WP #279. Nick Cave i PJ Harvey

Ostatnia aktualizacja: 15.05.2022 15:42
W kolejnym wydaniu "Wieczoru płytowego" Piotr M​etz i Przemysław Psikuta przedstawili albumy dwóch ważnych postaci alternatywnego rocka lat 90.
Okładki płyt PJ Harvey i Nick Cave and the Bad Seeds
Okładki płyt PJ Harvey i Nick Cave and the Bad SeedsFoto: materiały promocyjne

W każdą niedzielę słuchamy – razem z Państwem – najważniejszych płyt. Z namaszczeniem i pietyzmem, od początku do końca, strona A, strona B. A dopiero potem bonusy, konteksty, porównania, komentarze zaproszonych gości. Klasyka, jazz, rock, awangarda, elektronika.

Tym razem były to albumy:

  • Nick Cave and the Bad Seeds – "The Boatman's Call" – 1997 Reprise
  • PJ Harvey – "Let England Shake" – 2011 Island

"The Boatman's Call" to dziesiąty album studyjny wydany przez zespół Nick Cave and the Bad Seeds. Ukazał się w 1997 roku i wciąż pozostaje jednym z najlepiej ocenianych albumów stworzonych przez Nicka Cave'a.

Płyta zawiera o wiele więcej skromnych piosenek wykonywanych przez Cave'a z towarzyszeniem tylko pianina lub kilku innych instrumentów. Jest to odejście od aranżacji zespołowych zawartych na poprzednich albumach. Wiele z tekstów odnosi się do osobistych przeżyć artysty, a w szczególności do byłych związków uczuciowych oraz tęsknot duchowych. Niektóre z nich wydają się skierowane do matki Luka – syna Cave'a, Viviane Carneiro ("Where Do We Go Now but Nowhere?") a inne do PJ Harvey, z którą Cave miał romans ("West Country Girl", "Black Hair" oraz "Green Eyes").

Polly Jean Harvey to brytyjska wokalistka rockowa, autorka tekstów i multiinstrumentalistka. PJ Harvey to także nazwa zespołu, który założyła w 1990 roku. Dzięki rodzicom od dziecka miała kontakt z muzyką bluesową, art-rockiem, jazzem. Artyści, których muzyka wywarła na nią największy wpływ w młodości, to m.in. John Lee Hooker, Howlin' Wolf, Robert Johnson, Jimi Hendrix, Captain Beefheart and His Magic Band.


Posłuchaj
176:09 2022_05_15 22_00_29_PR2_Wieczor_plytowy.mp3 WP #279. Nick Cave i PJ Harvey (Wieczór Płytowy/Dwójka)

 


Powiem wprost. Jeden z najważniejszych artystów mojego życia. Większość w muzykę folkową, songwriterstwo i bluesy wchodzi przez Boba Dylana, ale ja zawdzięczam w tym temacie najwięcej Nickowi i spółce (bo i Blixa Bargeld, i Mick Harvey też się oczywiście do tego przyczynili). To przez jego odwołania do amerykańskiego folku poznałem takie motywy jak zalane przez powódź Tupelo czy postacie jak Blind Lemon Jefferson i Robert Johnson. Dowiedziałem się o istnieniu standardów i mitów folku jak historia o Stagerze Lee. W końcu poznałem ballady morderców. "The Boatman's Call" jest jednak płytą inną niż jego poprzednie dokonania, odchodzącą od tej songwriterskiej mitologii i uniwersum wykreowanego na "Balladach Morderców". Bardziej kameralną i pewnie bardziej osobistą. Co ciekawe Cave nie opowiada tu niemal historii jak miał to w zwyczaju na poprzednich albumach. To są piosenki o uczuciach, impresje, a nie opowieści. Coraz bardziej zgłębił tajniki songwriterstwa i wyraźnie ewoluował szukając innych form ekspresji. W większości zaprezentowanych tu piosenek został niemal sam z pianinem, jedynie lekko uszlachetniając je akompaniamentem Bad Seeds. Nie każdemu to odpowiada. Przyznam, że sam zupełnie nie lubię okresu Ellisowskiego, dlatego rozumiem, że ktoś może kręcić nosem na czasy gdy Cave śpiewał "Into My Arms", które ma taki ładunek emocji, że może się wydać nawet nieco kiczowate. Ja jednak kupuję to wszystko z całym dobrodziejstwem inwentarza i mam ciarki za każdym razem gdy słyszę fundamentalny wers "The boatman calls from the lake". Wielka płyta.

