Wydaje się być też niekwestionowanym liderem na naszym podwórku w wydawaniu płyt. Zapewne duża w tym zasługa nie tylko jego talentu i szerokich horyzontów muzycznych, pozwalających mu na współpracę z takimi osobowościami spoza jazzowego świata jak choćby Anna Siuda, ukrywająca się pod pseudonimem An On Bast – mistrzyni muzyki post-techno, ale też posiadanie własnego wydawnictwa Fortuna Records. Efekt? Jego kolejne albumy przepełnione są dźwiękami pochodzącymi z laptopa, syntezatorów, samplerów. Jego trąbka raz gubi się, raz unosi w rywalizacji z pokręconymi, wijącymi się i zgrzytającymi dźwiękami podrzucanymi mu przez muzyczną partnerkę. Nils Pettera Molvaer przy tym, to rzeczywiście poprzedni wiek, ale wszyscy, którym taka improwizacja przypadła do gustu, zapewne odnajdą tutaj wiele zbliżonych brzmień, choć klimaty są o wiele bardziej rozbudowane i zmienne. Szczytowym osiągnięciem duetu wydaje się album: "Electroacoustic Transcription of the film music by Krzysztof Penderecki", na którym mamy do czynienia z przetwarzaniem dźwięku trąbki na tle fragmentów zaczerpniętych z muzyki filmowej naszego wielkiego kompozytora. Znane dzieła tworzące ścieżki do takich obrazów, jak: „Rękopis znaleziony w Saragossie”, "Katyń" czy „Szyfry” nabierają nowych znaczeń i kształtów.
Równie wymagającym albumem są „Tropy” – też duet, ale tym razem partnerem Fortuny jest pianista Krzysztof Dys, z bardzo ciekawej formacji Soundcheck. Muzyka pozbawiona struktur, melodii, zrozumiałego podziału na role. Głęboka, sakralna atmosfera to nie przypadek, album nagrany został bowiem w kościele. Pamiętacie Państwo płytę „Korozje” będącą rejestracją wspólnego jamowania „wczesnego” Stańki z Andrzejem Kurylewiczem? Wtedy nasz najlepszy trębacz nawet nie myślał o tym, że będzie tworzył tak wyważoną muzykę jak obecnie w ECM. Nie wybiegałbym zbytnio w przyszłość, ale nie zdziwię się, jeśli po latach płyta ta nabierze statusu „classic album”. Czego sobie i Maciejowi Fortunie z całego serca życzę.
Nie ma jeszcze 30 lat, a nie dość, że jest członkiem kilku zespołów liczących się na naszej krajowej scenie m.in Projazzteren, Soul Essense Quartet, Jazz Big Band '75, Eljazz Big Band i przede wszystkim Piotr Lemańczyk Quartet – North – to po pierwszym przesłuchaniu jego albumu „Szymon Łukowski Quintet” (wyd. Soliton) słychać, że doskonale wie, co chce robić. Tu nie ma rewolucji, rywalizacji tylko po to, by udowodnić sobie, że jest się najlepszym.
Klasyczne jazzowe trio, które nie czerpie wzorów z produkcji ECM ani ACT-u? To dziś chyba oznaka buntu, sprzeciwu wobec podążania tylu różnych zespołów w stronę melancholii lub szorstkości Skandynawii. Confusion Project – „How To Steal A Piano?” podąża w zupełnie innym kierunku. Muzycy starają się ze swoim spojrzeniem na jazz wyjść poza obręb jego ortodoksyjnych słuchaczy i wykorzystywać całą paletę okołojazzowych brzmień nawiązując nawet do dixielandu. To może irytować miłośników wyraźnego stylu, uważających muzyczny misz masz za bezguście. Confusion Project ma na ten temat inne zdanie – na swojej debiutanckiej płycie starają się zawrzeć jak najwięcej swoich przemyśleń na temat różnorodności wpływów i motywów kształtujących przez lata muzykę improwizowaną i nie starają się na siłę nadawać swojej twórczości nadmiernej wielkości. Dlatego ich krążek poleciłbym wszystkim, którzy chcą do jazzu przekonać wszystkich tych, którzy słuchając Możdżera, Pawlika czy Jagodzińskiego – „po prostu tego nie czują”. „How To Steal A Piano?” jest na tyle pojemne, że może pokonać nie jeden lęk przez improwizacjami.
Posłuchajcie „Kwaśnego bluesa” – ile tu luzu, nieśpiesznego grania, powiedziałby uśmiechu członków zespołu – choć to oczywiście jedynie założenie. Nigdzie nie gonią, potrafią cieszyć się chwilą i wspólnym zapętlaniem kolejnych melodii. Marcin Gawdzis - trąbka, fluegelhorn; Dominik Bukowski - wibrafon; Maciej Sadowski - kontrabas oraz Sławomir Koryzno – perkusja i oczywiście Szymon Łukowski – na saksofonie tenorowym i klarnecie basowym. Znakomite duety w „chórkach” Gawdzisa i Łukowskiego, świetne solówki Sadowskiego i niczym spadające krople deszczu dźwięki wibrafonu Bukowskiego – znakomita płyta polskiej młodzieży!
Co z tego, że zapewne już przy założeniach na nowy krążek miało być wszystko po równo – każdy jest liderem, jeden za wszystkich, wszyscy za jednego – kiedy i tak w ostateczności kolegów z zespołu przebija niezawodny mistrz wibrafonu, nasz polski Gary Burton, czyli Dominik Bukowski. Jeśli jednak ktoś niekoniecznie jest miłośnikiem wydawanych przez niego dźwięków, to i tak powinien po krążek „Fugu” (wyd. Soliton) sięgnąć. Dlatego, że mało polskich zespołów osiągnęło taki stopień wzajemnego zgrania, zrozumienia, chodzenia tymi samymi ścieżkami, co właśnie ekipa Orange Trane Acoustic Trio tworzona przez kontrabasistę Piotra Lemańczyka, perkusistę Tomasza Łosowskiego i wspomnianego Bukowskiego. Zróżnicowane, ekspresyjne, nieraz bardzo ostre kompozycje – częste ściganie się na złamanie karku, bezpardonowe wchodzenie w zakręty i... wielka wyobraźnia muzyków sprawiają, że płytką tą śmiało można pochwalić się przed znajomymi z zagranicy, którzy nie wiedzą, co to znaczy współczesny polski jazz.
Bliskowschodnie dźwięki, klezmerskie konotacje, afrykańskie tańce rytualne, ludowe, słowiańskie przyśpiewki? Awangardowa elektronika, minimalizm, sakralne wycieczki w stylu Arvo Parta? Tyle pytań, odpowiedzi brak. Jeśli to państwa dziwi, to proszę przesłuchać dwa pierwsze numery zespołu Pole na ich krążku „Radom” (wyd. Kilogram Records) i poszukać lepszych drogowskazów. Perkusista Jan Emil Młynarski, obsługujący gitarę, bas i syntezatory Piotr Zabrodzki i najbardziej ekspresyjny na płycie, pełen pasji, odwagi i pewnej dozy szaleństwa, grający na klarnecie i flecie Michał Górczyński. Krótki i to krążek – trochę powyżej pół godziny – to nie zadowala. Stanowi jedynie dłuższe preludium do kolejnych albumów zespołu, gdyż aż się prosi, by chłopaki szli dalej tą drogą. Zaprezentowali wiele pomysłów, cześć z nich jednak ledwie liznęli, pozostawiając, widocznie, ich dalsze rozwinięcie na później. Mam nadzieje, że to „później” będzie jak najszybciej!
Mieczysław Burski