Warszawa – Łódź – Bydgoszcz
Jeremi Przybora zaczynał od Polskiego Radia. Już przed II wojną był popularnym i cenionym spikerem, który pozostał przed mikrofonem – mimo niemieckich bombardowań Warszawy we wrześniu 1939 – aż do kapitulacji. W 1944 roku z kolei, na początku Powstania Warszawskiego, współtworzył zespół wojskowej rozgłośni "Błyskawica". Szybko jednak przeszedł do cywilnego Polskiego Radia.
W 1945 roku Jeremi Przybora na nowo podjął pracę w radiu, tym razem w Rozgłośni Pomorskiej w Bydgoszczy. – Nie chciałem wracać z prowincji, na której wylądowałem po Powstaniu, do zrujnowanej Warszawy. Miałem obsesję kamiennej pułapki, jaką stało się to miasto w czasie Powstania. No i byłem w dzieciństwie związany trochę z Bydgoszczą, która mi się wtedy jawiła wyjątkowo przyjemne – wspominał poeta po latach przed radiowym mikrofonem.
Wnikliwi biografowie wytropili jednak drobne świadectwa na radiową działalność (czy też: jej próby) jeszcze przed Bydgoszczą. W marcu 1945 Jeremi Przybora odwiedził warszawską, dopiero podnoszącą się z wojennych zgliszcz, rozgłośnię, spotkał tam dawnych radiowców (Romana Jasińskiego i Władysława Szpilmana), a w kwietniu przez miesiąc rezydował w Łodzi. "Spikerował na uliczne głośniki", zauważał w swoich pracach historyk Polskiego Radia Maciej Józef Kwiatkowski.
***
Debiut na ściennej gazetce
W Bydgoszczy Jeremi Przybora rozpoczął swoją całożyciową przygodę z twórczym pisaniem.
- Pewnego razu stworzyłem jakąś taką przypadkową zupełnie towarzyską balladę do ściennej gazetki, która wisiała w holu rozgłośni. I dyrektor Tadeusz Kański [szef bydgoskiego radia – przyp. red.] powiedział: "Wie Pan co, Jeremi, bardzo dobrze Pan napisał tę balladę. Powinien Pan pisać dla radia" – opowiadał w audycji z 1995 roku.
Pierwszym tekstem literackim Przybory dla Polskiego Radia (choć jedynie na ścienną gazetkę, jeszcze nie na antenę) była zatem owa "ballada" napisana na wzór "Powrotu taty" Mickiewicza, wiersz o wezyrze, który został wezwany do samego sułtana. I tak groteskowa opowieść – satyrycznie nawiązująca do bydgosko-warszawskiej rzeczywistości radiowej, w tym czasie bowiem dyrektor Kański udawał się na wizytę do stołecznej centrali – zapoczątkowała tę jedyną w swoim rodzaju twórczość.
Zobacz serwis specjalny Polskiego Radia przybora.polskieradio.pl
.
Wśród "Pokrzyw nad Brdą"
Spiker Jeremi Przybora zadebiutował jako współautor radiowej audycji przy satyrycznych "Pokrzywach nad Brdą".
– Twórcami tego programu byli dwaj radiowcy: Zdzisław Kunstmann i Czesław Nowicki. Oni ten cykl stworzyli i go prowadzili. Ja od czasu do czasu po prostu pisywałem do tego cyklu – wspominał po latach swój udział w tym, bydgoskim w nazwie, radiowym przedsięwzięciu.
W cieszących się wielkim powodzeniem wśród pomorskich słuchaczy "Pokrzywach nad Brdą" musiało być jednak już dużo z liryzmu i poczucia humoru Jeremiego Przybory. – Odniosłam wrażenie, słuchając "Eterku", potem Kabaretu Starszych Panów, że to jest jakby ciągłość właśnie tych "Pokrzyw nad Brdą". Charakter audycji jest ten sam – opowiadała w Polskim Radiu Anna Alwast związana tuż po wojnie z Rozgłośnią Pomorską.
"Pokrzywy nad Brdą" tak się podobały, że od marca 1946 zostały przeniesione na antenę ogólnopolską. I tak w 1948 roku Warszawa zauważyła twórczość Jeremiego Przybory.
Stołecznemu kierownictwu radia spodobał się zwłaszcza utwór, który… parodiował radio. A mówiąc ściślej: audycję zachęcającą do gimnastyki. - Ta gimnastyka chyba sprawiła, że zaproponowano mnie przeniesienie służbowe do Warszawy – mówił Jeremi Przybora.
"Najszerszy uśmiech Radia" w ponurej epoce
W stolicy Jeremi Przybora wespół z satyrykiem Antonim Marianowiczem i aktorem Kazimierzem Wajdą (ten ostatni to słynny Szczepcio z "Wesołej Lwowskiej Fali") miał za zadanie stworzyć nową humorystyczną audycję. I tak 17 sierpnia 1948 roku o godzinie 19.45 pojawił się na falach eteru "Teatr Uniwersalny Eterek".
