Poniżej przedstawiamy wybór z korespondecji, jaką otrzymaliśmy (jaką otrzymał Fryderyk:).
***
"Pokłon"
Pośród Muz przybytku stoję oniemiała,
Z trudem ogarniając powagę atrybutów.
Poruszona delikatnością Erato kitary,
Tęsknie nasłuchuję aulosa brzmienia.
Pochylam się nad zadumaną Polihymnią,
Odgaduję Melpomeny i Talii oblicza masek tajemne.
Pytam was, Muzy: – subtelne piastunki sztuk!
Czy sprawniejsza ręka, która dzierży pióro,
A może język władny piękno muzyki opiewać?
Czy pierwszeństwo dać strofom natchnionym,
A może upajać się jeno dźwiękiem miłosnego pienia?
Po odpowiedź do stóp Parnasu;
do Delf – świętej ziemi Apollona,
Pokłon oddając Nete, Hypate i Mese spłowiałym.
Wiedziona czarownym strun współbrzmieniem,
Bieżę wytrwale z twym na ustach Chopinie – imieniem!
[Rita]
***
Fryderyk z Żelazowej Woli
od lat czterech swych urodzin się boi.
Fryderyku, przyrzekamy!
W tym roku nikt nie ubierze Cię w dres i glany,
nie zagra mazurków na banjo, etiud na grzebieniu,
Twoja muzyka zabrzmi na Errardzie, Playelu, Steinwayu.
I warto życzyć Ci tego, czego życzyło już wielu:
byś słuchając pianistów pomyślał: "Tak... oni mnie rozumieją..."
[Kamila]
***
Znów mamy Fryderyku Twoje urodziny.
Przyszedł ten dzień szczególny, lutowy (?), jedyny.
Tyle lat już minęło gdy rodzina Twoja
Powitała w swym gronie jasnego Anioła.
Dzisiaj gdy dzień się zbliża Twój urodzinowy
Ślemy szczere życzenia i nasze ukłony.
Cóż Ci dziś życzyć mamy i cóż powinszować ?
Czym też pragniemy Twoje serce uradować ?
Życzymy, abyś znów mógł, jak przed laty wielu
Słuchać mazurków śpiewnych na wiejskim weselu.
Byś mógł odwiedzać miłe Twej młodości strony
W Szafarni, Poturzynie, Żelazowej Woli,
W Sokołowie, Sannikach i w Dusznikach Zdroju,
Gdzie tęsknotę za Polską zostawiłeś swoją.
Byś mógł znowu powrócić do tych lat i ziemi
Rozweselić Swe serce i być razem z nami.
[Marianna]
***
Drogi Fryderyku!
Chciałbym napisać: "życzę Ci Fryderyku w dniu Twoich ???? urodzin", ale nie podobna nawet być pewnym daty rocznej! Czy to jakiś paradoks, że największy polski kompozytor, jeden z najwybitniejszych twórców w historii muzyki nie pozwala nam – maluczkim, na poznanie tego sekretu dziejów? Ileż było takich epizodów narodzin i śmierci w całej historii ludzkiej cywilizacji, ale tylko nieliczne żywoty są traktowane (nie tylko przez badaczy) z taką atencją i w tak wyjątkowy sposób.
Nie mam pojęcia, co inni przeżywali (przeżywają) z Chopinem. Dla mnie jest to wytchnienie dla ducha i możność obcowania z jasną stroną człowieczeństwa.
Nie wiem, czy tak jak – nomen omen Fryderyk – Nietzsche, za jednego tylko Chopina byłbym w stanie oddać całą resztę muzyki, ale bez Chopina, jego walców, mazurków, scherz, ballad, koncertów, preludiów, polonezów, życie byłoby dla mnie mniej znośne.
Gdy dziś czytam, jak na Ukrainie w imię wolności giną ludzie, zastanawiam się jakie "armaty w kwiatach" ofiarowałby rozdartemu narodowi nasz Chopin, i czy "potężny samodzierżca z Północy" nadal zabraniałby tych mazurków?
