WP #294. Ornette Coleman i Steve Coleman

Ostatnia aktualizacja: 29.08.2022 00:55
W tym wydaniu "Wieczoru płytowego" Tomasz Szachowski i Przemysław Psikuta przedstawili albumy dwóch wybitnych postaci jazzu... o tym samym nazwisku. 
Okładki płyt Steve Coleman and Five Elements  Black Science i Ornette Coleman and Prime Time  Virgin Beauty
Okładki płyt Steve Coleman and Five Elements – "Black Science" i Ornette Coleman and Prime Time – "Virgin Beauty"Foto: materiały promocyjne

W każdą niedzielę słuchamy, razem z Państwem, najważniejszych płyt. Z namaszczeniem i pietyzmem, od początku do końca, strona A, strona B. A dopiero potem: bonusy, konteksty, porównania, komentarze zaproszonych gości. Klasyka, jazz, rock, awangarda, elektronika.

Tym razem były to:

  • Ornette Coleman and Prime Time – "Virgin Beauty" – 1988 Portrait
  • Steve Coleman and Five Elements – "Black Science" – 1991 Novus

Ornette Coleman był amerykańskim saksofonistą jazzowym i kompozytorem. Jest uważany za jednego z twórców i najwybitniejszych przedstawicieli free jazzu. Podstawowym instrumentem Colemana był saksofon altowy, oprócz tego grał również na trąbce i skrzypcach, stosując niestandardową technikę (np. skrzypce traktowane jako instrument perkusyjny). Od początku kariery prezentował bardzo indywidualne i eksperymentalne podejście do muzyki, co spotykało się z niechęcią ówczesnych jazzmanów (m.in. używanie przez niego skal naturalnych i wykraczanie poza system dur-moll było odbierane jako fałszowanie).

Zmarł 11 czerwca 2015 roku w Nowym Jorku w wieku 85 lat.

Steve Coleman (ur. 20 września 1956 w Chicago) to amerykański saksofonista, kompozytor i wizjoner współczesnego jazzu, jego twórczość i idee miały na tę muzykę silny wpływ. Większość albumów Colemana jest dostępna legalnie do darmowego ściągnięcia na jego stronie internetowej.

Zamiast określenia "jazz" woli używać sformułowania "spontaniczna kompozycja", a jego twórczość oparta jest na holistycznym połączeniu muzyki, fizyki, metafizyki, matematyki, języka, tańca i astronomii.


Posłuchaj
160:34 2022_08_28 22_15_12_PR2_Wieczor_plytowy.mp3 WP #294. Ornette Coleman i Steve Coleman (Wieczór płytowy/Dwójka)

 

Komentarze słuchaczy

Mili Panowie, strzał w dziesiątkę! Wybrali Panowie te dwie płyty, których nie mam w swojej, skądinąd, bogatej kolekcji nagrań spod znaku Harmolodic i M-Base.

Ornette Coleman, ojciec jazzowej awangardy, przesunął granicę jazzu poza główny nurt wyznaczony przez swing, bebop, hardbop i cool, wzbogacając go o kolektywną improwizację oraz radykalne koncepcje harmoniczne i atonalność.

Steve Coleman udatnie kontynuował te poszukiwania odchodząc od tradycji muzycznej American Songbook w kierunku rapu, hip-hop, dziedzictwa afroamerykańskiego, muzyki współczesnej. (Co nie zmienia faktu, że potrafi w fascynujący sposób zDekonstruować „Round Midnight” Monka!).

Obaj Muzycy, co warto zauważyć, to jednocześnie wybitni myśliciele obudowywujący swoją twórczość głęboką refleksją teoretyczną, nie tylko muzykologiczną ale kulturową, filozoficzną. A i aktywiści społeczni.

Ponad miesiąc temu miałem szczęście uczestniczyć w znakomitym koncercie Steve Coleman Five Elements podczas XIII Lubelskiego Festiwalu Muzycznego.

Ornette’a wprawdzie tam zabrakło ale jego duch obecny był w świetnym występie koryfeuszy awangardy – Williama Parkera / Hamida Drake’a / Johna Dikeman’a / Luísa Vicente.

Co do Coleman’ów. Obaj panowie, ich twórczość i działalność, to kamienie węglowe (a i milowe :-) współczesnego jazzu, konstrukcji ciągle w procesie budowy, której to są kluczowymi architektami.

Jacek

Ciekawy wybór, sam często zestawiam obu Panów Coleman, gdyż często powracam do ich różnych płyt.

Virgin beauty jest to już późny Ornette Coleman. W tym okresie jego improwizacje stały się niespokojne. Rwane są na krótkie odcinki. Sprawiają wrażenie jakby krótszym czasie Ornette chciał przekazać więcej emocji. Mimo tych zmian nadal jego improwizacje hipnotycznie przyciągają. Jednocześnie do zespołu wprowadził gitary elektryczne i basowe. Słychać to wszystko na dzisiejszej płycie. Nie jest już to czyste free z lat 60-tych. Zastanawiam się, czy w ogóle dzisiejszą płytę można nazwać jazzową, bo może będzie kontrowersyjne to co powiem, ale w niektórych miejscach na tej płycie słyszę czysto rockowe rytmy. Dla mnie Ornette cały czas proponował coś nowego. Jest po prostu niepodrabialny i za to kocham jego muzykę.

