Szalejący kibice Legii w Łomiankach, transparent Lecha na meczu z Litwą, bijatyka na plaży w Gdyni - po ostatnich wydarzeniach rząd ponownie zapowiedział definitywne załatwienie problemu bandytyzmu na stadionach.
- Według mnie w niektórych miejscach należy surowiej egzekwować już istniejące przepisy prawne - uważa karnista Łukasz Chojniak. - I przydałoby się bardziej pogłębione studium tego, czym jest chuligaństwo stadionowe. Zachęcałbym do poważniejszej refleksji, mniejszej ilości emocji i unikania szukania na siłę winnych. Bo same zmiany w prawie nie zamienią kibiców w aniołki - dodaje.
Rządowym propozycjom wyjątkowo przyklaskuje opozycja, mówiąca o potrzebie powrotu do hasła: "zero tolerancji". Takich krucjat w ostatnich latach było już kilka. Praktycznie każdy rząd od czasów Leszka Millera ruszał na wojnę z kibolami.
- W tej całej batalii brakuje stanowczości, a czasem brakuje też umiejętności u osób odpowiedzialnych za podejmowanie decyzji - twierdzi dr Paweł Czarnecki z Katedry Postępowania Prawnego UJ. - A tutaj potrzebna jest odwaga, która pozwoli rozprawić się z problemem bez sentymentów. Jestem za tym, by zlikwidować martwe przepisy, jak kara zawieszenia wolności. Popularne "zawiasy" dla stadionowego chuligana to nie jest żadna dolegliwość - uważa.
Zdaniem socjologa, Krzysztofa Martyniaka przydałoby się też mniej mówić o tym, jacy to kibice są źli: - Im bardziej będziemy na nich narzekać i im częściej będziemy ich pokazywać w telewizji, tym bardziej oni, we własnej hierarchii, będą czuć się dowartościowani i ważni. Może więc spróbować innej recepty: nie mówić, nie pokazywać, nie nagłaśniać, tylko załatwiać takie sprawy poza kamerami i nie w obecności mediów...
Tym bardziej, że chuligani to tylko odsetek tych, którzy chodzą na stadiony i emocjonują się piłką nożną.
kul