- Moimi pierwszymi muzycznymi fascynacjami był zespół Republika i grupa Pink Floyd - opowiadał czołowy polski pianista jazzowy. - Dzięki nim uświadomiłem sobie, że istnieje muzyka inna niż klasyczna, muzyka, która głęboko mnie porusza. W szkole oczywiście obowiązkowy repertuar zakładał odkrywanie klasyki. Ale na historii muzyki poznawałem tylko suche fakty o kompozytorach, niczego tak naprawdę nie mogłem się o tych ludziach dowiedzieć. Nie wiedziałem, czym żyli, w kim byli zakochani. Trudno było nawiązać emocjonalny kontakt z tymi osobami - dodał.
Młody Leszek Możdżer szybko zakochał się w muzyce jazzowej. - Jazz, który odkryłem głównie dzięki utworom Milesa Davisa i Chicka Corei, okazał się prawdziwie żywą muzyką - mówił. - Każdy muzyk jazzowy ma własny, od razu rozpoznawalny styl. Zorientowałem się, że w przestrzeni jazzu istnieje możliwość wyrażenia swojego prawdziwego ja. I to jest to, o co tak naprawdę w życiu chodzi - powiedział.
Pianista barwnie wspominał czasy, kiedy był członkiem grupy Miłość. - Początkowo ten zespół nie podobał mi się, uważałem ich za swego rodzaju sektę. Chłopaki na powitanie całowali się w usta, wymawiali słowa, których wtedy nie rozumiałem, np. "marihuana". Trudno jednak było mi odmówić Tymonowi Tymańskiemu, który miał prawie dwa metry wzrostu - wyznał artysta. Po pewnym czasie jednak muzyk dał się wchłonąć legendarnej grupie i stał jednym z jej "wyznawców". - Tymon przyznał się w niedawnym filmie "Miłość", że stosował wobec nas pewne psychotechniki. Był w tym zresztą bardzo dobry. I chyba dzięki temu naprawdę tworzyliśmy sektę i wierzyliśmy w to, że uda się zmienić ten świat - mówił.
Zapraszamy do wysłuchania audycji, którą prowadził Tomasz Szachowski.