Mela Koteluk/fot.W.Kusiński
Choć na swoim koncie ma już płytę pt. "Spadochron" i wiele prestiżowych nagród, a w kwietniu 2013 roku została laureatką Fryderyków w kategoriach "Debiut" i "Artysta roku", przyznaje, że ludzie wciąż pytają "Kim jest ta Mela?". - Jeszcze nie dotarliśmy z naszą muzyką wszędzie - mówi wokalistka w Czwórce. - Nie zależy mi jednak na tym. Pracujemy dzielnie nad drugim albumem, nie rezygnujemy z jesiennych koncertów. Uważam, że najbardziej istotną rzeczą mojej pracy jest granie koncertów na żywo.
Przed nią nagranie kolejnego krążka. Po sukcesie debiutanckiego albumu poprzeczka jest postawiona wysoko. Mela przyznaje jednak, że nie pozwoli się "sparaliżować tremie". – Każdy ma jakieś swoje straszki - mówi gość "Poranka OnLine" . - Staram się nie popadać w paranoję, nie chcę z powodu stresu nagrać czegoś słabego. Mity o "klątwie drugiej płyty" traktuję z przymróżeniem oka. Kontynuujemy to, co robiliśmy i sama jestem ciekawa, jakie będą rezultaty.
Tymczasem w zespole Meli Koteluk trwają próby, praca nad nowym wydawnictwem wre. - Dużo ze sobą przebywamy, dużo gramy, tworzymy muzykę wspólnie, wymyślamy piosenki intuicyjnie - mówi Koteluk.
Artystka przyznaje, że swoim współpracownikom w zespole pozostawia dużą swobodę tworzenia. - Nie jestem człowiekiem, który przychodzi z gotowymi nutami, to nie w moim stylu - mówi wokalistka o przygotowaniach "wewnątrzzespołowych". - Myślę więc, że nowa płyta powstanie w ten sam sposób, w jaki powstała jak pierwsza: wejdziemy do studia na dwa, trzy dni i nagramy to, co powstało podczas tych prób.
Ostatnio Koteluk rozpoczęła także wspólpracę z Cezikiem. - Podziwiam go za to, jak dzielnie sobie radzi w internecie. Stworzył swój świat, dzięki któremu "przykleił" do siebie masę ludzi - mówi artystka. - Nasza piosenka pt. "Nieprzytomny świat" jest napisana trochę z przymróżeniem oka i nie należy jej interpretować w 100 proc. dosłownie.
(kd)