Złote ręce Kazimierza Korda

Ostatnia aktualizacja: 19.12.2010 00:00
- Nie ma sensu spuszczać wody, gdy grana jest piękna aria Mozarta - mówi Annie Skulskiej gość dwójkowych "Słów po zmroku". Obchodzący 80. urodziny Kazimierz Kord nie szczędzi krytycznych uwag także innym przejawom współczesnego życia muzycznego.
Audio

Jeden z najwybitniejszych polskich dyrygentów myśli o napisaniu książki dla młodych dyrygentów. - Trzeba mieć brzmienie w rękach, poczucie przedtaktu, rozluźnienie ręki, zrozumienie dla wokalistyki i posunięcia smyczka - mówi Kazimierz Kord. - Wielu młodych ludzi nie posiada tych umiejętności. Coraz powszechniejszy staje się wśród nich  brak solidnego wykształcenie muzycznego.

I chyba wie, o czym mówi. Naukę dyrygentury w krakowskiej Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej rozpoczął bowiem dopiero przed trzydziestką, po ukończeniu studiów pianistycznych w Leningradzie, u słynnego pedagoga Władimira Nilsena. - Genialnie słyszał i rozumiał muzykę, nie tylko fortepianową. Od niego nauczyłem się prawdziwej muzykalności - wspomina. - Bez opieki takiego mistrza nie sposób zostać wybitnym artystą.

Polskie, a potem światowe środowisko muzyczne szybko doceniło ogromny potencjał młodego Korda. Dwa lata po ukończeniu studiów powierzono mu funkcję dyrektora, stojącego wówczas nad przepaścią, Teatru Muzycznego w Krakowie. Dyrygent postawił wtedy na geniusz, choć nie swój. Po miesiącach starań udało mu się namówić do współpracy samego Tadeusza Kantora. Ponoć decydujący okazał się argument: - to musi się podobać...

I podobało się. "Don Kichot" Masseneta w reżyserii Kantora oraz pod muzyczną opieką Korda okazał się przebojem i uratował krakowską operę przed zamknięciem. Szybko pojawiły się propozcyje z całego świata, w tym z najbardziej prestiżowej Metropolitan Opera, z którą polski dyrygent związany był przez całe dekady. Z rozrzewnieniem wspomina czasy, gdy władzę w teatrach sprawowali genialni śpiewacy i nie ukrywa swojego krytycznego stosunku wobec współczesnej dominacji reżyserów. - "Nowoczesne" inscenizacje nie trafiają do słuchaczy, bo często nie mają żadnego związku z partyturą - twierdzi. -  Nie można snuć na scenie opowieści, które nijak mają się do emocji oraz treści zawartych w muzyce.

Czy to wspomnienia z okresu, gdy pełnił funkcję dyrektora warszawskiej Opery Narodowej (2005-2006)? Wiele uwagi poświęca wciąż Kazimierz Kord Filharmonii Narodowej, z którą związany był niemal przez ćwierćwiecze (1977-2001). - Pierwsze dziesięć lat zajęło mi nauczenie zespołu grania równo i bez fałszów. Dlatego przeciwny jestem współczesnym, kilkuletnim kontraktom - wspomina. - Orkiestra jest tak dobra, jak dobra była w poniedziałek.

Kordowi po raz kolejny udało się doprowadzić do wyśmienitej formy instytucję chyląca się ku upadkowi. W drugie stulecie swojej działalności warszawska orkiestra weszła jako jeden z najlepszych zespołów symfonicznych w Polsce. Zresztą Kord odbył z nią wiele tournées po Europie, USA, Australii oraz Chinach i Japonii.

Aby wysłuchać całego wywiadu z Kazimierzem Kordem, wystarczy kliknąć ikonę dźwięku "Złote ręce Kazimierza Korda" w oknie "Posłuchaj" po prawej stronie.



Czytaj także

Dyrygencka płytoteka

Ostatnia aktualizacja: 02.08.2010 18:36
"Moja pierwsza płyta kosztowała 173 tysiące" - o swojej fonograficznej kolekcji opowiada Łukasz Borowicz.
rozwiń zwiń