175:46 2021_02_21 22_00_49_PR2_Wieczor_plytowy.mp3 WP #215. Wspomnienie Chicka Corei (Wieczór Płytowy/Dwójka)
W każdą niedzielę słuchamy - razem z Państwem - najważniejszych płyt. Z namaszczeniem i pietyzmem - od początku do końca, strona A, strona B. A dopiero potem bonusy, konteksty, porównania, komentarze zaproszonych gości. Klasyka, jazz, rock, awangarda, elektronika.
Tym razem były to:
- Chick Corea, Miroslav Vitous, Roy Haynes - Trio Music, Live in Europe - 1986 ECM
- Chick Corea, John McLaughlin - Five Peace Band Live [Part I] - 2009 Concord Rec.
***
Bohaterem ostatniego Wieczoru Płytowego był legendarny artysta jazzowy Chick Corea.
Dwie płyty i dwie różne odsłony muzycznego wcielenia pianisty przeniosły nas w świat wysublimowanych brzmień wirtuoza klawiszy. Wspomnienie niedawno zmarłego artysty odbiło się echem również w waszych wiadomościach. Zawsze chętnie czytamy od was listy i ciekawe komentarze, dlatego poniżej prezentujemy przemyślenia, którymi się z nami podzieliliście podczas ostatniej audycji:
Naszła mnie pewna refleksja, wspomnienie, bo przecież muzyka to - poza czystą formą, napięciem, energią tworzącymi się między muzykami, artystami - możliwość dotknięcia czasu, jego fenomenu, upływu. Możliwość wyjścia poza ramy teraźniejszości, nieustannego powrotu. Są takie płyty, jak właśnie dziś słuchana. Pamiętam dobrze ten wieczór, wrzesień 87 roku, gdy ja usłyszałam w zachodnioniemieckiej stacji radiowej. Ale to co istotne: słuchanie Corei, otworzyło mi uszy, głowę na inna muzykę. W tym wypadku zaczęło się, rzecz jasna, od preludiów Scriabina op. 11. Później muzyki Debussy'ego i Bartoka. To chyba moja ulubiona płyta Corei. Jest w niej wszystko. Mogłaby mi starczyć za wszystkie inne. Jest z jednej strony kwestią sentymentu, z drugiej wspomnianego otwarcia na całą wspaniałą literaturę fortepianową z pierwszej połowy XX wieku. A co do polskich pianistów, w których grze słychać wpływ Chicka Corei. Może coś w grze Herdzina. Mam takie mgliste wspomnienie. Kwestia romantyzmu, lirycznego zacięcia, artykulacji? Pozdrawiam serdecznie.
Iwona Filipowska
Album "Trio Music Live in Europe" to soczyście jazzowa, koncertowa współpraca wraz z Vitous’em i Hayens’em o bardzo klasycznym brzmieniu tria prowadzącym słuchacza zarówno przez piękne dźwięki fortepianu, jak w Prelude No. 2, czy ognistej, energetycznej opowieści tria wraz basem i perkusją na I Hear A Rhapsody. Słuchając płyty czuje się, że jest to muzyka tworzona na żywo z całym tego dobrodziejstwem i zachwytem a jednocześnie utrzymana w najwyższej perfekcji. To takie przeżycie muzyczne, w którym chciałoby się uczestniczyć przynajmniej raz w tygodniu. Five Piece Band Live to podobnie koncertowe nagranie ale jakże inny muzyczny smak z brzmieniem elektrycznej gitary McLaughlina, elektrycznym fortepianem czy syntezatorami z których Chick Corea wyczarowuje niesamowite dźwięki. Album zdaje się być trochę podróżą muzyków do czasu współpracy z Miles’em Davis’em co potwierdza zagranie "In a Silent Way/It’s About That Time" ale też jest dowodem, że po wielu latach można było te wspomnienia przywołać w sposób świeży, kreatywny i błyskotliwy. Dopiero na początku roku zacząłem się przyglądać różnorodności dyskografii Chick’a Corea i nadal nie zdumiewa rozległość jego zainteresowań i muzycznych podróży przy jednoczesnym bezsprzecznie wysokim kunszcie tworzenia. Wielka szkoda, że odszedł ale też olbrzymia radość z tak licznych, pozostawionych nagrań. Gdy przyglądam się twórczości muzyków będących od lat na scenie, posiadających bogaty dorobek fonograficzny zawsze fascynuje mnie jak rozwijają swoją ścieżkę idąc za głosem wewnętrznej, twórczej intuicji. Bywa ,że mamy zespoły grające latami i zachowujące to samo brzmienie co samo w sobie może nawet nie być złe. Chick Corea zawsze jawił mi się jako wielka ikona jazzu, muzyk, który potrafił podejmować różne wyzwania realizując w nich swoją wyobraźnię.