Krzysztof

***
"Boatman's Call" była moją ulubioną płytą Cave’a aż do czasu "Skeleton Tree" i "Ghosteen" Kuzyn miał poprzednie jego płyty, zarówno te z Bad Seeds, jak i te z Birthday Party. Kompakt kupiłem w ciemno, jak najszybciej po premierze i strasznie byłem zaskoczony tą skromnością środków wyrazu i taką powiedziałbym dziś delikatnością. Jako że lubię być zaskakiwany, od razu "kupiłem" to brzmienie i do dziś uważam to kameralne oblicze Australijczyka za odpowiadające mi najbardziej – w sumie to "Carnage" z 2021 roku najbardziej przypomina mi pod kątem nastroju dzisiejszą współbohaterkę, czyli "Boatman's Call". Na początku nawet nie wiedziałem, o czym Cave śpiewa, jakie były jego inspiracje, że podobno miał romans z PJ Harvey i dał temu wyraz w kilku kompozycjach… ale w sumie i tak miałbym to w nosie, bo i tak muzyka uzależniała.

"Let England Shake" to moja płyta 2011 roku, jeden z tych zestawów, które w razie wojny schowam do reklamówki z winylami, które uznam za warte ratowania. Wiele razy już pisałem, że słuchanie płyt jest dla mnie wielką podróżą w przeszłość, do czasów pierwszych odsłuchań danego albumu. Ale z tym tytułem jest nieco inaczej, ponieważ to Twórczyni wybrała czasy podróży za mnie. Szczególnie ważne są dla mnie kompozycje nawiązujące do Wielkiej Wojny (te trąbki w "The Glorious Land"), zwłaszcza teraz, gdy widzę, jaki poziom zniszczeń osiągają ruscy w Ukrainie. Dziwnie się czuję, gdy ścieżką dźwiękową pod desant pod Gallipoli z 1915 roku już zawsze dla mnie będzie muzyka PJ Harvey, a nie muzyka z epoki. Uważam, że to jest dowód na potęgę talentu PJ, skoro jest w stanie przyćmić "Pierrot Lunaire", "Słowika" czy też "Symfonię Alpejską". Zdaję sobie sprawę, że może to być postawa kontrowersyjna, że nie tylko Schonberg, Strawiński albo Ryszard Stauss, ale też PJ Harvey jest w stanie uruchomić emocje związane ze straszną wojną, ale nie wstydzę się tego – skoro bowiem Barbara Tuchmann w „Wyniosłej wieży”, napisanej kilkadziesiąt lat po katastrofalnym końcu Belle Epoque, potrafiła wspaniale oddać ducha tych czasów, to dlaczego nie mogę się przyznać do tego, że PJ też mogła to zrobić?

Tomasz

***
Dziś wyjątkowo przepełniona entuzjazmem, bo z tymi artystami łączą mnie wspomnienia, uczucia i silne emocje. Z PJ Harvey jednak mocniejsze, niż z Nickiem Cavem ("Tupelo" z płyty "The Firstborn Is Dead" ma na zawsze miejsce miejsce w neuronach mojej głowy).
 Polly Jean nawet nie wiem, co mogłabym napisać o niej... Może tyle, ile dla mnie znaczy: jest tym wszystkim, czym chciałabym być. A jeśli chodzi o tę płytę: to myślę, że oczywiście kojarzy się teraz à propos sytuacji w Ukrainie. Ja jednak będę się upierać (przez to można poznać, że moje samopoczucie zdecydowanie się poprawiło od ostatniego tygodnia!), że do płyty "The Boatman's Call" lepiej pasowałby album "The White Chalk" PJ Harvey – ale cóż, to po prostu mój ulubiony jej album. 
"Let England Shake" ma swoją wagę oczywiście, i jest nawet przerażająco "hiciarskie" ;) 
A gdy ukazał się album Radiohead "A Moon Shaped Pool", nie mogłam się opędzić od myśli, że brakowało mu tylko tej odrobiny gorzkiej ironii (?) PJ Harvey "Let England Shake", żeby wejść jeszcze głębiej do istoty.
To zaszczyt móc słuchać Nicka i Polly Jean z Wami!!

