Elina Duni urodziła się w 1981 roku w Tiranie, na początku lat 90. wyjechała z matką do Szwajcarii i zamieszkała w Genewie.
W "Rozmowach improwizowanych" słuchaliśmy opowieści o dawnej i dzisiejszej Albanii, o dziadku-partyzancie, który chciał nawrócić Envera Hodżę, o poezji Ismaila Kadare i o tym, jak wiele wysiłku potrzeba, aby oczyścić tradycyjną muzykę albańską ze znienawidzonego cepeliowskiego nalotu.
- Muzyka tradycyjna w Albanii była nieustannie wykorzystywana jako narzędzie nacjonalistycznej partyjnej propagandy. Słuchanie piosenek włoskich, amerykańskich czy greckich było zakazane. A wszyscy chcieli słuchać t y l k o tego, co było zabronione. Muzyka ludowa straciła łączność z l u d e m, odkąd stała się narzędziem propagandowym. Dlatego zaczęłam poznawać albańskie pieśni dopiero w Szwajcarii, kiedy nie było już tej presji. Wtedy mogłam się zagłębić w swojej tradycji i odkrywać poetyckie piękno tej muzyki. Dziś zdarza się, kiedy występuję w Albanii, że ludzie mówią mi: "Dzięki tobie i z tobą odkrywamy naszą muzykę”. Albańczycy często albo nie znają tych tematów, albo mają ich po dziurki w nosie przez skojarzenie z nacjonalizmem. Komuniści zrobili coś strasznego: zdefiniowali wszystko, co albańskie, a potem tę albańskość rozdęli do takich rozmiarów, że wszyscy ją znienawidzili. W rezultacie kiedy otwarto granice, wszyscy chcieli uciec i nie oglądać się za siebie, żeby broń Boże nie zobaczyć albańskiej flagi...
Audycję przygotowali Tomasz Gregorczyk i Janusz Jabłoński
jamsesion@polskieradio.pl
facebook.com/improwizowane
bch