Z nadzieją, by wszyscy mogli w równym stopniu rozkoszować się muzyką Chopina,
łączę pozdrowienia
Zbigniew
***
Bonjour Monsieur Chopin!
Ależ nie, wcale nie tak, tylko - dzień dobry, mój kochany panie Fryderyku.
Pozdrawiam Cię w dniu Twoich urodzin. Kiedy przed laty przybyłam do Paryża, pierwsze kroki skierowałam na cmentarz Père Lachaise. Pragnęłam odwiedzić Twój grób i złożyć na nim bukiecik fiołków, Twoich ulubionych kwiatów, które specjalnie dla Ciebie przywiozłam z Polski. Na miejscu doznałam uczucia rozczarowania i gniewu. Grób był zaniedbany, w o wiele gorszym stanie, niż grobowiec słynnej paryskiej pieśniarki Edith Piaf. Przechadzając się cmentarnymi ścieżkami, odczytywałam na płytach nagrobków znane na całym świecie nazwiska kompozytorów, poetów, pisarzy, oraz wiele nazwisk polskiej arystokracji, a między nimi, na kaplicy grobowej, nazwisko pięknej Marii z Łączyńskich, szambelanowej hrabiny Walewskiej, marszałkowej Ornano. Tak, tak, piękna Marysia zrobiła olśniewającą karierę. Ze skromnej szlachcianki i „polskiej żony” cesarza Napoleona I, stała się małżonką marszałka Francji hrabiego Ornano. Ciało marszałkowej przewieziono do kraju i złożono na wieczny spoczynek w krypcie kościółka w Kiernozi, ale wspaniały grobowiec ma właśnie w Paryżu.
Jej nazwisko z pewnością nie jest Ci obce, bo przecież Twój ojciec, pan Mikołaj Chopin, syn lotaryńskich chłopów, przybywszy jako siedemnastoletni chłopiec do nieznanej Polski, był guwernerem młodziutkiej Marii i uczył ją języka francuskiego, którym po latach wyznała miłość cesarzowi Francji. Wprawdzie sąsiedzi państwa Łączyńskich, nieco krzywili się na ich nowego nauczyciela. Chopin? A pfe, to przecież po francusku znaczy kufel! Strasznie gminnie i pospolicie. Doprawdy, komuś się nie podoba? Liszt, po węgiersku znaczy mąka, jednak z tej mąki powstał wyborny chleb! Zresztą pan Mikołaj wkrótce dowiódł, że stał się prawym obywatelem nowej ojczyzny, walcząc w czasie Insurekcji Kościuszkowskiej, w której dosłużył się rangi kapitana. Nową posadę znalazł w majątku hrabiego Fryderyka Skarbka w Żelazowej Woli, gdzie się Ty, Fryderyku, urodziłeś 22 lutego 1810 roku. W małej, nikomu nie znanej mazowieckiej wiosce nad rzeczką Utratą, z polskim dworkiem i z jej urzekającym pejzażem. Dziś związanej nierozerwalnie z Twoim nazwiskiem.
Jarosław Iwaszkiewicz napisał o Tobie:”Żaden wielki kompozytor nie udzielił tyle czaru przedmiotom, których dotykał. Wszystko, co odnosi się do Chopina, co towarzyszyło jego życiu ma specjalną aurą”. Czy wiesz, Fryderyku, że Twój brat cioteczny, syn siostry Twojej matki, Dionizy Czachowski, stanie się w przyszłości najsłynniejszym dowódcą Powstania Styczniowego, nowego tragicznego zrywu narodowego, a jego bohaterska i męczeńska śmierć, posłuży za motyw najznakomitszym polskim pisarzom?
Byłeś bardzo delikatnym chłopcem, o wielkich marzących oczach i prześlicznych ciemnoblond włosach, ukochanym beniaminkiem całej rodziny. Lecz pomimo słabego zdrowia, miałeś ogromne poczucie humoru, co widać z Twoich przezabawnych listów, pisanych z Szafarni, majątku państwa Dziewanowskich, rodziców kolegi Dominika., u których bawiłeś latem 1824 roku. Tam z pewnością zapoznałeś się z pamiątkami rodowymi, a może nawet widziałeś portret Jana Dziewanowskiego, kapitana szwoleżerów gwardii cesarskiej, bohatera spod Somosierry. Znasz tę piosenkę?
