- Czy robić samochód, który nikogo nie urazi i będzie taki jak chleb z masłem, czyli zupełnie banalny, czy taki, który spolaryzuje opinię i cześć ludzi go znienawidzi – tak dylemat obecnych producentów samochodów widzi Piotr Frankowski, redaktor naczelny magazynu „Top Gear”.
Były samochody kanciaste, były opływowe, teraz na topie są naszpikowane światełkami LED. Moda jednak przemija… ale i powraca. Jak bumerang na ryku pojawia się styl retro. – Na retro można patrzeć różnie. Nie każdy lubi taki dosłowny cytat – mówi Piotr Frankowski.
Nowy Chevrolet Camaro, Dodge Challenger, czy Ford Mustang, w którym zamontowano trójdzielne światła tylne nawiązujące do lat 60., podobają się tylko niektórym . Decydując się na produkcję takich samochodów koncerny stają przed dylematem: czy wypuszczać odważnie wyglądające modele, które mają taką samą szansę spodobać się, jak i nie, czy produkować „grzeczne pewniaki”, do których nikt nie będzie mógł mieć zarzutu i które będą wybierane dlatego, że są „normalne”.
- Wydaje mi się, że teraz będzie coraz więcej samochodów, które spolaryzują opinię – mówi Piotr Frankowski.
Takiemu trendowi będzie sprzyjał rozwój techniki. Dzięki najnowszym rozwiązaniom coraz częściej i coraz łatwiej producentom będzie wypuszczać na rynek krótkie serie, ale za to bardzo odważnych w swoim designie modeli. Za tym idzie również szansa na obniżenie cen takich „wyjątkowych” pojazdów.
- Salon w Genewie pokazał, że są samochody, które mają dużo koni i jeżdżą bardzo szybko, i wyglądają bardzo dobrze, niekoniecznie muszą kosztować miliony euro – dodaje gość Czwórki.
A czym wyróżniały się pojazdy podczas salonu motoryzacyjnego w Genewie? Kto jest mistrzem samochodowego designu? Jeśli jesteście ciekawi, posłuchajcie fragmentu audycji „Czwarty Wymiar”. Dźwięk znajduje się w ramce po prawej stronie.
KaW