U Gretkowskiej, jak w telenoweli, protagoniści znajdują się pod władzą uczucia, nie rozumu. Milan Kundera zbywał podobny kicz określeniem: „dyktatura serca”.
Po przeczytaniu trzech powieści Manueli Gretkowskiej - „Polki”, „Belladonny” z tomu „Sceny z życia pozamałżeńskiego” oraz najnowszej, „Kobieta i mężczyźni” trudno uwierzyć, że pisarka może poszczycić się dyplomem antropologa. Z antropologią, jako swego rodzaju projektem etycznym, pisarstwo Gretkowskiej nie ma nic wspólnego.
Łatka feministki także do pisarki nie pasuje – jej książki można określić jako feministyczny kicz. Kicz charakteryzuje się przede wszystkim odindywidualizowaniem – dokładnie jak książki Gretkowskiej, będące poszerzoną wersją luksusowych magazynów dla kobiet, popkulturowym recyklingiem feministycznych idei.
Totalitaryzm
Bohaterem książek Gretkowskiej jest albo ona sama, albo artysta malarz, ewentualnie lekarz-psychiatra, chirurg. We wszystkich przypadkach jest to reprezentant wyższej klasy średniej. Mieszczuch nie odnajduje się w życiu. Błądzi, wpada w depresję, romansuje, zachodzi w ciążę, przechodzi kryzys wieku średniego.
Tradycja, rodzina, religia – wszystkie te wartości w jej powieściach się nie obronią, bo nie stanowią żadnego punktu zaczepienia dla protagonistów. Katolicyzm zostaje wyśmiany jako pusta idea – maszynka do zarabiania pieniędzy kosztem ciemnego ludu. Niejednokrotnie, szczególnie w „Kobiecie i mężczyznach” pisarka wpada w ton moralizatorski i publicystyczny, próbując obnażyć wady polskiego życia społecznego.
Dostaje się Radiu Maryja (w powieści funkcjonuje pod nazwą KaTel), pokoleniu pampersów świecących swoje triumfy w połowie lat 90., patriotom i ludziom ulegającym masowej histerii po śmierci Jana Pawła II.
Nie chodzi o to, że pewne tematy powinny być zabronione. Problem w tym, że Gretkowska jest (pewnie nieświadomie) swego rodzaju rewersem Radiem Maryja – poglądy inne niż jej własne, liberalne, zostają zdyskredytowane i wyszydzone. W jej książkach brakuje przestrzeni na dyskusję. Tylko że nie od dziś wiadomo, że kicz dąży do totalitaryzmu, narzucenia odbiorcy jednej wizji świata.
Natura wschodu
Na bolączki trapiące bohaterów pisarka znajduje rozwiązanie – jest nią mądrość wschodnia. Kamil i Ewa, postacie z „Belladonny”, zamykają się w buddyjskim klasztorze we Francji. Klara z „Kobiety i mężczyzn” porzuca chirurgię na rzecz akupunktury. W „Polce” sama autorka opisuje swoją fascynację feng shui i taoizmem.
Jeśli buddyzm zawiedzie, w ostateczności zawsze sprawdzi się powrót do natury: „Jacek podziwiał żywą architekturę drzew. Wolałby sposobem ludzkich przodków i dużych małp wić sobie wśród gałęzi nocne legowiska”. Jacek, bohater „Kobiety i mężczyzn”, wyjeżdża na wieś z powodu depresji. Poi się „pożywnym, trzyprocentowym mlekiem”, zbiera meteoryty, konfrontuje się z prostym, pełnym znoju życiem. Infantylizm opisów natury-cudownej uzdrowicielki zaskakuje.
Wydaje się, że Gretkowska naprawdę podziela wiarę Rousseau, że siedliskiem zła jest miasto będące niczym innym jak symbolem cywilizacji. Zatem powrót do natury może uratować jednostkę? Owszem, ale powrót do tej wyobrażonej – oswojonej, łagodnej, podziwianej zza okna jeepa.
W „Kobiecie i mężczyznach” oraz w „Belladonnie” natura jest konceptem szerszym – chodzi o generalne zerwanie norm, przekroczenie konwencji, pogwałcenie kulturowego tabu, które rzekomo zniewala jednostkę i nie pozwala być jej naprawdę „sobą”. Idzie o to, aby dorośli ludzie bez zażenowania mogli bawić się np. na placu zabaw: „Julek i Klara tarzali się w basenie Kid’s Play (…) Klara była po stronie przedszkolaków przeciw Julkowi i bandzie z podstawówki”, zdradzać, uwodzić dwudziestoletnie studentki i kończyć dwumiesięczne romanse bez słów wyjaśnienia. Jej powieści zapełnia galeria wiecznych dzieci, które nie chcą dorosnąć i ponosić konsekwencji swoich wyborów dyktowanych pożądaniem. U Gretkowskiej bowiem, jak w telenoweli, protagoniści znajdują się pod władzą uczucia, nie rozumu. Milan Kundera zbywał podobny kicz określeniem: „dyktatura serca”.
Ma się sprzedać
Napisałam, że powieści Manueli Gretkowskiej są swego rodzaju przedłużeniem luksusowego, kobiecego magazynu, ponieważ zawarty w nich obraz świata oraz sposób jego konstrukcji jest wobec nich analogiczny. Styl życia proponowany czytelniczkom „Elle” i „Belladonny” jest w istocie jednym i tym samym.
Kobieta jako przedmiot zainteresowania Gretkowskiej i redaktorek owych magazynów jest rozpięta pomiędzy namiętną miłością do mężczyzny objawiającą się nierzadko skrajną wobec niego zależnością oraz potrzebą bycia autonomiczną. Odczuwa nieustanne podniecenie seksualne, aby w pewnym momencie wyznać, że „on gwałcił ją jej własnym orgazmem”. Przeciwne kierunki działania sprawiają, że czytelnik ma do czynienia z postacią schizofreniczną, a jeszcze częściej – z marionetką. Postaci Gretkowskiej, przede wszystkim kobiety histeryczne, wycięte są bowiem z papieru.
Nie wiem, czy Gretkowska zna film Francoisa Ozona „Czas, który pozostał”, jednak z francuskim reżyserem łączy ją zainteresowanie pięknym, estetycznym umieraniem. Bohater Ozona umiera w blasku słońca na plaży. W „Polce” Gretkowska wyraża pragnienie, by umrzeć w Australii zanurzając się powoli w falach oceanu.
Tym samym wyjaśnia się, czemu Gretkowska tak mało wspólnego ma z antropologią – jej pisarstwo jest projektem estetycznym, a nie etycznym. Opisy jedzenia, seksu, podróży mają dostarczyć czytelnikowi przyjemności płynącej z obcowania z pięknymi obrazkami, są odpowiednikiem zdjęć zamieszczonych w „Elle”. Niestety, pisarce nie udało się uniknąć zmanierowania. Może w jej pierwszych książkach erotyka i wyszydzanie świętości miały posmak skandalu, świeżości, ale w wypadku omawianych tu książek stały się jedynie bardziej nudne. Dlatego też Gretkowską więcej łączy z Grocholą i Wiśniewskim niż Tokarczuk i Stasiukiem, z którymi wciąż próbuje się ją ustawiać na jednej półce.
Natalia Pamuła
Manuela Gretkowska, „Polka”, WAB, Warszawa 2001;
Manuela Gretkowska, Piotr Pietucha, „Sceny z życia pozamałżeńskiego”, WAB, Warszawa 2003;
Manuela Gretkowska, „Kobieta i mężczyźni”, Świat Książki, Warszawa 2007.