Nie oznacza to jednak, że muzyk myśli już o emeryturze. - To chyba raczej wynika po prostu z mojej struktury psychicznej i z charakteru. Zastanawiam się po prostu, czy nie nadszedł już czas, by zająć się czymś innym - mówi gość "Ex Magazine". - Na dłuższą metę jednak takie myślenie jest po prostu bardzo męczące.
Swoją najnowszą płytę, która światło dzienne ujrzała na początku kwietnia 2014 roku, Rojek wyprodukował wraz z Bartkiem Dziedzicem i - jak przyznaje - "zrobił to z premedytacją", w pełni świadomy tego, co chce osiągnąć. - Przyszedł moment, że chciałem zająć się wszystkim sam, bez jego pomocy, ale wydaje mi się, że byłoby to niemożliwe i nie byłbym potem usatysfakcjonowany efektami. Nie jestem muzykiem, który chce zawiadywać wszystkim, choć lubię mieć niektóre rzeczy pod kontrolą, zwłaszcza w sensie organizacyjnym. Lubię też, gdy ludzie słuchają moich uwag - mówi Rojek.
Gość Czwórki przyznaje też, że dzięki tej współpracy, w ciągu ostatnich kilku lat zaczął robić rzeczy, o których wcześniej nawet nie myślał. - Na przykład przestałem się zastanawiać nad budowaniem melodii w piosenkach. Przez ostatnie 20 lat nuciłem, gwizdałem, układałem linie, a teraz zacząłem improwizować, nie dając sobie czasu na myślenie - tłumaczy muzyk. - Nie chciałem niczego robić na siłę i teraz uważam, że ta zmiana była inspirująca, a melodie, które dziś układam są inne od tych sprzed lat. Śpiewam inaczej i o to mi chodziło.
Artur Rojek na polskiej scenie obecny właściwie większość swojego życia i przyznaje, że dziś nie zdarza mu się płakać przy muzyce. - Nie pamiętam, kiedy to robiłem, choć muszę przyznać, że z pewnością czuję nieraz wzruszenie - mówi Rojek. - Bardziej niż muzyka do płaczu doprowadzają mnie jednak filmy.
(kd/ag)