Bardzo szybko Jeremi Przybora stał się jedynym autorem "Eterka" – pisał wszystkie teksty i reżyserował każdy odcinek przez kolejne 10 lat. Od pierwszej audycji muzykę towarzyszącą "Eterkowi" komponował Jerzy Wasowski i to był początek wieloletniej współpracy obu artystów.
Emitowany przed dekadę, rozłożony na 94 odcinki "Teatr Uniwersalny Eterek" stanowił mistrzowską mieszankę surrealistycznego, absurdalnego humoru. A to z tematami z historii dawnej (jak w pierwszej odsłonie pt. "Słynne powiedzonka"), a to ze sparodiowanymi wątkami literackimi (bajka o Czerwonym Kapturku wystylizowana na opowieść detektywistyczną), a to z odniesieniami do polskiej rzeczywistości lat 40. i 50. XX wieku.
W tych ostatnich wątkach eksploatowano czasem tematy idące naprzeciw ówczesnej politycznej propagandzie ("kapitaliści" czy "imperialiści" jako bohaterowie dalecy od doskonałości). Ale, jak podkreślał Jacek Borowski w publikacji "Z Dziejów Polskiej Radiofonii", Przybora "na pewno nie stał w awangardzie apologetów systemu, a jego specyficzny humor niejako łagodził upolityczniony żart".
"Eterek", ten "najszerszy uśmiech Radia czasów stalinowskich" (jak to określił sam Przybora w swoich "Memuarach"), nie zawsze w tej ponurej stalinowskiej epoce mógł pojawiać się na antenie. W połowie 1951 zniknął na prawie sześć miesięcy. Podobnie, również na kilka miesięcy, stało się w 1953 po śmierci Stalina.
Teksty dla aktorskich gwiazd
– "Eterek" to była pierwsza audycja, można powiedzieć, "uderzeniowa". Zaszokowała wszystkich; myślę, że i samego autora – wspominała w 1974 roku Irena Kwiatkowska wielkie, może i nieco zaskakujące, powodzenie, jakim cykl Jeremiego Przybory się cieszył.
Obecność tej znakomitej aktorki wśród opowiadających o "Eterku" nie była oczywiście przypadkowa. Irena Kwiatkowska występowała w tym "Teatrze" w roli wdowy Eufemii. Obok niej można było usłyszeć Adama Mularczyka jako profesora Pęduszkę oraz Tadeusza Fijewskiego jako synka Eufemii – Mundzia.
– Na początku mojej kariery pisanej był profesor Pęduszko – mówił w 1974 roku w Polskim Radiu Jeremi Przybora, w taki sposób hierarchizując swoją początkową twórczość. Wspominał również pozostałych głównych bohaterów "Eterka". – Wydawało się, że to będą postacie jednorazowe, ale one się i utrzymały i rozwinęły. Przypuszczam, że głównie dlatego, kto je grał.
Słuchowiska i cała reszta
Po dziesięciu latach towarzyszenia słuchaczom, po tak wybornych odcinkach jak choćby "Nieszczęśliwi muszą się lepiej odżywiać", "Teatr Uniwersalny Eterek" zakończył swoją działalność. Ale ten pierwszy autorski cykl Jeremiego Przybory nie był jedynym świadectwem zaangażowania tego satyryka i poety w prace Polskiego Radia.
Już w 1948 roku, 19 listopada o godzinie 18.35, na antenie ogólnopolskiej Warszawy I pojawił się teatralizowany "rapsod starogermański" Jeremiego Przybory o heroikomicznym tytule "Ząb Hugona". Rok później – słuchowisko "O człowieku, który mordował melodie". Tytułowy koncept "O człowieku…" okazał się na tyle nośny, że powstały później jego kontynuacje (słuchowiska "O człowieku, który musiał kichać" czy "O człowieku, który zlitował się nad dyrektorem").
I tak Jeremi Przybora (po drodze był jeszcze np. popularny wodewil "Panna Zuzanna") realizował się jako radiowy reżyser. Było to zresztą spójne z jego zawodową pozycją, ta bowiem ewoluowała. Od Działu Literackiego i funkcji redaktora audycji rozrywkowych, przez Dział Emisji, po Teatr Polskiego Radia i reżyserowanie.
Lista słuchowisk Jeremiego Przybory i audycji wykraczających poza ten radiowy gatunek jest zresztą długa. Wśród nich były oparte, oczywiście przewrotnie, na literackich wzorcach (np. "Pies Paskervillów" z 1955 wg Doyle’a), cykle "Radioabsurdzik" oraz "Listy z podróży" (wyimaginowane relacje z warszawskich Bielan, z Mokotowa, z salonu fryzjerskiego czy "spod pomnika") czy "Tryptyki". W tych ostatnich zawsze pojawiały się, jak nakazywał tytuł, trzy elementy: opowiadanie, dialog i piosenka. Pojawiali się też znakomici aktorzy: Irena Kwiatkowska, Kalina Jędrusik, Mieczysław Czechowicz i inni.