A wtem Napoleon na Polaków skinął,
Skoczył Kozietulski, barwny szyk swój zwinął.
Ruszyła konnica, polskie szwoleżery,
Zdobywają szturmem wąwóz Somosierry.
To była szaleńcza szarża, tak typowa dla polskiego żołnierza.”Szczyty Somosierry zakołysały się, szeregi Hiszpanów zachwiały, okrzyk przerażenia dobył się z ich piersi. U ich stóp, na krańcu niezdobytego wąwozu ukazały się białe płaszcze szwoleżerów.(-) Armaty zagwożdżone, z zalanymi krwią zapalnikami, zasłane trupami zwycięzców i zwyciężonych – umilkły.... Okrzyk:”Niech żyje cesarz!” - huczał. Piął się po skałach, a jęczał....” Tak pisał o tym wielkim tryumfie oręża polskiego Wacław Gąsiorowski, piewca epoki napoleońskiej. Ale kto dziś czyta jego barwne powieści? A wielka szkoda. Kapitan Jan Dziewanowski śmiertelnie ranny, na polu bitwy mianowany przez cesarza pułkownikiem, obsypany deszczem złota, zmarł kilka dni potem. Ciała poległych spoczęły w obcej, hiszpańskiej ziemi, zroszonej polską krwią. Polegli bohaterowie marzyli, że ofiarą z życia, wywalczą niepodległą ojczyznę... Ale to były tylko ich marzenia. Polityka nie zajmuje się marzeniami jednostek.
Nazajutrz po bitwie, przed pułkiem szwoleżerów stanął cesarz Napoleon i zdjął przed bohaterami kapelusz.- Honneur aux braves des braves! - powiedział. „Cześć dzielnym nad dzielnymi”. Było to niesłychanym w dziejach armii zaszczytem. Przelana w wojnach napoleońskich krew Polaków, niewiele pomogła rozdartej zaborami ojczyźnie, ale pozostała pamięć o bohaterach. Żyje ona w Twoich wspaniałych, patetycznych polonezach, bardziej polskich niż Mazurek Dąbrowskiego.
Wyobrażam sobie, jaką musiałeś mieć tremę, kiedy będąc ośmioletnim chłopcem, po raz pierwszy wystąpiłeś z koncertem w Pałacu Radziwiłłowskim, zorganizowanym na cele dobroczynne przez hrabinę Zofię z książąt Czartoryskich Zamoyską. Zagrałeś wtedy koncert fortepianowy g-mol czeskiego kompozytora Jiroveca. Z pewnością drżałeś z podniecenia i strachu, że coś może Ci się nie udać. Obciągałeś na sobie nerwowo aksamitne ubranko, przestępując z nóżki na nóżkę. Na szczęście wszystko wypadło znakomicie, a wytworne towarzystwo warszawskie wielokrotnie Ciebie oklaskiwało. Natychmiast stałeś się sławny, okrzyknięto Ciebie polskim małym Mozartem, cudownym dzieckiem, wielkie damy zapraszały Cię do swoich wspaniałych salonów. Bywałeś często proszony do Belwederu, siedziby cesarzewicza, wielkiego księcia Konstantego Pawłowicza Romanowa, wodza naczelnego Wojska Polskiego.
Konstanty był tyranem i despotą, znienawidzonym przez społeczeństwo warszawskie, ale lubił muzykę i był wdzięcznym słuchaczem Twojej gry. Po koncercie, małżonka wielkiego księcia, Joanna z hrabiów Grudzińskich Księżna Łowicka, zapraszała Ciebie do saloniku i częstowała gorącą czekoladą i bezami z kremem pistacjowym. Bawiłeś się z nieślubnym synem wielkiego księcia, Pawłem i z małą hrabianką Terenią Nesselrode, z którą łączyła Cię przyjaźń do lat młodzieńczych. Być może nawet kochałeś się w niej, dopóki w kościele Panien Wizytek, podówczas akademickim, nie poznałeś panny Konstancji Gładkowskiej, śpiewaczki chóru Konserwatorium Warszawskiego. Twoje genialne improwizacje na organach uświetniały nabożeństwa w świątyni. Pisałeś do kolegi Jana Białobłockiego:” Ha, Mości Panie Dobrodzieju, co ze mnie za głowa! Pierwsza osoba w całym liceum po ks. proboszczu!”
