- Solowe występy dają dużo wolności, bo nikt cię nie ogranicza. A w zespole jest trochę jak z jazdą w kolumnie samochodów. Ruch odbywa się płynnie, jeden za drugim, bez stresu - mówi Jamie Lidell . - Kiedy jesteś sam, możesz poruszać się chaotycznie i masz więcej swobody. Ale muzyka to jednak społeczna sprawa. Im częściej tworzę muzykę z innymi ludźmi, tym bardziej to lubię. A największą radością dla mnie jest śpiewanie z innymi - dodaje.
W lutym tego roku pojawiła się najnowsza płyta brytyjskiego artysty zatytułowana "Jamie Lidell"
- Zdecydowałem się na taki tytuł, bo każdy inny brzmiał źle - tłumaczy artysta. - Przymierzałem się do wielu nazw, ale żadna nie pasowała. Dopiero przyjaciel podpowiedział mi, żeby zatytułować ją własnym imieniem i nazwiskiem, bo to ambitny krążek, który odwołuje się do najbliższych mi dźwięków. Ta płyta jest inspirowana latami 80. To czas, w którym po raz pierwszy zachłysnąłem się muzyką. Prince i Michael Jackson to byli moi królowie. Ich muzyka kompletnie mną zawładnęła. - podkreśla.
kul