Jak się jest pupilem dziennikarzy muzycznych, szansa na to, że nową płytę przyjmą nieprzychylnie jest niewielka. Z drugiej jednak strony w takiej sytuacji wzrasta czujność słuchaczy, którzy wydają się być coraz bardziej odporni na wskazówki ekspertów i opinie recenzentów.
Pustki nie muszą sobie zawracać głowy takimi dylematami, od lat konsekwentnie udowadniają, że wiedzą, co robią. Na najnowszej płycie "Safari" punkt ciężkości z "avant rocka" muzycy przesunęli w stronę "avant popu". Mimo to nie ma tutaj klasycznych popowych piosenek, w których zwrotki przeplatają się z refrenami.
okładka płyty
- Nowy kierunek wyznaczył utwór "Lugola" z 2010 roku. Ustaliliśmy, że to piosenka pomostowa między tym, co było na "Kalamburach", a tym, co przynosi "Safari" - opowiada gość "DJ Pasma". - Oczywiście ogromna w tym zasługa naszego producenta Bartka Dziedzica. Dopóki się nie spotkaliśmy, byliśmy trochę jak Zosia Samosia. Kiedy zdecydowaliśmy się wreszcie dopuścić do nas producenta z prawdziwego zdarzenia, okazało się, że musi mieć on stalowe nerwy, żeby z nami wytrzymać.
Bartek Dziedzic nie tylko wytrzymał, ale też bardzo dobrze wywiązał się z powierzonego mu zadania. - Łatwo mu na pewno nie było, bo jesteśmy kapryśni i zawsze mamy dużo do powiedzenia - przyznaje rozmówczyni Bartka Koziczyńskiego. - Ale Bartek też ma swoje zdanie i jest twardy, więc trochę musieliśmy się do niego "pozalecać", żeby zechciał wziąć nas pod swoje skrzydła.
Nowy producent to nie jedyna zmiana. Fani dotychczasowej twórczości zespołu mogą być zaskoczeni, bo na "Safari" nie usłyszą gitarowych riffów, tylko klawisze. - W pewnym momencie poczuliśmy, że w zespołowym życiu jest nam niewygodnie - wspomina Basia Wrońska. - Pierwotnie "Safari" miało być bardzo oszczędną płyta, która pozwoli nam odpocząć od ściany dźwięku i gęstych aranżacji. Wszyscy bardzo chcielismy coś zmienić, ale nie wiedzieliśmy jak. Bartek Dziedzic wyciągnął nas z rowu, w którym sami zakopaliśmy się w ostatnich latach. Bez niego nie udałoby nam się to.
(kul / ac)