176:25 2021_03_14 22_00_04_PR2_Wieczor_plytowy.mp3 Wojciech Młynarski i Skaldowie (Wieczór Płytowy/Dwójka)
W każdą niedzielę późnym wieczorem słuchamy - razem z Państwem - najważniejszych płyt. Z namaszczeniem i pietyzmem - od początku do końca: strona A, strona B. A dopiero potem bonusy, konteksty, porównania, komentarze zaproszonych gości. Klasyka, jazz, rock, awangarda, elektro.
Tym razem były to:
- Skaldowie - Od wschodu do zachodu - 1970 Polskie Nagrania Muza
- Wojciech Młynarski - Młynarski w Ateneum Recital '86 - 1987 Polskie Nagrania Muza
***
Ten wieczór spędziliśmy w towarzystwie fenomenalnych artystów polskiej sceny muzycznej. Wysłuchaliśmy płyt Od wschodu do zachodu słońca Skaldów oraz Młynarski w Ateneum. Połączenie nieprzypadkowe, bowiem jak się okazuje Wojciech Młynarski napisał teksty do wielu hitów Skaldów tj. Prześliczna wiolonczelistka czy Wszystko mi mówi, że mnie ktoś pokochał. Zachęciliśmy was do refleksji na temat ponadczasowości tekstów wykonawców starszej sceny muzycznej w kontekście współczesnego świata piosenki rozrywkowej, kabaretowej czy poetyckiej. Oto wasze maile.
Młynarski pisał, już chyba o tym zapomnieliśmy w czasach cenzury. Często jego teksty miały aluzje, drugie dna, a dziś wszytko można pisać wprost. Dlatego teksty Młynarskiego są tak dopracowane.
Izabela
Pan redaktor Szachowski postawił pytanie, ale - w moim przekonaniu - tu niemal nie ma czego porównywać. W przypadku Pana Wojciecha - celne obserwacje, dyskretne aluzje, teksty uniwersalne i aktualne, a to wszystko wykonane z niebywałą kulturą, dykcją i językiem porównywalnym jedynie z poziomem Starszych Panów, Jak to porównywać z dosadnością, prostactwem a przede wszystkim wulgarnością większości obecnych prześmiewców? W tej sferze jedyna konkurencją dla Pana Młynarskiego był kiedyś kabaret Potem i jego spadkobiercy, czyli kabaret Hrabi - moim zdaniem jedyni wykonawcy nie kaleczący uszu i mający coś do powiedzenia, coś, co się nie zdezaktualizuje już po kilku miesiącach.
A Skaldowie? Jeśli chodzi o poziom tekstów, które śpiewali - wiadomo, że różnego autorstwa, to tutaj ponownie można zacytować kogoś, kto opisał obecny poziom liryki zdaniem: "oni kończą pisać w tym miejscu, w którym Młynarski i Przybora dopiero szkicowali". A muzyka? Po pierwsze profesjonalne i klasyczne przygotowanie muzyków, po drugie erudycja, po trzecie ucho do nowinek i zdolność ich twórczego implementowania do własnego repertuaru (juz od początku - na pierwszej płycie w utworze "Weź Mnie Ze Sobą" słyszymy świetnie zaaranżowany na dęciaki riff z "You really Got Me" Kinks), po czwarte talent kompozytorski pozwalający na swobodę w operowaniu frazą, klasycyzmami, elementami jazu..., po piąte talent aranżerski... Oni obywali się bez komputerów - przypomnijmy!
Eugeniusz Bartnicki
Wojciech Młynarski był niezawodnym komentatorem współczesności. Teksty jego piosenek najtrafniej pokazywały codzienność, jej bolączki, niespełnione marzenia, ale były też drogowskazem w trudnych czasach -"róbmy swoje", trzymały przy życiu, bawiły i pocieszały. To takie muzyczne poetyckie mini reportaże bieżących wydarzeń tamtych lat. Niosły refleksję i bawiły. Dawały wytchnienie. Słuchając Młynarskiego łatwiej było żyć. A całość była na najwyższym poziomie intelektualnym i wokalnym.
