Marek Napiórkowski - wirtuoz gitary, który zaczynał od... skrzypiec

Ostatnia aktualizacja: 10.11.2024 13:29
Marek Napiórkowski - wirtuoz jazzu, określany mianem czołowego gitarzysty w naszym kraju. Niezmiennie pojawia się na szczytach polskich rankingów i jest doceniany zarówno przez branżę, jak i krytykę. Nic dziwnego - każde nowe przedsięwzięcie tego artysty to podróż w coraz ciekawsze rejony muzyczne, przypieczętowane rozpoznawalnym stylem i niezwykłą charyzmą.

Od początku swojej kariery Marek Napiórkowski był szesnastokrotnie nominowany, a w 2019 wyróżniony statuetką Fryderyka. Otrzymał również nominację do Polskiej Nagrody Filmowej "Orły" 2023 oraz Nagrodę Publiczności w konkursie Krakowskiego Festiwalu Muzyki Filmowej. Muzyk przyznał, że chociaż nagrody nie są najważniejsze, jednak potrafią dowartościować. 

Posłuchaj
57:08 2024_11_10 10_00_13_Cafe_muza.mp3 Marek Napiórkowski - wirtuoz gitary, który zaczynał od skrzypiec (Cafe "Muza"/Dwójka)

- To jest bardzo miłe, kiedy jakieś gremium chce zauważyć naszą pracę. Nawet rankingi, w których od lat moje nazwisko się błąka, to może nie jest Wielka Pardubicka w muzyce, ale ja mam wdzięczność do tego wszystkiego. Za każdym razem szczerze się cieszę - podkreślił gitarzysta.

Czytaj też:

Muzyczne początki Marka Napiórkowskiego

Pierwsze kroki w muzyce Marek Napiórkowski zaczął stawiać jako siedmiolatek. Rodzice zapisali go wtedy do szkoły muzycznej na skrzypce. - Rzępoliłem w tej szkole muzycznej przez dwa lata. A rzępoliłem, bo nauczycielka tego instrumentu przyjeżdżała do Jeleniej Góry z Wrocławia mniej więcej raz na miesiąc. Niewiele więc się nauczyłem, nikt tam nie potrafił mnie zachęcić, żebym został muzykiem.

Przełom nastąpił dwa lata później, kiedy mając 9 lat wyjechał na wakacje do babci. To właśnie wtedy zaczął interesować się gitarą. - Ciocia Basia, przy użyciu gitary marki Defil, pokazała mi cztery nieśmiertelne akordy, które umożliwiały mi wykonanie utworu Diana Paula Anki: C-dur, a-moll, d-moll, G-dur. Z niewiadomych przyczyn zacząłem się wtedy uczyć piosenek. Wróciwszy do domu zapytałem mamę, czy kupi mi gitarę. Pojechałem po nią nawet sam do Wałbrzycha. Mogłem na tej gitarze pobrzdąkać i ją odstawić, ale wszedłem z nią w jakąś relację - wspominał Marek Napiórkowski.

Od grania na klatce schodowej do warsztatów jazzowych

Kolejne wydarzenia, które doprowadziły Marka Napiórkowskiego do bycia wirtuozem gitary jazzowej, były – jak mówi – "magicznymi zdarzeniami, jak z filmów, gdzie los decyduje o dalszych sytuacjach".

- Pokazałem te akordy Arturowi Lesickiemu. I zaczęło się coś niezwykłego w naszym życiu, bo on też postanowił mieć taką gitarę. Te "cedury" zaczęliśmy rozwijać w ciut bardziej skomplikowane akordy, jednak pozostawaliśmy w obrębie rocka i bluesa. Zaczęliśmy się wspierać i grać razem na klatce schodowej, ku utrapieniu sąsiadów. Chociaż później wszyscy mówili, że uwielbiali, jak brzdąkaliśmy - żartował muzyk.

- Zaczęliśmy grać na tych gitarach, w lokalnych zespołach, próbowaliśmy razem coś tworzyć, aż jak miałem 16 lat pojechałem na warsztaty jazzowe do Chodzieży. I tam się wszystko zaczęło. Graliśmy sobie w domu kultury, natomiast to, że będę mógł kiedyś robić to zawodowo, pozostawało w kategorii marzeń przez wiele lat. Nawet nie wiem, czy o tym marzyłem, bo to mi się wydawało nierealne - wspominał artysta.

