, w Wielkopolsce i wśród Kaszubów funkcjonują wieszczy (jedyne słowo o słowiańskiej etymologii).
- Uważam, że wraz z Ukrainą powinniśmy zdekonstruować mit wampiryczny i pokazać, że tak naprawdę to wszystko zaczęło się u nas. Bez wątpienia najwięcej relacji na temat upiorów pochodzi z terenów Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Oczywiście, pojawiają się też ślady tatarskie, tureckie czy skandynawskie, jednak nie tak intensywne i nie tak trwałe – zauważa mediewista.
Jak rozpoznać upiora?
Nie sposób jednoznacznie określić upiora. Upraszczając jednak, można mówić o dwóch definicjach. Pierwsza z nich mówi o człowieku z dwiema duszami. Kiedy umrze, jedna z nich odchodzi w zaświaty, druga zostaje w ciele i porusza nim. Ale i za życia upiór może „odłączyć” jedną ze swych dusz od ciała. Druga definicja jest jezuicka. Dla jezuitów upiór nie mógł mieć dwóch dusz – to burzyłoby kościelne dogmaty. Jest więc określany jako zmarły, który został ożywiony szatańskimi mocami.
A jak poznać upiora? Niekiedy już przy narodzinach, ba, przy poczęciu, można wywnioskować, że dziecko jest upiorem. Urodzone „w czepku” każdy Kaszub uznałby za wieszczego. Podobnie dziecko z zębami (a czasem i dwoma rzędami zębów!) na pewno jest strzygoniem. Wiele mniejszych i większych odstępstw od normy wyglądu także nosiło znamiona upioryzmu: czerwona twarz, brak włosów w miejscach intymnych, gadanie do siebie (bo dwie dusze małopolskiego strzygonia rozmawiają ze sobą). Ci, którzy za życia byli czarownikami oraz samobójcy, z pewnością po śmierci zostaną upiorami.
Dwie twarze upiora
Bądź, co bądź, związany z lokalną społecznością upiór nie zawsze był niegodziwy wobec ludzi. Zdarzały się takie, które nawiedzały swoje żony po to, by… obrać im ziemniaki czy pomóc w obejściu, z sąsiadem zaś chętnie napiły się wódki. Niemniej, odwiedziny upiornego męża często wysysały z kobiety energię – żona słabła, marniała w oczach. Wtedy zazwyczaj decydowała się takiego oblubieńca pozbyć.
Jakie jeszcze pożytki można było z upiora mieć? Wartościowa była upiorza krew. Sam Stanisław August pisze w swojej korespondencji, że we wsiach, w których panowała zaraza, chłopi pili krew uważanych za upiory trupów, celem wzmocnienia zdrowia. Nawet w czasie tzw. pustych nocy (czuwania przy zmarłym) zdarzało się mieszkańcom wsi utoczyć kilka kropli ze zwłok i dodać je do napoju. Wg Łukasza Kozaka może być to nie tylko myślenie magiczne, ale intuicyjne, za którym kryje się także… wymyślenie szczepionki! Można tu wspomnieć o tesalskich czarownicach z Konstantynopolu, które na chorych na ospę wykonywały magiczno-religijny zabieg, polegający na wkładaniu w nacięcia w skórze tkanek zarażonych ospą, uodparniając ich.
Upiór mógł mieć również wpływ na pogodę. I tak, gdy po pogrzebie Adama Mickiewicza na Wawelu, w Małopolsce zaczęły padać deszcze, galicyjscy chłopi zaczęli o to oskarżać zmarłego poetę. Poetę – poetnika – płanetnika. Mieszkańcom wsi z łatwością przyszło do głowy to przekształcenie, które w prostu sposób wyjaśniało niepogodę. Sam Seweryn Udziela, lata po śmierci naszego, nomen omen, wieszcza, słyszał od chłopów, że „lata są mokre, bo Mićkiewicza z Francyi sprowadzono”.
***
Tytuł audycji: Źródła
Prowadziła: Magdalena Tejchma
Gość: Łukasz Kozak
Data emisji: 21.01.2021
Godzina emisji: 15.15
mg