"Jedziemy po mistrzostwo", "To drużyna na złoto", czy "Skazani na sukces" to tylko niektóre z pustych sloganów wyprodukowanych przez rodzime media przed finałami siatkarskich mistrzostw świata. W Polsce jak to zwykle bywa przed finałami imprezy rangi mistrzowskiej zapanował hurraoptymizm. Tak zwani "fachowcy" prześcigali się w komplementowaniu naszej kadry narodowej i wieścili kolejny wielki sukces.
Jak wielkie musiało być rozczarowanie szarego kibica zwabionego wizją sukcesu przed odbiornik telewizora, gdy nasi siatkarze praktycznie bez walki przegrywali ze zdziesiątkowaną kontuzjami Brazylią. Jak wielki smutek musiał zapanować w wielu polskich domach, gdy fatalnie dysponowani we wcześniejszych spotkaniach Bułgarzy pokazali nam nasze miejsce w szeregu? Przecież miało być tak pięknie, a skończyło się tak, jakby miejsce siatkarzy zajęli rodzimi piłkarze.
Co najgorsze w pompowaniu atmosfery przed mistrzostwami uczestniczyli sami siatkarze. Największym optymistą był najbardziej doświadczony siatkarz obecnej reprezentacji Piotr Gruszka, który mówił otwarcie "Do Włoch jedziemy po złoto". Być może w myśl staropolskiego przysłowia mówiącego o mądrości Polaka narazimy się w tej chwili na śmieszność, ale nie możemy się powstrzymać i nie zapytać. NA JAKIEJ PODSTAWIE POMPOWANY BYŁ TEN BALON? Czy rzeczywiście jedno udane spotkanie towarzyskie z Brazylią przekonało naszych siatkarzy o ich wyższości nad resztą świata? Czy może imponowali sobie nawzajem formą prezentowaną podczas wewnętrznych gierek na obozie przygotowawczym?
Spójrzmy prawdzie w oczy. Polscy siatkarze nie rozegrali w tym roku dwóch udanych spotkań z rzędu. Trener Castellani wprawdzie zapowiadał przed Ligą Światowa, że tegoroczne rozgrywki potraktowane zostaną tylko jako etap przygotowań do finałów mistrzostw świata, jednak należy pamiętać, że nie oznacza to beztroskiego przegrywania meczów i fatalnej postawy, a tego byliśmy świadkami. Równie słabo nasze orły zaprezentowały się w Memoriale Wagnera, podczas którego, po sześciu wcześniejszych zwycięstwach z rzędu, ulegli zespołowi Bułgarii. Tej samej Bułgarii, która teraz wyeliminowała nas z turnieju już w drugiej rundzie.
Mamy nadzieję, że tegoroczne występy polskich siatkarzy to tylko seria wypadków przy pracy i już nie długo będziemy świadkami kolejnych ich sukcesów na arenie międzynarodowej. Apelujemy tylko, by w przyszłości nie podążali drogą wyznaczoną przez polskich piłkarzy regularnie mamiących szarego kibica wizją zbliżającego się sukcesu i skupiali się za każdym razem tylko i wyłącznie na najbliższym meczu.
Marek Dziadukiewicz