Kabaret Starszych Panów i radio
Jeremi Przybora, tworząc swoje radiowe dzieła, nieustannie współpracował z Jerzym Wasowskim. Tak zaczęła się i rozwinęła – zapisana złotymi zgłoskami w dziejach polskiego kabaretu i muzyki rozrywkowej – współpraca "dwóch panów J", znanych w powszechnej świadomości jako "Starsi Panowie (dwaj)".
Ale zanim Jeremi Przybora i Jerzy Wasowski stali się telewizyjnymi gwiazdami, przed epoką Kabaretu Starszych Panów, to właśnie w Polskim Radiu prezentowali swoje piosenki, zapraszali do współpracy (później znanych z Kabaretu) aktorów, występowali razem w roli znakomitych konferansjerów.
"Największy telewizyjny sukces Przybory – Kabaret Starszych Panów – ma zdecydowanie genezę radiową", podkreślał Jacek Borowski w przywoływanym wcześniej artykule. Nie wszyscy bowiem może wiedzą, że Jeremi Przybora adaptował spektakle Kabaretu na potrzeby emisji w Polskim Radiu. Co więcej, jak mówił sam poeta w 1975 roku, Kabaret zyskał ("przynajmniej na początku") swoją popularność właśnie dzięki realizacjom jako słuchowisko ("bo telewizorów było wtedy jeszcze bardzo mało").
"X 333³", rzecz o ubeku
Po epoce Kabaretu Starszych Panów Jeremi Przybora nadal współpracował z Polskim Radiem, choć już kontakty te były coraz rzadsze. Ale wśród słuchowisk, które wówczas napisał, wyróżnić można jedno, z 1968 roku. Sam Jeremi Przybora we wspomnieniach radiowych też o nim opowiadał.
Jak podkreślał, wypadki z marca 1968, "wybuch antysemityzmu" ("upiora, który wydawało mi się, że należy do przeszłości"), inwazja wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację – to wszystko bardzo nim wtedy wstrząsnęło.
– I napisałem najpierw słuchowisko (potem przerobiłem je na widowisko telewizyjne) o szpiegu. To się nazywało "X 333³" – mówił. – Była to historia ubeka właściwie, tylko przebranego za agenta któregoś z południowoamerykańskich państewek, gdzie panuje jakaś tam dyktatura.
Do napisania tego słuchowiska, dodawał poeta, zainspirował go "artykuł ogromny na całą kolumnę w którymś z periodyków napisany przez Putramenta, w którym dowodził, że to, co się działo, to, co »ta nasza kochana milicja« [robiła], »przetrzepała trochę tych studentów«, to przecież były jakieś zupełnie dziecięce igraszki w porównaniu z tym, co się dzieje w Południowej Ameryce".
Dlatego – przekornie i w groteskowym przebraniu – powstała ta opowieść o "południowoamerykańskich reżimach". A w istocie o Polsce końca lat 60. XX wieku.
***
Czytaj także:
***
W 1974 roku Jeremi Przybora otrzymał Złoty Mikrofon, jedną z najważniejszych nagród Polskiego Radia. Przyznano mu ją "za całokształt działalności radiowej od lat przedwojennych, w szczególności za nowatorskie poczynania w dziedzinie słuchowisk i seriali słuchowiskowych".
Dwie dekady później, w 1995 roku, w Studiu Koncertowym Polskiego Radia im. W. Lutosławskiego dawny spiker Warszawy II odbierał inne prestiżowe wyróżnienie. Wręczono wówczas, po raz pierwszy w historii, Diamentowe Mikrofony, nagrody dla wybitnych osobistości Polskiego Radia. Jeremi Przybora, obok m.in. Ireny Kwiatkowskiej, był jednym z tych "diamentowych laureatów".
– Moje uczuciowe i organiczne związki z radiem są bardzo silne – mówił wówczas. I dodał nieco żartobliwie, a bardzo znamiennie: "Z radia powstałem i w radio się obrócę".
jp
Źródła: Dariusz Michalski, "Starszy Pan B. Opowieść o Jeremim Przyborze", Warszawa 2019; Monika Wasowska, Grzegorz Wasowski, "Starsi Panowie Dwaj. Kompendium niewiedzy", Kraków 2014; Jacek Borowski, "Przybora w Polskim Radiu. Postulat pilnej potrzeby", w: "Z Dziejów Polskiej Radiofonii", 2005 nr 2 s. 43-5, Polskie Radio S.A. - Centrum Historii Polskiej Radiofonii.