Odkrywanie siebie w maratonie tańca

- Prywatnie nie lubię tańczyć, ale zawód aktora ciągle zaskakuje - mówi w Stacji Kultura Łukasz Simlat, który zagrał w najnowszym filmie Magdaleny Łazarkiewicz.

- To co robię zawodowo czasami jakoś mobilizuje do zmiany prywatności, człowiek zawsze dowiaduje się czegoś o sobie opowiada aktor.

"Maraton tańca" to film o konkursie, który ma szansę odmienić życie mieszkańców małego miasteczka na Dolnym Śląsku. Dla bohaterów niecodzienna impreza to realizacja marzeń - udział w maratonie tańca, może dać zwycięzcy 50 tysięcy gotówką, nie mówiąc o możliwości wylosowania luksusowego auta terenowego.

Jednym pieniądze pozwolą uciec stąd i rozpocząć wszystko od nowa, drudzy marzą o środkach na ratowanie chorego dziecka, inni wreszcie widzą w nich szansę na przełamanie złej passy i sięgnięcie po miłość, o której marzą. Za każdym z uczestników maratonu - zarówno za tancerzami, jak i kibicującymi im sąsiadami - kryje się inna historia, inne marzenia i aspiracje.

- Po przeczytaniu scenariusza stwierdziłem, że duet z Darkiem Toczkiem jest wdzięczny i składa się, że mało tańczę - postanowiłem podjąć wyzwanie. - A gdyby okazało się, że tańczyć trzeba dużo? - dopytywał Kuba Kukla. - Coś bym wymyślił - odpowiada Simlat. - Taniec jest bardzo przyjemny, ale prywatnie próbuję inaczej okazywać emocje.

Czy jest coś w czym nie podjąłby się gry? Zdaniem aktora zdarza się, że trzeba w sobie odkryć rzeczy zupełnie nieprzyjemne, by grając, coś uprawdopodobnić, urealistycznić. - Czasami rzeczy drastyczne na planie filmowym człowieka "tąpną" - wtedy może być trudniej się z tego wydobyć mówi. - Aktor jest w końcu od grania, świadomego i przemyślanego, ale wszystko jest wyzwaniem - zaznacza Simlat.

Premiera filmu już 17 czerwca. Oto zwiastun:

Aby dowiedzieć się, co jeszcze o aktorstwie i o swojej roli w filmie "Maraton tańca" opowiadał Łukasz Simlat, kliknij w ikonę dźwięku w boksie "Posłuchaj", po prawej stronie artykułu.

pg