Marta

***

Dziś wieczór z artystami, których uwielbiam i których dokonania śledzę z wielką uwagą. Kiedy zobaczyłem zapowiedź audycji to najpierw pomyślałem sobie: czy nie lepiej byłoby zagrać "The Boatman’s Call" razem z "Is This Desire?". Przecież to wtedy drogi Nicka Cave’a i PJ Harvey przecięły się, zarówno artystycznie jak i prywatnie. Obie płyty nosiły piętno rozstania ich burzliwego romansu. Ale po chwili doszedłem do wniosku, że zestaw, który zaproponowaliście też jest znakomity, ponieważ płyty, które wybraliście, były dość zaskakujące dla fanów w momencie, kiedy się ukazały. Nick Cave w połowie lat 90. znany był już z bardziej lirycznej strony, ale nigdy wcześniej nie nagrał tak stonowanej, balladowej i opartej głównie na dźwiękach fortepianu całej płyty. Płyty, po której niektórzy obawiali się, że Cave zamienia się powoli w Leonarda Cohena i która przyniosła światu "Into My Arms" – drugi największy (tuż po "Where The Wild Roses Grow") przebój Cave'a.

PJ Harvey w 2011 roku zaskoczyła swoich fanów jeszcze bardziej. Ostre gitary całkowicie zniknęły. Harvey zakochana po uszy w instrumencie muzycznym o nazwie autoharp, czyli rodzaju cytry, który zdominował płytę "Let England Shake". Pierwszy raz w jej dyskografii pojawił się na płycie saksofon. Tematyka wojenno-historyczna nadała płycie nad wyraz poważnego i dostojnego tonu. Pamiętam, że pierwszym utworem z tej płyty, jaki usłyszałem w radiu, był "Written on the Forehead". Zdumiony stwierdziłem, że Harvey nigdy wcześniej nie śpiewała takim głosem, a kawałek przypominał mi rozmarzony, pastelowy klimat starego dobrego 4AD. Pomyślałem wtedy, że zapowiada się wyjątkowa płyta. Dziś, po wieloletnich przesłuchaniach, uważam, że "Let England Shake" to, jak do tej pory, najlepsza płyta artystki nagrana w XXI wieku. Zarejestrowana w St. Peter’s Church w Dorset i otoczona aurą angielskich poetów. PJ dojrzała, stonowana, świadoma wagi słów, których używa do swoich opowieści. Siła rażenia tych piosenek jest wg mnie taka sama jak na płycie "Powstanie warszawskie" Lao Che. Wydawnictwa, które powinny być (odpowiednio w Anglii i Polsce) objęte ochroną jako dobro narodowe i trafić do szkół jako lektura obowiązkowa.

Trzeba koniecznie dodać, że ogniwem łączącym "The Boatman's Call" i "Let England Shake" jest osoba Micka Harveya, który zagrał na obu wydawnictwach.

Szymon

***

Dzisiaj twórczość Cave'a coraz częściej rozpatrywana jest przez pryzmat jego osobistych tragedii i to mniej więcej od tej płyty wszystko się zaczęło. Tak jak Pan Piotr wspomniał niektórzy mają z tą pozycją kłopot i ja to doskonale rozumiem. Płyta powstała po „Murder Ballads” (jedynym sukcesie komercyjnym Cave’a) i rozpoczynała nowe rozdanie. Pojawia się pytanie: czy lepsze? Nick Cave bardzo zminimalizował środki, ograniczył rolę zespołu i otworzył się jak nigdy dotąd (niektórzy twierdzili, że za bardzo). Śpiewa o relacjach z Bogiem, zwraca się do swych partnerek, boleśnie odsłaniając duszę. Zwraca się do PJ Harvey, drugiej bohaterki wieczoru, z którą łączył go burzliwy i jeszcze burzliwiej zakończony romans (no cóż, dla dwóch takich osobowości, autonomicznych twórców o cechach destrukcyjnych za mało tlenu w jednym pomieszczeniu).

