– "Guwernantki" to dość ryzykowna sztuka, trudny materiał. Trzeba wykazać się wielką odwagą, by zrealizować komedię, która graniczy z farsą. Proponujemy w niej dość specyficzne aktorstwo, które dla pewnych odbiorców może okazać się trudne do przełknięcia – stwierdza reżyser spektaklu aktor Robert Kudelski. – Jeśli jednak publiczność będzie bawić się choć w połowie tak dobrze, jak my, satysfakcja gwarantowana – zapewnia.
– Sztuka udowadnia, że płciowość to nie biologia, a psychologia. W przewrotny sposób ukazują to dowcipne dialogi, niedorzeczne sceniczne sytuacje, w których guwernantka może stać się guwernerem i odwrotnie – zdradza Robert Kudelski. Jak mówi, w jednej chwili postać jest mężczyzną i, jeśli trzymać się schematów, może używać seksu ile wlezie, a już w kolejnej scenie jest... w ciąży! Gość "Poranka" zapewnia jednak, że sztuka nie szokuje, lecz bawi.
Kudelski przyznaje, że rola Magdy, w którą się wciela, i kostium, który przywdziewa, są jego "przekleństwem". – Nikogo już kompletnie nie obchodzi, co gram, moja postać wywołuje tylko jeden wielki śmiech. Nawet w dramatycznej i wzruszającej w założeniu scenie nie da rady nic zagrać, bo na widowni jest jeden wielki ryk – przyznaje z uśmiechem reżyser. – W sztuce gram chyba najbrzydszą kobietę świata – kokietuje.
– Na 40-lecie Teatru Ochoty, którego założycielami byli Jan i Halina Machulscy, wracamy do własnych debiutów. Dyplom aktorski mojej siostry, który wspólnie realizowaliśmy, ja jako reżyser, siostra jako aktorka, był także inscenizacją "Guwernantek". Historia zatacza koło. Chyba zaczynamy być sentymentalni – przyznaje gość "Poranka".
– "Guwernantki" są swoistym puszczeniem oka do Jana Machulskiego. Zarówno ja, jak i moja siostra, współwłaścicielka Teatru Ochoty, jesteśmy jego wychowankami – zaznacza Robert Kudelski. – To Jan Machulski przyczynił się do tego, że jestem aktorem – podkreśla.
Am