Całkiem niedawno znana piosenkarka została skazana przez sąd za stwierdzenie, że "autorzy Biblii, byli napruci winem i palili zioła". Z kolei dwóch prezenterów pewnej audycji radiowej straciło pracę za niewybredne żarty na antenie na temat Ukrainek pracujących w Polsce.
Choć osoby publiczne mają taką samą wolność słowa, jak wszyscy, to w przeciwieństwie do zwykłych śmiertelników są rozliczane przez miliony, a czasem przez miliardy słuchaczy.
O to gdzie leżą granice wolności słowa zapytaliśmy goszczącą w studiu Czwórki prawniczkę dr Monikę Zimę: - Wolność słowa, to najważniejsze prawo człowieka, zagwarantowane w konstytucji,ale ma swoje granice. Są nimi prawa i wolności innych osób - wyjaśniała. Problem z tą pięknie brzmiącą definicją tkwi w tym, że nie da się wyznaczyć sztywnych ram dla wolności i każda sytuacja jest oceniana przez pryzmat wielu zmieniających się wraz ze zmianą czasów i poglądów okoliczności.
Na ambiwalentny charkter wolności słowa zwracał uwagę Wiktor Świetlik z Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP: - Niestety jest tak, że wolność słowa ma swój koszt i to jest koszt który trzeba zapłacić. Podam przykład francuskiego arystokraty, który podróżował po XIX wiecznej Ameryce i odkrył prasę amerykańską, która była wtedy bardzo brutalna i choć jemu się to bardzo nie podobało, to uznał, że ostatecznie wolność słowa jest ważna dlatego, że zapobiega złu.
Aby dowiedzić na czym polegają złe i dobre strony wolności słowa i jak wygląda kwestia jej naruszania w świetle prawa posłuchaj nagrania audycji.
bch