Album powstał w bardzo ciężkim dla artysty roku 1997 (romans z Harvey, śmierć przyjaciela Michaela Hutchense) i to słychać.
Kompozycje są znakomite, ale czy ten minimalistyczny aranż wyszedł płycie na dobre? Ja odpowiedzieć jednoznaczne nie potrafię. Wiem jednak, że doprowadziło to do płyt takich jakie artysta nagrywa ostatnio (gdzie wraz ze słuchaczami przeżywa żałobę) i które właśnie ze względu na minimalizm stają się powoli niestrawne. Tęsknię za albumem żywym z pełnoprawnym udziałem zespołu.
Reasumując, płyta dziś słuchana jest pewnym krokiem, ale nie wiem czy we właściwą stronę.

Michał

***

Lubię.
Bardzo lubię.
Ale.
Nieprawda
Że ludzie nie są dobrzy.
Są dobrzy
I tak uczy buddyzm
Problem w tym
Że tą dobroć mają zakrytą.
:)

Paweł

***
Prezentowana dziś "Boatman's Call" jest moją ulubioną płytą Cave'a z tych nastrojowych, songwriterskich i faktycznie zapoczątkowała zupełnie nowy rozdział jego twórczości. Oszczędna i klasycznie piękna, a w warstwie tekstowej jedna również z jego najlepszych. W zasadzie nie mógłbym się do czegokolwiek doczepić. W tym czasie zaczęło się dużo mówić o tym, jak wielki wpływ miał Leonard Cohen na jego nowy wizerunek choć już "Avalanche" w jego wersji zwróciło na to uwagę wiele lat wcześniej. Ja bardziej niż o wpływie myślę o tym, że sam Nick Cave dołączył do grona takich zaszczytnych bardów i że to jego muzyka stała się punktem odniesienia.

Co do PJ Harvey to myślę, że "Let England Shake" jest jedną z jej najlepszych płyt. To jest mocna płyta mimo że sama muzyka taka nie jest. Jeśli już to kojarzy mi się z folkowymi protest songami. Płyta dobrze zniosła te 11 lat i ja ją stawiam na równi z "To Bring You My Love" czy też takimi płytami jak "Dry" czy "White Chalk". Osobny podziw dla PJ nie tylko za jej płyty ale także za to, że jest fanką Pascala Comelade, także współpracowała z nim, tym zyskała w moich oczach jeszcze więcej, jeśli mogę sobie pozwolić na dygresję nieco odbiegającą od głównego tematu.

Jacek

***

Nick Cave to postać jedyna w swoim rodzaju, twórca wyjątkowy w muzyce, którą tworzy, charyzmie scenicznej, tekstach, które pisze, scenicznym wizerunku. Poznałem go przez utwory Stranger Than Kindness i The Carny. Ten ostatni odtwarza z płyty winylowej bohaterka mojego ulubionego filmu Niebo Nad Berlinem, w którym Nick Cave także osobiście się pojawia. Cenię sobie Nicka z początkowych płyt jak i tych klimatycznych, ostatnich. Ostatnio też coraz bardziej za muzykę filmową tworzoną wraz z Warrenem Ellisem. Cave w każdej odsłonie ma w sobie coś magnetyzującego, zatem słucham i dziś…

Ari

***

Tytuł audycji: Wieczór płytowy

Prowadzili: Piotr Metz i Przemysław Psikuta

Data emisji: 15.05.2022

Godzina emisji: 22.00

Czytaj także

WP #277. Barbra Streisand i musical "Hair"

Ostatnia aktualizacja: 02.05.2022 07:30
W tym wydaniu "Wieczoru płytowego" Tomasz Szachowski i Piotr Metz przedstawili dwa albumy. Wśród nich znalazła się płyta jednej z najwybitniejszych wokalistek w historii muzyki popularnej oraz ścieżka dźwiękowa jednego z najbardziej znanych musicali.
rozwiń zwiń
Czytaj także

WP #278. Jimi Hendrix i King's X

Ostatnia aktualizacja: 08.05.2022 14:50
Płyta jednego z najważniejszych gitarzystów w historii rocka oraz album prekursorów grunge'u - tak wyglądały plany na kolejne spotkanie podczas "Wieczoru płytowego". 
rozwiń zwiń