"Mordercze klauny z kosmosu” został nakręcony w 1988 roku przez braci Charlesa, Stephena i Edwarda Chiodo, którzy stworzyli scenariusz i zajęli się reżyserią. – Mamy tu klauny, które przyleciały z kosmosu i w Lesia otworzyły wielki cyrk – opowiada Piotr Gniewkowski, z fanpage Horrory. – Tam zaczęły robić zabójcze przedstawienia i zamieniać ludzi w watę cukrową. Strzelali w ludzi zabójczym popcornem i mieli dmuchane psy, które gryzły.
Zdaniem eksperta już sama fabuła tego filmu jest tak irracjonalna, że musiała stać się kultowa. – Ludzie pokochali go właśnie za to, że to jest totalny "odmóżdżacz" – mówi Gniewkowski.
Według dra Jacka Rokosza, znawcy filmów klasy B, ten obraz jednak "puszcza oko do widza". – Jest pastiszem gatunku, choć pewnie bazuje na strachu, jaki mamy przed zamaskowanymi osobnikami z cyrku – mówi ekspert. – A poza tym przecież jest coś strasznego w klaunach: biała twarz, ostre zęby. Ten film więc łączy w sobie cechy kina dla nastolatków i krwawych obrazów.
Jedną z głównych cech kina lat 80. jest wielki potwór, który w scenie finałowej chce zniszczyć świat, albo przynajmniej miasto. – W tym przypadku w finale pojawia się niemal goły, wielki klaun-matka, który wymachuje rękami, by wszystkich zjeść – podsumowuje Gniewkowski.
A tymczasem wszystkich fanów tego filmu czeka prawdziwa gratka, bowiem bracia Chiodo, którzy do poprzedniej części stworzyli scenariusz, a potem ją wyreżyserowali, planują wypuścić sequel, czyli "Mordercze klauny z kosmosu 2".
(kd)