Czwartek 1.03.2018 roku. Godzina 22.00. Pomimo późnej pory Studio Koncertowe Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego w Warszawie pęka w szwach. Na swoje 81. urodziny Program 2 Polskiego Radia zorganizował koncert, który połączył na estradzie młodych muzyków różnych specjalności, dla których klasyka, współczesność, jazz, improwizacja, folk czy muzyka tradycyjna nie mają tajemnic. W ich filozofii grania podziały gatunkowe istnieją wyłącznie po to, by je zasypywać. By udowadniać, że porozumienie na każdym poziomie jest możliwe, bez względu na tradycje, wykształcenie, estetyczne preferencje. A zjednoczyła ich jedna "kartka papieru"…
"Chwilami człowiek ma wrażenie, że nigdy nic innego w życiu nie robił, tylko słuchał tej muzyki, jakby teraz i zawsze istniała tylko ona" – pisał po premierze In C Terry’ego Rileya, w Music Tape Center w San Francisco w 1964 roku, krytyk Alfred Frankenstein. Gwoli przypomnienia: partytura utworu mieści się na jednej kartce. To właściwie rodzaj tabeli, w której umieszczono pięćdziesiąt trzy motywy-komórki (patterns). Każda wygląda inaczej: od jednodźwiękowych po te bardziej "złożone", kilkunastodźwiękowe. Prostota i oszczędność - jasne dla profesjonalistów oraz amatorów.
Według kompozytora muzyka w In C ma "płynąć". Każdy z wykonawców powinien przechodzić z jednego modułu do drugiego w swoim tempie. Wszystko zależy od instrumentu, ale i od nastroju chwili: napięć i emocji. Każdy z muzyków realizuje "kartkę" Rileya wg własnego pomysłu. Liczby uczestników tego swoistego "happeningu" kompozytor nie sprecyzował, choć sugeruje, że 35 to stan maksymalny. W Warszawie 14-osobowy zespół poprowadził perkusista Hubert Zemler: "Utwór ten znosi tradycyjne pojęcie długości utworu. Ta właśnie jego pozorna <wolność> jest wyzwaniem. Należy zrealizować zapis nutowy z pewną dowolnością, ale nie należy też odbiegać od opisu w didaskaliach. <Mantryczność> i koncentracja przez przeszło godzinę wymagają dużej cierpliwości i spokoju ducha".
Dokładnie pięćdziesiąt lat temu, w 1968 roku, dziesięcioosobowy zespół pod dyrekcją kompozytora dokonał pierwszego nagrania. Jeszcze tego samego roku In C pojawiło się na płycie Columbii "Masterworks" w serii "Music in Our Time".
"Muzyka niepodobna do żadnej innej na świecie" – to jeszcze jedno zdanie, z pierwszej recenzji po premierze, wciąż jest aktualne. Amerykańscy słuchacze byli oszołomieni, choć ponoć w Darmstadt na In C się nie poznano. Po wykonaniu w 1969 roku utwór wybuczano. Europa zaczynała dopiero rozumieć, o co Ameryce chodzi… Na Warszawskiej Jesieni, w tym samym 1969 roku, utwór zaintrygował (a grał Warsztat Muzyczny z Zygmuntem Krauzem przy klawesynie).
Dziś In C rozbrzmiewa pod każdą szerokością geograficzną. Wiemy to, ale zainspirowani afrykańskim wykonaniem z Bamako (Africa Express) i hinduskim z Brooklynu (Brooklyn Raga Massive) chcieliśmy nadać "komórkom" Rileya lokalny, polski koloryt.
Hubert Zemler po raz pierwszy zetknął się z In C studiując na Akademii Muzycznej w Warszawie na początku lat 2000, w okresie pierwszej fascynacji amerykańskim minimalizmem i awangardą II połowy XX wieku. Wcześniej wykonywać się go nie ośmielił. Teraz jednak miał jasny cel: 'nasza wersja miała posiadać ducha mazowieckiej wierzby, rozdartej sosny, pałającej panieńskim rumieńcem dzięcieliny, Urszulki i Orłów Górskiego". Cudo. Zatem na estradzie Studia im. Lutosławskiego do ksylofonu, klarnetu, skrzypiec dołączyły cymbały, lira korbowa i harmonia trzyrzędowa (niezwykle popularna na polskiej wsi, lecz po II wojnie światowej wyparta przez tańszy akordeon). "Kartka Rileya" zakręciła się w rytmie mazurka, nasiąknęła ludowym burdonem, zaszlochała cymbałami. Pozytyw wprowadził rys nieco sakralny, pianino echa mieszczańskiego salonu. "Jest to więc obraz nie tyle jakiejś określonej tradycji, co różnorodności kultur na ziemiach polskich na przestrzeni wieków" – precyzuje Zemler.
Nie byliśmy pierwsi, ale w takim składzie In C zabrzmiało w po raz pierwszy. W naszej orkiestrze zagrali wspaniali muzycy. Każdy z nich włożył w koncert całe serce. Wszyscy czuli powagę chwili. I wszyscy, bez wyjątku, czuli naszego bluesa.
Jacek Hawryluk
***
Płyta do kupienia:
https:\/\/boltrecords.pl/4,extras/146,inc,pl.html