– To historia z życia wzięta. 80 procent wydarzeń, które oglądamy w filmie, miało miejsce naprawdę – przyznaje Marcin Wrona, reżyser głośnego filmu „Chrzest” uhonorowanego Srebrnymi Lwami na festiwalu w Gdyni. O uniwersalnej wymowie filmu i współpracy z więźniami przy pisaniu dialogów mówił w „Stacji Kultura” 1 listopada.
Film opowiada historię Michała, pozornie spełnionego, dobrze sytuowanego szczęśliwego ojca i męża, którego przeszłość skrywa mroczną tajemnicę. Obawiając się śmierci z rąk mafii, postanawia uczynić swojego przyjaciela Janka swoim „następcą” w roli męża i ojca rodziny.
Jak zdradza Marcin Wrona, początkowo nie szukał kontaktu z pierwowzorami bohaterów filmu. – Mój pierwszy pomysł był taki, żeby w ogóle się z nimi nie spotykać. Po pierwsze: nie chciałem ingerować w ich prywatne życie. Po drugie, nie chciałem się rozczarować – wspomina. Jak zaznacza, zależało mu na uczynieniu fabuły „Chrztu” bardziej uniwersalną, na „odklejeniu” jej od autentycznych wydarzeń. Dlatego, zamiast dosłownej rekonstrukcji wydarzeń, w filmie znajdziemy wiele odniesień do historii mitycznych, biblijnych. – Postawiłem na dość proste, wyraziste podziały między dobrem a złem – wyjaśnia Marcin Wrona.
Scenariusz „Chrztu” powstał przy współpracy z więźniami z aresztu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie, których historie przypominały losy filmowych bohaterów. – Jeden z nich wziął scenariusz, przepisał część dialogów, zaproponował pewne rozwiązania, między innymi początek i zakończenie filmu – zdradza reżyser.
ŁSz
Posłuchaj rozmowy Kuby Kukli i Kasi Dydo z Marcinem Wroną.