Na reżyserię w łódzkiej Szkole Filmowej dostała się zaraz po liceum.
- Pierwszego dnia poznałam Łukasza Barczyka. Powiedział mi wtedy: "pamiętaj, żeby cię na zdeptali. Musisz być jak trzcina, co się zawsze podniesie". W pewnym momencie poczułam, że jestem wdeptana w ziemię. I wzięłam urlop dziekański - wspomina Kasia Klimkiewicz.
Wyjechała do Anglii. Później na stypendium do Holandii. A gdy skończyła studia, zaczęła pracować w Telewizji Polskiej, przy realizacji programu "Pegaz". To była, jak mówi, jej druga szkoła. W tym czasie zrobiła film o Krystianie Lupie. Dzięki niemu odkryła bardzo ważną umiejętność, jaką jest latanie.
- Powiedział mi, że kiedy był młody, to umiał latać. Później, gdy jako reżyser przychodził zmęczony na próby, poczuł, że jest mu ciężko. W końcu zrozumiał, że nie musi wszystkiego wiedzieć. I wtedy znowu zaczął latać - mówi reżyserka.
Kasia wyleciała do Londynu. W Anglii zrealizowała swój pierwszy pełnometrażowy film pt. "Zaślepiona". Pracując tam doceniła polską produkcję filmową.
- W Anglii wszyscy są bardzo profesjonalni. Dobrze przygotowani. Granice obowiązków są mocno zarysowane. Ale często wydaje mi się to przesadne. Biurokracja sprawia, że proste kwestie są załatwiane w biurokratyczny sposób.
Anglicy nazywali ją reżyserką europejską. Nie bez powodu. Kasia w 2010 roku dostała prestiżową Europejską Nagrodę Filmową. Ona sama przyznaje, że jest przede wszystkim Polką. Że jest stąd. I najlepiej rozumie polską mentalność.
- Zawsze zastanawiało mnie, co to znaczy być Polką. Jak jestem postrzegana i jak sama się do tego odnoszę. Jak się z tym czuję. I czuję się z tym dobrze. Bo byłam świadkiem wielu ważnych wydarzeń społeczno-politycznych w moim kraju. To otwiera oczy. I z tą wiedzą patrzę na inne miejsca na świecie. I znajduję ludzi podobnych do mnie, ale w innym kraju.
W Izraelu zrealizowała dokument "Nic do stracenia" o parze młodych ludzi, którzy tak jak ona nie identyfikują się z systemem. Mieszkają w starym kibucu i podróżują.
Natomiast krótkometrażowy film "Hanoi - Warszawa" jest o młodej Wietnamce, która przedostaje się do Polski przez zieloną granicę.
- Interesują mnie ludzie, którzy skądś pochodzą. I to ich określa - mówi gość audycji "EX Magazine".