Słowicze fioritury koloraturowe panny Gładkowskiej, można odnaleźć w Twoim genialnym koncercie fortepianowym f-mol, w części II „Larghetto”. A Twoje „Larghetto” stało się leitmotiv-em w mojej powieści:”Kochankowie Burzy”, o Powstaniu Styczniowym, bowiem jej bohaterka Nina, uwielbiała Twoją muzykę. Zachwyciłeś się panną Konstancją, śpiewającą w Teatrze Narodowym, (dziś już nie istniejącym) i jej wzruszającą arią z „ Pani jeziora” „Oh quante lacrime per te versai”(Ileż łez wylałam przez ciebie). Podobał Ci się również strój panny: ”biało, z różami na głowie, do twarzy prześlicznie ubranej”...
Potem dwa koncerty fortepianowe e-mol i f-mol, zakończyły Twój pobyt na ojczystej ziemi. Był rok 1830. W pewną ciemną i posępną noc listopadową, kilku młodych podchorążych biegło przez puste ulice Warszawy krzycząc:- Do broni bracia, do broni! Wybucha powstanie zwane potem Listopadowym. A Ty jesteś we Wiedniu! Z kraju dochodzą straszliwe wieści o bitwach i zbrodniach Moskali. Tam w kraju pozostawiłeś swoją rodzinę, matkę, ojca, siostry, ukochane miasto.... Co się z nimi stanie, gdy do Warszawy wkroczą armie Dybicza? Ty słuchasz tych wieści i w okropnej rozpaczy „piorunujesz” na fortepianie.
Zawsze ogromnie się wzruszam, gdy czytam o Twojej smutnej, samotnej Wigilii, pierwszej z dala od domu i cudownych tradycji rodzinnych. Poszedłeś wieczorem do kościoła św. Stefana, świątynia była jeszcze pusta. Stanąłeś pod kolumną i wpatrywałeś się w ołtarz, mając pod przymkniętymi powiekami twarze rodziców i sióstr.. Nie byłeś skory do uzewnętrzniania swych uczuć, więc z pewnością nie płakałeś. Ale po powrocie do domu usiadłeś przy fortepianie i spod Twoich smukłych palców, popłynęły burzliwe dźwięki scherzo b-mol z rzewnym motywem polskiej kolędy „Lulajże Jezuniu”. Nikt Ciebie nie widział, więc mogłeś zapłakać i szepnąć: – Mamo, mamusiu...
Marzyłeś żeby wziąć udział w walce. Fryderyku, czy udźwignąłbyś karabin Twoimi cudownymi dłońmi, jak z posągu Wita Stwosza? Byłam na Place Vendôme nr 12, w Twoim mieszkaniu i widziałam odlew Twoich rąk. Są jak klejnoty, istne dzieła sztuki. Ale walczyłeś bezkrwawo, stwarzając genialne nieprzemijające kompozycje. Twoja muzyka jest, jak powiedział Schumann, armatami ukrytymi w kwiatach – niebezpieczna! Lękali się jej zaborcy i okupanci hitlerowscy, grożąc za nią śmiercią. W mrocznych latach wojny i okupacji, Twoją muzyką ludzie dodawali sobie otuchy. Czerpali z niej poczucie tożsamości narodowej.
