Książki Ziemowita Szczerka, laureata Paszportu "Polityki" w kategorii literatura za 2013 rok, "Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian" dziś próżno szukać w księgarniach. Na szczęście wydawca już zdecydował się na dodruk, bo zainteresowanie tą publikacją jest ogromne.
Ziemowit Szczerek przyznaje, że zdziwiła go reakcja Ukraińców na tę książkę, którzy podeszli do niej w sposób bardzo dojrzały. - Nie opisałem Ukrainy jako Meksyku Europy. Pokazałem ją taką, jaką widzą ją Polacy, jadąc tam szukać "hardcoru". Spodziewałem się gromów na swoją głowę - przyznaje gość "4 do 4".
Ta książka to proza stylizowana na reportaż z podróży. Autor nie zdradza, które z opisanych doświadczeń miały miejsce w realnym świecie, choć zaznacza, że przemycił kilka wątków autobiograficznych. - Należałem do pierwszej fali osób zachłyśniętych Ukrainą. Trzeba było trochę dojrzeć i nauczyć się patrzeć z dystansem. Dostrzec to, że Polska niewiele się od Ukrainy różni - opowiada Ziemowit Szczerek o swojej przygodzie z naszym wschodnim sąsiadem.
Zdaniem autora "Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian" Europie Wschodniej, do której i my należymy, mimo że się "westernizujemy" od tysiąca lat, nie udało się faktycznie doszlusować do Zachodu. - Przestrzeń publiczna w Polsce jest przestrzenią czysto wschodnioeuropejską, która nie jest przyjemna do życia. Ten cały bajzel, całe rozkraczenie, nieogarnięcie, budowanie wszystkiego gdzie tylko się da, brak ogólnej koncepcji i ładu społecznego to coś co nas charakteryzuje - mówi gość Czwórki. - Mi to się w jakiś sposób, perwersyjnie podoba, ale trzeba pogodzić się z faktem, że nie jest to przyjemne miejsce do życia.
Ziemowit Szczerek opisał Ukrainę, którą lubi, ale też pełną stereotypów i złych wyobrażeń, nie chciał o niej mówić słowami dobrego dyplomaty. Autor podkreśla, że i my, Polacy, i oni, Ukraińcy, jesteśmy tacy sami. Polacy jadąc na Ukrainę dostrzegają tylko to, co chcieliby widzieć, a w Polsce przymykają na to oko.
(pj/pkur)