Wayne Shorter, Herbie Hancock, Kenny Barron, Esperanza Spalding, Terence Blanchard, Marcus Miller i Lionel Loueke – długa jest lista wybitnych jazzmanów, z którymi nagrywała wokalistka, Gretchen Parlato. Wielcy improwizatorzy lubią z nią współpracować, krytycy zaś zwracają uwagę na dar interpretacji, zmieniający każdą piosenkę w niezwykle oryginalne i osobiste wyznanie, a także na jedyne w swoim rodzaju, subtelne poczucie rytmu.
Gretchen Parlato wspominała w "Rozmowach Improwizowanych", że dorastała w domu, w którym rodzina zajmowała się muzyką i sztuką. Mała Gretchen nabierała przekonania, że muzyka jest dla niej czymś naturalnym. Czuła, że ma ją we krwi. Była jak gąbka i starała się naśladować każdy dźwięk, który słyszała. Miała dwa lata, gdy mama nagrała ją podczas kąpieli – podobno zawsze śpiewała w wannie – z perspektywy czasu ocenia to jako "słodką pamiątkę”. Już wtedy jej rodzice, którzy sami byli muzykami, stwierdzili u niej muzyczny potencjał. – Na szczęście miałam możliwość rozwijać się w tym kierunku – podkreśliła. Jej głos z tamtego okresu można znaleźć w jednym z nagranych przez nią utworów.
Wokalistka podkreśliła, że chociaż wielu krytyków uważa jej sposób śpiewania za "niewymuszony", to w rzeczywistości jest to myląca ocena. Parlato przyznała bowiem, że włożyła dużo pracy w swój śpiew. – Medytacja jest czymś, co nie wiąże się z wysiłkiem, w końcu siedzisz i nic nie robisz, nawet nie myślisz, tylko po prostu oddychasz. Jednak większość ludzi tego nie potrafi, bo coś bez przerwy się dzieje i ich rozprasza. Z moim śpiewem jest podobnie. Z jednej strony łatwo jest robić coś, co samo przychodzi, ale z drugiej, potrzeba dużo czasu i wysiłku zanim uznasz, że jest dobrze - tłumaczyła Gretchen Parlato.
Rozmawiali Tomasz Gregorczyk i Janusz Jabłoński.
jamsession@polskieradio.pl
facebook.com/improwizowane
pp