Jak na dłoni widoczna jest tutaj analogia do gry "Burnout". – Mamy tu jednak do czynienia z otwartym miastem. Jasno zostało powiedziane na początku, że chodzi o Los Angeles – opowiada Leszek Smosarski z Electronic Dreams. – Uroczy są także… policjanci, którzy wiszą mi na "ogonie" i próbują mnie złapać.
Naszych ekspertów urzekła także grafika. Piękne jest też, zdaniem naszych ekspertów, wnętrze auta. I choć gra ma już prawie 3 lata, zdaniem Smosarskiego się nie zestarzała, a wszystko zostało zrobione na silniku bardzo znanej serii GTA 4 i "to widać gołym okiem". – Świetnie są zrobieni przechodnie, samochody, budynki i drzewa – opowiada Smosarski. – Jest nawet dym i refleksy świetlne, a czasem pada czasem.
Gra "Midnight Club: Los Angeles", mimo, że w zasadzie jest zwykłą "samochodówką", ma także fabułę. - Ten wątek fabularny tak naprawdę popycha nas w tej grze do wykonywania wszystkich zadań, zarabiania pieniędzy i zdobywania coraz lepszych aut - tłumaczy Smosarski. - Musisz więc rozwinąć się w tej gre "od zera do racingowego bohatera".
Zdaniem Leszka Smosarskiego gra jest jednak... po prostu trudna. - Naprawdę ciężko się w nią wgryźć - opowiada Smosarski. - Dopiero za drugim razem cokolwiek ogarnąłem. Tona statystyk, mnóstwo wyścigów, a poza tym pięćdziesiąt licencjonowanych fur w podstawowej wersji gry. To wszystko zajmuje mnóstwo czasu.
Więcej o dźwięku, licencjonowanym soundtracku, czasie zabawy z tą relatywnie trudną grą, dodatkach, bonusach io gratisach wersji "Limited Edition" dowiesz się, słuchając całej "zaGRYwki", albo oglądając ją po kliknięciu w ikonkę filmu.
(kd)