Mistrzem Polskiej Ortografii został w 2012 Aleksander Meresiński z Kielc. Konkurowało z nim ponad 500 osób. W zabawie brali udział także internauci - za pośrednictwem komunikatora internetowego Gadu-Gadu. Odczytywanie tekstu dyktanda było transmitowane w radiu i telewizji, także na portalu PolskieRadio.pl.
"Chodzący słownik ortograficzny" popełnił tylko jeden błąd. Jak mówił - w ogólnopolskich klasówkach bierze udział od 1999 roku. W konkursie bardzo często zajmował drugie i trzecie miejsce, co go bardzo irytowało. W końcu postanowił dopiąć swego i poczuć smak zwycięstwa. Co trzeba zrobić, żeby zostać mistrzem ortografii?
- Należy mieć wrodzoną intuicję ortograficzną, nie tyle talent, co pewną dbałość o język i specyficzny język pamięci wzrokowej. Trzeba nad tym przysiąść, popracować ze słownikiem, z dyktandami, przyswoić sobie dużo trudnych, niespotykanych słów i wtedy można powalczyć o wysokie lokaty – tłumaczył Aleksander Meresiński.
Czemu dyktando dla większości "śmiertelników" było nie do przebrnięcia? Prof. Andrzej Markowski, jego autor, poinformował w radiowej Jedynce, że wykorzystał w nim wyrazy, które są najczęściej dźwiękonaśladowcze, a jednocześnie część z nich pisze się z łącznikiem, inne jako jeden wyraz, a jeszcze inne jako dwa albo trzy.
>>> Zobacz "Zabawy z językiem" na moje.polskieradio.pl
- W związku z tym ich nagromadzenie mogło spowodować trudności – dodał.
Magdalena Bochenek Kempa, prezes fundacji im. Krystyny Bochenek, utrzymywała, że dyktando nigdy nie wydaje się bardzo trudne, gdy się je pisze, okazuje się dopiero takie, gdy porównamy je z oryginałem.
A oto tekst dyktanda:
Hip-hop a la strzyżyk
Posłuchajcież, to rzecz rzadka
i nie żadna gadka szmatka,
ale minishow z otoczką,
jak to strzyżyk woleoczko,
wprawdzie, jużci, poniewczasie,
superrandkę w cud-szałasie
wygooglował na Facebooku.
A tam, tere-fere kuku,
to nie były hocki-klocki,
ale wpośród przaśnej nocki
gadu-gadu tete-a-tete,
zdezawuowane wnet
(albo raczej rachu-ciachu)
w pohulankach wśród rejwachu.
Naprzód cmok, cmok wraz, nawzajem,
baju, baju nad tokajem,
gul, gul w głąb, aż nadto, w bród
Za czym tańce z damą cud.
Rżną z hołubcem obertasa:
hop-siup, tup, tup i hopsasa!
I chcąc nie chcąc, ale w mig
pieją w c-moll: Bum-cyk-cyk,
tirli, tirli, tralala!.
Taki miszmasz aż do dnia.
A o brzasku, tak do wtóru,
stuku-puku, szuru-buru
w chaszczach już to w oczeretach.
Lecz hulanka zgoła nie ta
Szast-prast sczyścił więc dwa quady
marki Mrzygłód. Bez żenady,
z półuśmiechem, lecz półdrwiąco
rzekł jej rzeźwo coś o końcu
i cmoknonsens na rozstanie.
Ciao! Już więcej ani-ani.