Z drugim dzisiejszym bohaterem Steve Colemanem pierwszy raz zetknąłem się na początku lat 90-tych właśnie z dzisiejszą płytą Black Science. Pierwsze moje wrażenie było takie, że pojawiło się w jazzie coś nowego. Nikt przedtem nie wprowadził do jazzu na taką skalę funky, silnej rytmiki, a jednocześnie pozostając przy melodyce. Czasami słychać też, że przestudiował płyty Ornette Colemana, chociaż nie ma w muzyce Steve Colemana naśladownictwa mistrza. W latach 90-tych była to ożywcza fala nowości tym bardziej, że Steve Coleman oprócz „Five Elements” stworzył też bardzo ciekawą formację jazzo-etniczną (The Mystic Rhythm Society), oraz nagrywał jazzowe płyty z raperami. Płyta „Black Science” nadal po ponad 30-tu latach brzmi świeżo.

Andrzej 

W punkt do mojego nastroju dzisiaj. Trzeba szanownym Panom wiedzieć, że słucham Was i jednocześnie ciszej słucham Johnny’ego Casha (gdyż nastrój zdecydowanie u mnie dziś nie funky!). Próbuję z tym jazzem ale Ornette Coleman naprawdę kojarzy mi się z jakąś szamańską prostotą muzyki a ten optymizm (gdybym nie wiedziała, iż to dobra płyta od Was nie wpadłabym na to! Dla mnie brzmi jak jazz pop…) trochę intensywny. 

Proszę wybaczyć moją ignorancję!! Dopiero odkrywam jazz…

Marta

W świecie sztuk wszelakich to jest – moim zdaniem – tak, że im więcej trzeba tłumaczyć i im więcej teorii wymyślać, tym słabsza jest taka sztuka. Z nagrań dzisiaj prezentowanych osobiście zostawiłbym tylko bas – słucha się go z przyjemnością, i tyle. Nagranie przypomina mi naprędce skrzyknięty jam, i chyba najlepiej bawią się przy nim sami muzycy – takie wrażenie mi się nasuwa przy dzisiejszej płycie. Z drugiej strony jest tu tak, jak przy disco (niech będzie nawet polo) czy punkiem – jak komuś sprawia to frajdę, to niech sobie tego słucha. Jest produkt, jest odbiorca – wszystko jest OK. A ten bas jest naprawdę fajny!

Bogdan

Panowie, cieszę się na dzisiejszą audycję i pragnę podzielić się wrażeniami.

Obydwu płyt nie słyszałem wcześniej i o koncepcji harmologics, czy M-Base nie potrafię się wypowiedzieć, ale Ornette’a słuchało się świetnie, bardzo entuzjastycznie, choć słucham obecnie starszych jego płyt i są mi ciekawsze, to barwa jego saksofonu ciągle jest pociągająca.

Muzyka Steve’a natomiast powoduje, że mimo późnej pory każdą kończyną wystosowuję rytm. Chodzi mi o to, że tak wiele tu się dzieje i tak, ta muzyka, ożywia. Perkusja jakby odbijała się od ścian pokoju, wszyscy muzycy są wspaniali, a takiego altu jeszcze nie słyszałem, na pewno sięgnę po więcej. Słucham do końca.

Przemek


***

Tytuł audycji: Wieczór płytowy

Prowadzili: Tomasz Szachowski i Przemysław Psikuta

Data emisji: 28.08.2022

Godzina emisji: 22.00 

Czytaj także

WP #283. The Beatles, Yardbirds i Blind Faith

Ostatnia aktualizacja: 10.06.2022 12:57
W ostatnim wydaniu "Wieczoru płytowego" Tomasz Szachowski i Piotr Metz zabrali słuchaczy Dwójki w lata 60. Słuchaliśmy muzyki stworzonej przez The Beatles do filmu "A Hard Day's Night". Autorzy przedstawili także płytę zespołu Yardbirds, w którego składzie byli znakomici gitarzyści: Eric Clapton i Jeff Beck. Wysłuchaliśmy również jedynego albumu supergrupy Blind Faith z Claptonem, Steve'em Winwoodem i Gingerem Bakerem.
rozwiń zwiń
Czytaj także

WP #287. Mark Hollis, James Blake i Perfume Genius

Ostatnia aktualizacja: 10.07.2022 00:55
Jacek Hawryluk i Przemysław Psikuta w tym wydaniu "Wieczoru płytowego" sięgnęli aż po trzy albumy. Były to: jedyna solowa płyta Marka Hollisa, debiutancki krążek Jamesa Blake'a oraz najnowsze wydawnictwo Perfume Geniusa.
rozwiń zwiń