Tomasz Dutkiewicz, dyrektor Teatru Komedia, co miesiąc dostaje kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt maszynopisów od autorów którzy piszą lub "wydaje im się, że piszą" komedie. - Zazwyczaj żadna z nich nie nadaje się do wystawienia. Nie dorównują komediom angielskim i francuskim – tłumaczy Dutkiewicz.
Pytani o dobrego polskiego komediopisarza goście Anny Retmaniak i programu "Gdy zgasną światła rampy" zgodnie wymieniają tylko jednego, Marcina Szczygielskiego , którego "Wydmuszkę" wystawiał Teatr Komedia, a niedługo spodziewana jest jego kolejna komedia – "Furia".
Jerzy Bończak, który grał w wielu komediach, a także je reżyserował, mówi, że autorom, którzy mogli by dobrze pisać takie formy, po prostu się nie chce. Tekściarze, którzy piszą skecze lub sitcomy boją się potwornej pracy jaką jest forma dwugodzinna. - Komedia jest jak równanie matematyczne, jeśli którykolwiek z elementów zostanie pominięty, wątek zagubiony, pomysł niedopracowany, nie dojdzie się do szczęśliwego finału – tłumaczy Bończak.
Zgadza się z nim Jarosław Gajewski, wicedyrektor ds. artystycznych Teatru Polskiego. Jego zdaniem, nazwisko i pieniądze lepiej zrobić na produkcjach komercyjnych.
- Jest ogromne zapotrzebowanie na śmiech, ale jednocześnie u widzów obniża się poziom oczekiwań wobec komedii – mówi też Gajewski. Polakom bardzo się podoba poczucie humoru Anglików, ale preferują przede wszystkim lekkie farsy .
Według Dutkiewicza, przedstawiciele klasy średnia nie chcą w teatrze myśleć, wolą się śmiać.
Tymczasem komedia to gatunek różnorodny. Od wystawianych ostatnio fredrowskich "Mężów i żon", poprzez bardzo współczesną i realistyczną "Wydmuszkę". Od lekkich fars typu "Zamiana na wakacje", "Podwójna rezerwacja" czy "Prezent urodzinowy" do, opartych na autentycznych faktach, "Dziewczyn z kalendarza". Niektóre z nich niosą mocne przesłanie, mają tzw. drugie dno.
(lu)
Aby wysłuchać całej rozmowy, wystarczy kliknąć "Brakuje komedii" w boksie "Posłuchaj" w ramce po prawej stronie.