Już niemal tradycyjnie w tej konkurencji zawiedli faworyci. Czwarty był Norweg Aksel Lund Svindal, dwukrotny mistrz globu, lider Pucharu Świata, najlepszy w zjeździe w tym sezonie, a dopiero ósmy świetnie spisujący się na treningach Amerykanin Bode Miller.
Zjazd to królewska konkurencja, a czołowi alpejczycy stawiają sobie jako priorytet zwycięstwo, ale w kilku ostatnich igrzyskach dochodziło do niespodzianek.
Za taką można uznać także triumf 23-letniego Mayera, który wystartował z 11. numerem, przed wszystkimi najgroźniejszymi rywalami. Zjechał pewnie, szybko i bez kompleksów. Wymagającą trasę pokonał prawie bezbłędnie, dobrze radził sobie ze skokami.
- To coś niewiarygodnego. Olimpijskie złoto to wszystko, co może osiągnąć sportowiec. A ja tego dokonałem. Szaleństwo! - powiedział rozradowany zwycięzca.
Mayer poszedł w ślady swojego ojca - Helmuta, który w 1988 roku w igrzyskach w Calgary sięgnął po srebro w supergigancie. Do tej pory narciarz z Afritz nie wygrał żadnych zawodów Pucharu Świata. Na podium stał ledwie dwukrotnie - był dwa razy drugi w supergigancie, ostatnio na początku grudnia w Lake Louise. W zjeździe jego najlepszą lokatą było piąte miejsce pod koniec grudnia w Bormio.
- Jeszcze w kilku zawodach byłem blisko podium, ale czegoś brakowało. W końcu dziś wyszedł mi prawie czysty przejazd - dodał mistrz olimpijski.
Długo nie mógł uwierzyć w swój sukces, bo przed ceremonią kwiatową trzymał twarz ukrytą w dłoniach, a radość okazał dopiero po wskoczeniu na najwyższy stopień podium. Jego triumf oglądał kanclerz Austrii Werner Faymann.
W oczekiwaniu na medal dla Polski. Relacja na żywo>>>
Lekkiego zaskoczenia nie krył nawet trener austriackiej kadry Mathias Berthold.
- Nie spodziewaliśmy się takiego wyniku. Matthias wyglądał na pewnego siebie, ale to wciąż młody, niedoświadczony zawodnik, a po takich można się spodziewać wszystkiego - przyznał szkoleniowiec.
Po raz pierwszy od 2002 roku po złoto w zjeździe sięgnął Austriak; wówczas w Salt Lake City wygrał Fritz Strobl.
Największym przegranym jest Miller. 36-letni alpejczyk wygrał dwa z trzech treningów na Rosa Chutor i sam uważał się za faworyta. Mówił, że chciałby zostać najstarszym zawodnikiem w historii igrzysk, który sięgnie po złoto w narciarstwie alpejskim. Zaczął dobrze, był najszybszy na pierwszym pomiarze czasu, ale później popełnił kilka błędów i nie zmieścił się nawet na podium.
- Trudno coś sensownego powiedzieć. Byłem dobrze przygotowany, czułem, że mogę wygrać - przyznał Miller, który przed czterema laty w Vancouver wywalczył brąz w zjeździe i złoto w superkombinacji.
- Kluczowym momentem było uderzenie w jedną z bramek. Wtedy stracił rytm i prędkość - ocenił jego włoski konkurent Dominik Paris.
Na 14. miejscu został sklasyfikowany mistrz z Vancouver Szwajcar Didier Defago.
Do Soczi z zamiarem startu w zjeździe pojechał Maciej Bydliński, ale z powodu przeziębienia wycofał się z rywalizacji.
Wyniki zjazdu mężczyzn:
1. Matthias Mayer (Austria) 2.06,23
2. Christof Innerhofer (Włochy) 2.06,29
3. Kjetil Jansrud (Norwegia) 2.06,33
4. Aksel Lund Svindal (Norwegia) 2.06,52
5. Travis Ganong (USA) 2.06,64
6. Carlo Janka (Szwajcaria) 2.06,71
7. Peter Fill (Włochy) 2.06,72
8. Bode Miller (USA) 2.06,75
9. Max Franz (Austria) 2.07,03
10. Erik Guay (Kanada) 2.07,04
ps