Ari Dykier
Coś niebywałego! Zawsze, żeby zorientować się mniej więcej w repertuarze niedzielnego Wieczoru Płytowego, myszkuję w sieci dla pobieżnego odsłuchania materiału, który ma być nadawany i sprawdzam, czy warto "przygotować sprzęt nagrywający". Dzisiaj rano miałem "rzucić okiem" na Trio Music live in Europe. Skończyło się na odsłuchu całości. Już wiem, że tu nie ma co szykować kasety, nie ma co czekać na podcast - tu trzeba poszukać i kupić płytę!!! Panowie - ależ koncert, ależ oni grają! Nie siedząc mocno w temacie, spodziewałem się popisów Chicka Corei z akompaniamentem panów kontrabasisty i perkusisty, którzy będą podawać tempo i podstawę do akordów. A to jest gra trzech solistów! Trzech solistów, którzy po pierwsze traktują się jak partnerzy, po drugie słuchają się nawzajem, po trzecie budują razem rewelacyjną całość. Nie dość, że w utworach granych razem we trójkę każdy ma chwilkę dla siebie, to w zasadzie tę płytę trzeba odsłuchać trzy razy, za każdym razem skupiając się na grze tylko jednego z instrumentów - tak dużo i tak ciekawie się tu dzieje! Bardzo ciekawie gra pan Vitous na kontrabasie, co jakiś czas sięgając po smyczek. Pan Corea wcale nie zdominował kolegów, a swoje partie gra fenomenalnie. Pan perkusista - wydaje mi się, że czasem - nie wiem czy jak to ująć - gra wręcz w opozycji do pozostałych, to absolutnie nie jest tylko proste trzymanie rytmu. Każdy z panów ma swój utwór solowy (tutaj najbardziej podobał mi się smyczkowy "Transformation" Vitousa), ale najbardziej fenomenalny efekt słyszę w grze zespołowej. Moi faworyci to otwierający, wręcz przebojowy bym powiedział "The Loop" oraz dwa długie, pełne zmian tempa i nastroju poematy: "Summer Night" i "Mirovisions". Ależ wyczucie, ależ swing, ależ dramaturgia! Jakbym miał kogoś namawiać do jazzu - to chyba właśnie puszczałbym tę płytę!!!