Wybacz mi, Fryderyku, ale nie znoszę madame Amantyny Lucylli Aurory Dudevant! Pani baronowa, wnuczka przekupki, prawnuczka hrabiny Königsmarck, po której odziedziczyła imię i bardzo wątpliwą moralność, oraz króla Augusta Mocnego Wettina! Boże, była taka zarozumiała ze swojej sławy literackiej, a dziś jej powieścideł nikt już nie czyta, są zapomniane, zaś muzyka Chopina rozbrzmiewa na całym świecie. Charles Baudelaire, słynny poeta ocenił ją srogo:- Ona jest głupia (-) Jej idee moralne mają głębokość sądu i uczuć stróżek i utrzymanek!” Nie znoszę kobiet, które same narzucają się mężczyznom, to poniżające, prawda? Ale to babsko zagięło na Ciebie parol. Po tylu kochankach zapragnęła delikatnego, genialnego chłopca, bo Ty byłeś bardzo zamknięty w sobie i chłodny. Wcale Ci się nie podobała, bo lubiłeś kobiety subtelne.
Kilka razy obejrzałam film państwa Antczaków:„Chopin, pragnienie miłości”. Niestety, byłeś tam nieprawdziwy, zbyt jurny, bo w rzeczywistości miałeś wstręt do fizycznego zbliżenia. Nie lubiłeś, kiedy ktoś Ciebie dotykał. Do końca życia wstydziłeś się swego związku z tą kobietą przed rodziną. No tak, ale panna hrabianka Wodzińska Ciebie nie chciała, głupia gęś! Związałeś jej listy wstążeczką i napisałeś:”Moja bieda”.
Tak ogromnie tęskniłeś za utraconą ojczyzną, przetwarzając swój żal w melodię prześlicznych, genialnych mazurków, w których odzywa się prosta, chłopska muzyka, jakiej słuchałeś na polskiej wsi. Konając, uprosiłeś siostrę Ludwikę, żeby zabrała Twoje serce do ukochanej Warszawy, bo ciała przewieźć nie mogła. Spoczywasz tak daleko od swojej ojczyzny, na paryskim cmentarzu i nie zawsze ludzie wiedzą, że byłeś Polakiem. Byłam świadkiem, jak jacyś cudzoziemcy zachwycali się genialnym Francuzem! Kiedy oznajmiłam, że byłeś Polakiem, nie uwierzyli. - To dlaczego leży w Paryżu, a nie w Polsce? - zadali mi rozsądne pytanie. Nie odpowiedziałam.
Sprowadzamy szczątki tylu znanych, zasłużonych ludzi, ale nikt nie wystąpił z propozycją, żeby Twoje ciało przywrócić Polsce. Jesteś jedyną osobą, godną spocząć na naszym Wawelu, pośród królów i Wieszczów, równy im majestatem i większy geniuszem. Ale jak dotąd, nikt nie pomyślał, żeby Twoje szczątki spoczęły w ojczyźnie. A Ty ciągle czekasz z nadzieją.....
Mój ukochany Panie Fryderyku, w dniu Twoich 204 urodzin, życzę Ci, żebyś powrócił na „Ojczyzny łono” i w chwale i sławie spoczął w ojczystej ziemi.
Adieu, kochany Panie Fryderyku, jesteś moim idolem!
***
DWIEŚCIECZTEROLETNI JUBILACIE FRYDERYKU!
CHOĆ NIE MA CIĘ OD DWÓCH STULECI PRAWIE ,
TO ŻYJESZ W SWEJ MUZYCE JAKOBY NA JAWIE.
PERLISZ SIĘ , SMUCISZ , JAK WODOSPAD SPADASZ ,
TO PORYWCZO SZUMISZ TO RZEWNIE OPOWIADASZ...
NIE MA ZAKĄTKA ZIEMI GDZIEBY TWÓJ DUCH NIE ZBŁĄDZIŁ
ŻEŚ ODSZEDŁ – MYLIŁ SIĘ TEN , KTO TAK SĄDZIŁ.
ŻYJESZ I ZDROWO ŻYĆ NADAL BĘDZIESZ
BOŚ ROZSIAŁ SWĄ MUZYKĘ NA ZAWSZE I WSZĘDZIE.
WZNOSIMY TOAST ZA OBECNEGO NIEDOSTRZEGALNEGO ,
ALE JAKŻE PIĘKNIE WIRTUOZOWSKO SŁYSZALNEGO .
ARTYZMU PRAWDZIWEGO WIELBICIELE ,
POLSKA 2014