Juliusz Machulski należy do ścisłej czołówki polskich reżyserów. Kino bez niego nie byłoby takie samo. - Mam pod sobą 50 ludzi, którzy patrzą na moje usta. Cokolwiek powiem, to jest wykonane. Jak się nie jest urodzonym jakimś monarchą absolutnym, to ma się głupie uczucie - przyznaje Machulski. - Z wiekiem się przyzwyczaiłem. Ale też boję się tym ludziom coś powiedzieć, bo jeszcze by skoczyli w ogień - dodaje.
Mimo że reżyseria i produkcja filmów to główne zajęcia Juliusza Machulskiego, to przyznaje on, że pierwsze dni pracy nad nową ekranizacją są dla niego ciężkie.
- Jak nie robię filmu dwa lata, to jestem w takim swoim "splendid isolation", mam mieszczański tryb życia. I nagle to zostaje zrujnowane, film to operacja wojskowa - zdradza reżyser w rozmowie z Kubą Kuklą. - Pierwsze dni są ciężkie, potem jak już się przełamię, to jest fajnie. Ja jestem reżyserem, który wie czego chce i to ekipa docenia - dodaje.
W świat reżyserii Juliusz Machulski wszedł dość łatwo. Zaczął robić filmy, bo lubił chodzić do kina. Ostatnio też wydał książkę, jednak nie mówi o sobie "autor", woli "autorek".
- Książka "Hitman" jest zbiorem felietonów, które pisałem dla czasopisma "Bluszcz". Ja sobie trochę taką emeryturę szykuję. Mam nadzieję, że nie będzie mi się całe życie chciało robić filmów. Może wiec będę pisał, jeśli czytelnicy uznają, że warto mnie czytać - mówi gość "Stacji Kultura" w Czwórce.
Kolejną miłością Juliusza Machulskiego, zaraz obok kina, jest piłka nożna. Mecze oglądał zawsze, jednak przyznaje, że musiał zmienić drużynę swej miłości. - Już nie mogę kibicować naszej drużynie, bo trudno ją nazwać drużyną. Tzn. kibicuję im bardzo, ale niech oni zaczną grać nareszcie.
O tym, komu dziś kibicuje Juliusz Machulski, jak wyglądała jego współpraca z tatą, Janem Machulskim i czemu w jego najnowszy film "AmbaSSada", który już jest montowany, przenosimy się w czasie - dowiesz się słuchając audycji "Stacja Kultura".
(pj)