Dj Stachu
Z muzyką Chicka Corei znam się zaledwie od trzech miesięcy, w miejskiej bibliotece w alejce "Jazz" pośród większości mi nieznanych nazwisk zaintrygowała mnie grafika na okładce płyty "Five Peace Band". Album okazał się dwupłytowy i ukazał muzykę mi dotąd w takiej formie nie słyszaną. Muzyka na powyższym albumie w moim wrażeniu reprezentuje poziom wyższych lotów, melodie zawarte na nośniku są kosmicznie rozciągniętymi kompozycjami, które po chwilach genialnych wzlotów wracają niespodziewanie do swych rytmicznych korzeni ku uciesze i odczuciu dynamiki, która pozostawia niewiele miejsca na odpoczynek prezentując zaraz coś ciekawszego. I tak to w moim odczuciu ma miejsce na całej rozpiętości zawartości krążków. Fakt, lądują w końcu kompozycją "In a Silent Way" z pomocą gościa na płycie w postaci Herbiego Hancocka. Płyta nie nudna i nie na jeden raz, polecam słuchaczom, którzy lubią Fusion i wrażenia z muzyki. W zeszłym tygodniu, we wtorek na antenie w "Poranku Dwójki" była do wygrania płyta pianisty Keitha Jarretta. W krótko przed godziną dziewiątą rano wybrzmiał utwór pianisty, który brzmiał odrębnie wobec muzyki Jarretta i zarazem bardzo świeżo co o poranku jest bardzo pożądane. Po sprawdzeniu playlisty na ten dzień ukazał się "Chic Corea" z utworem "Spain". Utwór ten nasunął mi skojarzenie poprzez swój styl i brzmienie do muzyki mi już dotąd poznanej z płyty Five Peace Band. Wówczas piątek o poranku redaktorzy radiowej Dwójki ogłosili smutną wiadomość. Z trójki wielkich pianistów Jarreth, Hancock, Corea właśnie muzyka Chicka Corei najbardziej do mnie przemawia, no chyba że jeszcze McCoyTyner.
Mateusz Wadas
Poruszyliśmy również wątek pianisty, który w Polsce podążałby szlakiem Chicka Corei:
Udało mi się być na koncercie jego zespołu w roku 2005 w Wilnie, grał wtedy dużo hiszpańskich rytmów, ale jego twórczość i gra na "klawiszach" były tak różnorodne, że wydaje się, iż można znaleźć tego smaki (niekoniecznie zapożyczenia!) w tym co grali zarówno polscy pianiści jazzowi obficie czerpiący z muzyki klasycznej - ze starszego pokolenia Adam Makowicz, a z młodszych Leszek Możdżer, jak i w mocno opartej na bluesie grze Wojciecha Karolaka oraz łączącej oba "podejścia" fortepianowej poezji Marcina Wasilewskiego.
Paweł Balcerzak
[…] Co do polskich pianistów u których słychać Coreę, kiedy usłyszałem Możdżera grającego Chopina od razu pomyślałem, że gdyby Corea grał Chopina, to grałby dokładnie tak samo.
Miałem w Gliwicach okazję podzielić się tą opinią z częstym partnerem Możdżera, Larsem Danielssonem. Przyznał, że coś w tym jest.
Lech Ratyński
Kiedy słucham dzisiejszej płyty Chicka Corea myślę o Andrzeju Jagodzińskim.
Zbigniew Czarniawski
Myślę, że trudno będzie znaleźć polskiego pianistę, który przyznałby się do podążania szlakiem Chicka Corei. Albo innego wielkiego muzyka jazzowego. Przecież nawet bardzo szeroko rozumiany gatunek jazzowy to dziedzina, gdzie liczy się własny głos, gdzie trzeba umieć wyrazić coś osobistego na swój własny sposób. No tak, ale to jest to, co spodziewałbym się usłyszeć od muzyka. Jako słuchacz mam luksus swobody porównań, ale... tu też jest problem. Znaleźć "takiego" nie będzie łatwo... Do głowy przychodzi mi nazwisko muzyka, którego słuchałem jeszcze w czasach studiów, ale szybko zniknął jakoś z horyzontu. Mam na myśli Juliusza Mazura z zespołu (kto ich jeszcze pamięta?) Crash, gdy jego graj (z zespołem) na elektrycznym fortepianie przypominała nieco pierwszą edycję RTF. Słuchałem ich za każdym razem, kiedy pojawiali się we Wrocławiu, i były to niezapomniane chwile. Obok basisty dysponującego bardzo... "konkretnym" dźwiękiem był jednym z moich ulubionych polskich muzyków w tamtym czasie.
Bogdan Jarosz
***
Tytuł audycji: Wieczór płytowy
Prowadzili: Tomasz Szachowski i Przemysław Psikuta
Data emisji: 21.02.2021
Godzina emisji: 22.00