Urszula
Dziękuję za piękny wieczór. Po odległych peregrynacjach muzycznych, rocznicowych, okolicznościowych zaproponowali Panowie dzisiaj nieco bliższe brzegi. Ale jak wzruszające, sentymentalne, niepowtarzalne. Po rozkołysaniu na „Skaldową nutę”, wkraczamy do sali „Ateneum”. Byłem uczestnikiem recitalu Wojciecha Młynarskiego (z takim samym repertuarem) w teatrze „Rozmaitości” w Łodzi (1985 rok). Podczas tego koncertu, już na zakończenie Pan Wojtek powiedział nieco inaczej niż w Warszawie – „Jeżeli Państwu się podobało to polećcie koncert swoim przyjaciołom. A jeżeli Państwu się nie podobało, wówczas zaproście swoich wrogów.” To była świetna konkluzja. Ówczesne wydarzenie było rewelacyjne. Młynarski trafiał w sens bycia w tamtych, trudnych latach. Aluzja, anegdota, metafora kapitalnie opisywały zmienne rzeczywistości. Pan Wojtek nie musiał zakładać dziwnych strojów, nie doklejał brody, czy króliczych zębów. Jego siłą było słowo. Z radością kupiłem płytę winylową kilka lat później (za 400 zł). I od tego czasu dość często kładziemy ten krążek na domowym gramofonie. W ostatnich miesiącach ballady Wojciech Młynarskiego towarzyszą nam regularnie w dni zwyczajne i te bardziej odświętne. Nie dostrzegam upływu minionych wielu przecież lat. Satyra Pana Wojtka jest ponadczasowa, uniwersalna. Może dlatego, że świat się zmienia a my pozostajemy tacy sami. Mechanizmy władzy się powtarzają i ludzkie przywary, śmiesznostki są mocniejsze od Covid19. Zaproponowałbym określenie dla Wojciecha Młynarskiego – „akuszer babci”. Jak podkreślał bohater dzisiejszego wieczoru, babcia zmieniała się okresowo, co dziesięć lat. I takie zmiany trzeba było zapisać. I Pan Wojtek był mistrzem nad mistrzami. Być może powtórzyłby dzisiaj (nie ma na słuchanej płycie): „jest jeszcze śledź w śmietanie, metafizyczne danie”, a na wszystkie smutki „niedziela na ….” Każdy z nas może dopisać. Pozdrawiam serdecznie i zastanawiam się jaka babcia nadejdzie niebawem. „Grajmy zatem w zielone, może to coś da, kto wie”.
Jacek z Łodzi
Wydaje mi się, że w muzyce rockowej i rozrywkowej, - cytując klasyka - od zawsze trwa walka postu z karnawałem: wszyscy chcą napisać przebój, który zawładnie radiowym eterem i tańcbudami wszelkiej maści. W tym nie ma nic zdrożnego, w końcu za dobrze wykonaną pracę należy się uczciwe wynagrodzenie. Hmmm... Niektórzy mieli to szczęście, że wybitni autorzy tekstów się do nich garnęli, a inni skazani byli na autorów pośledniejszych. Jeszcze inni koniecznie chcieli śpiewać tylko to, co sami napisali.
Jaki jest stan dzisiaj - wszyscy wiemy, jest kiepsko. Brakuje tekstów? Nonsens, przez te 50 lat od powstania "dzisiejszej" płyty Skaldów tekstów musiało przybyć - ludzie w końcu piszą. Moim zdaniem jednak w pewnym momencie mleko się rozlało, i od tego czasu to była już równia pochyła. Pojawia się socjologia. Ten umowny moment to czas, kiedy pojawia się disco polo, kiedy autorzy tekstów zaczynają bazować na najniższych instynktach. Jak już się pojawiło, to i poszło... Jest więc tak, że można już wszystko. No i ci twórcy nie są w stanie zauważyć, że jak można, to może nie zawsze warto... Już Kopernik miał powiedzieć, że pieniądz gorszy wypiera lepszy.
Bogdan Jarosz
Jest rok 1988, mam dziesięć lat i oglądam kolejny festiwal w Opolu, jeden z wieczorów to Róbmy swoje, wyjątkowy prawie czterogodzinny koncert jubileuszowy z okazji 25-lecia debiutu Młynarskiego na rzeczonym festiwalu. Niewiele wydarzeń pozostawiło we mnie tak głęboki ślad jak ten wieczór, a Młynarski stał się dla mnie przez lata przewodnikiem nie tylko po twórczości swojej i rzeszy artystów z nim związanych, ale Tym, który podarował mi dostęp do świata Wysockiego i Brela. Dopiero jako dorosła kobieta odkryłam dwie z moich ukochanych piosenek jego autorstwa Balladę o dwóch koniach i Sytuację, szkoda ,że znów aktualnych jak mało kiedy, a także, że kilka ze śpiewanych przez moją ulubioną w latach dzieciństwa piosenkarkę Grażynę Świtałę hitów to teksty właśnie Młynarskiego. Wszystkie powyższe i setki innych będą mi towarzyszyć do końca, absolutnie. Nie pozostaje nic więcej, poza wyznaniem Panie Wojtku, kocham Pana.