Pedagog, autor muzyki filmowej

Dziś Marek Napiórkowski jest nie tylko muzykiem, ale również profesorem sztuk muzycznych i wykładowcą w klasie gitary jazzowej na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie. Zdarza mu się również mieć kontakt z najmłodszymi, zaledwie kilkunastoletnimi adeptami gitary. - Jestem czasem zapraszany na warsztaty gitary klasycznej, gdzie moim zadaniem jest otwierać muzyków klasycznych na improwizację. Gdyby tego typu działania były powszechne, to wpłynęłoby pozytywnie na rozwój wszelkich gatunków muzycznych w Polsce - przyznał.

Artysta działa nie tylko jako kompozytor autorskich płyt. Realizuje się bowiem także jako kompozytor muzyki teatralnej i filmowej, m.in. do filmu "Miłość i puste słowa" w reżyserii Małgorzaty Imielskiej czy "Bejbis" Andrzeja Saramonowicza.

- Kiedyś kompletnie nie wierzyłem w zamówienie. Uważałem to za coś gorszego. Jestem z etosu romantycznego i wierzyłem, że nie siadasz przy kartce, tylko wena przychodzi. Ale potem przeczytałem parę biografii i dowiedziałem się, że np. Gombrowicz codziennie o siódmej rano siadał przy tej pustej kartce. Zrozumiałem wtedy pewne rzeczy. Lubię to powiedzenie Picassa, że natchnienie istnieje, o ile zastanie cię przy pracy.

W poszukiwaniu weny

Z jednym z wywiadów powiedział, że istotne w byciu artystą jest to, żeby mieć o czym grać. Jak sam mówi, jego marzeniem jest kultywacja tej wiary.

- Dzisiaj jestem trochę zmęczony intensywnością pracy. Dzisiaj chciałbym, żeby wróciła mi ochota do robienia nowych rzeczy bez jakiegoś szczególnego planu. Żebym znowu złapał ten rytm, ten imperatyw, żeby robić coś nowego. To jest dla mnie definicja szczęścia, żeby wena mnie nie opuszczała. Ale teraz spędzam dużo czasu na scenie i to jest dla mnie największa frajda - opowiadał Marek Napiórkowski.

Zobacz też: Marek Napiórkowski Sextet w cyklu "Jazz.PL" >>>

***

Tytuł audycji: Cafe "Muza"

Prowadzenie: Roch Siciński

Gość: Marek Napiórkowski (gitarzysta jazzowy)

Data emisji: 10.11.2024

Godz. emisji: 10.00

am

Czytaj także

Krzysztof Ścierański - 50 lat na scenie. "Jestem w tym świecie trochę obcy"

Ostatnia aktualizacja: 11.10.2024 12:12
- Uznanie jest bardzo miłym uczuciem, ale nie wpływa na mnie mobilizująco do dalszej pracy. Zaczynam wiedzieć, co znaczy "spocząć na laurach", a symptomem tego jest chęć podróżowania tramwajami w Krakowie. Osoby w wieku dojrzałym mają ten przywilej, że mogą przemieszczać się bezkarnie bez biletu. To fantastyczne, bo mogę zwiedzić nieznane mi jeszcze miejsca - mówił w Dwójce gitarzysta Krzysztof Ścierański, który w tym roku świętuje jubileusz 50-lecia pracy artystycznej.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Jazz Jamboree - festiwal, na którym bywali wszyscy

Ostatnia aktualizacja: 09.11.2024 18:24
Jazz Jamboree to jeden z najstarszych festiwali jazzowych w Europie. Pierwszy odbył się w warszawskiej Stodole w 1958 roku pod nazwą Jazz 1958. Przez blisko sześćdziesiąt lat gościł prawie wszystkich najwybitniejszych muzyków jazzowych z całego świata. Był nie tylko miejscem wspaniałych koncertów, ale pełnił też rolę środowiskotwórczą.
rozwiń zwiń