Dziś Rysiek Bazarnik i jego muzycy, wbrew prawu grawitacji, grają koncerty stojąc na pionowej ścianie twarzą w dół. – Założenie było takie, by scenę odwrócić o 90 stopni – tłumaczy Bazarnik – Więc grając, w powietrzu niejako leżymy na brzuchu. Jednak dotychczas nie zdarzyły się przypadki omdleń, bo dbamy o to, by technologia temu zapobiegała, by było w miarę wygodnie śpiewać i grać.
Początkowo nawet alpiniści, z którymi konsultował swój pomysł mówili mu: "nie, tak się nie da". Ale w jego twórczości nie ma barier, których nie mógłby pokonać. – Istnieją jedynie bariery zdroworozsądkowe, aczkolwiek i te udawało mi się przeskoczyć – opowiada Bazarnik. – Grałem też m. in. na wełnie mineralnej, która jest "puchowa", więc teoretycznie nie powinna wydawać dźwięku, ale przy pomocy odpowiednio ustawionych mikrofonów i właściwej metody uderzeń udało się.
Podczas koncertu Bazarnik i jego grupa, wiszą na ścianie, podtrzymywani jedynie specjalnymi alpinistycznymi linami. – To piękne uczucie – mówi Bazarnik, ale nie ukrywa, że tak jest po prostu trudniej niż "normalnie". – To także wyzwanie, zwłaszcza dla "dęciaków", czyli saksofonisty, czy trębacza. Chodzi o technikę oddychania. Niełatwo jest też perkusistom – opowiada Bazarnik. – Ale z drugiej strony ten koncert ma taką fajną energię. Przychodzi tysiące osób. Gdy się je widzi z góry – to uskrzydla. Adrenalina powoduje, że zapomina się o bólu i innych uciążliwościach.
Zobacz fragment niezwykłego występu:
W tym projekcie wzięło udział już bardzo wielu muzyków. – W trakcie 200 koncertów gościliśmy osoby, które z nami zagrały po kilka razy i dziś wspominają to bardzo miło - mówi Bazarnik.
Więcej na temat koncertów Orkiestry na Ścianie słuchaj w "Pod lupą", klikając ikonkę dźwięku w ramce po prawej stronie artykułu.
(kd)