Barbara
W pełni zgadzam się z panam, że Wojciech Młynarski to ikona polskiej kultur , kojarzący się z charakterystycznym głosem ale przede wszystkim z błyskotliwym tekstem, piękną polszczyzną, w wyszukany sposób wybranym słownictwem, w końcu niebanalnym poczuciem humoru. Ogromny dorobek tekstów wykonywanych min przez Ewę Bem, Michała Bajora, Kalinę Jędrusik, Krawczyka, Skaldów… a co bardzo ważne i cenne przez siebie samego. Chyba najbardziej lubię wracać do tych ostatnich wykonań, nagrań samego Młynarskiego zarówno ze zbiorów Radia jak i Telewizji. A Skaldowie to oczywiście też piosenka i tekst ale przede wszystkim niesamowite brzmienie zespołu otwierające w owym czasie Polskę na wpływy ze świata, szczególnie amerykańskiej sceny muzycznej, które niesamowicie i twórczo łączyli z rodzimym smakiem i oczywiście bardzo dobrym tekstem. Trudno jest nie docenić wpływu Skaldów na kolejne pokolenia polskich wykonawców.
Ari Dykier
Mnie Skaldowie zawsze brzmieli jak zespół górali. Trudno to wytłumaczyć, ale słysząc ich muzykę widzę grupę chłopaków na hali. Sam byłem zaskoczony jak świeżo brzmi prezentowana przez Państwa kilkanaście wieczorów temu album "Cała jesteś w skowronkach". Przedstawiany dziś album słyszę po raz pierwszy i bardzo słychać tego Hammonda. Może sugeruję się tym, co powiedział red. Metz.;)
Drugi album to dla mnie pozycja obowiązkowa. Cała twórczość Młynarskiego to coś niesamowitego. W Ateneum mamy od "Niedzieli na Głównym" często przypominanej piosence po "Tak jak malował pan Chagall", przy której podobno Polonia w Izraelu wylewała litry łez.
Nie można też zapomnieć o autorach muzyki. Mistrz Wasowski ale także Derfel i w jednym przypadku sam Młynarski. Napisawszy tekst i muzykę "Mam zaśpiewać coś o cyrku" przedstawił ją podobno Derflowi, a ten powiedział, że "melodia jest tak zerżnięta z kilku piosenek Wysockiego, że nie wiadomo z której konkretnie" Młynarski postąpił więc jak typowy kompozytor przebojów. ;)
Cezary Piwowarski
Świetne zestawienie dzisiejszych wykonawców! Nie miałem pojęcia że Pan Wojciech Młynarski napisał 'Wiolonczelistkę' dla Skaldów ?!! Pan Redaktor Piotr Metz użył określenia, że Skaldowie uzupełniali braki progresywnego rocka z anglosaskiego świata w tamtym czasie na polskim rynku. Ja słuchając pierwszej strony Skaldów, mam skojarzenia z takimi klimatami jak 'in-a-Gadda-Da-Vida' z 68r. Iron Buterfly, czy np. o 4 lata późniejsze 'thick as a brick' z szalonym Ianem Andersonem - oczywiście nie flet daje mi te skojarzenia ale linia organów Hammonda obsługiwanych wówczas w Jethro Tull przez John Evan. Druga strona już takich skojarzeń mi nie daje, niemniej organy Hammonda w wykonaniu Andrzeja Zielińskiego to pierwsza liga!!
Michał Kamiński
Dzięki Tacie, na piosenkach Wojciecha Młynarskiego - mogę tak powiedzieć - wychowałem się! Także na jego wrażliwości, postawie i inteligencji. Doceniam także wielki wkład od strony muzycznej Pana Jerzego Derfla.
Moi rodzice jakoś bardzo muzykalni nie są, bardziej jest Mama niż Tata, Mama grała też na mandolinie, ale Skaldów i Czerwone gitary kochali i kochają i potrafią odróżnić dobra muzykę od złej... jakkolwiek kontrowersyjne by to nie zabrzmiało. :) Intymna relacja jaką Pan Wojciech nawiązywał z widzem podczas swoich spektakli, czy ze słuchaczem w swoich tekstach - monologach i piosenkach, jest czymś bardzo unikatowym, tak jak i szczególny dar opowiadania i narracji. To dobrze, że wracacie do tej muzyki. Dobrze by było gdyby ona nadal stanowiła wzór i inspirowała pewną wrażliwość.
Paweł Gabrysiewicz
***
Tytuł audycji: Wieczór płytowy #218
Prowadzili: Tomasz Szachowski i Piotr Metz
Data emisji: 15.03.2021
Godzina emisji: 22.00