Prowincja USA nie ma najlepszej opinii w Europie. W filmach zamieszkują ją brutalni szeryfowie, framerzy nocami przywdziewają tam białe prześcieradła, a stopa łapią seryjni meksykańscy zabójcy. Tymczasem wieloletni korespondent z USA, Bartosz Węglarczyk przekonywał, że na prowincji jest nie tylko ciekawe, ale też zupełnie bezpieczne.
- Nigdy nic złego mnie tam nie spotkało - mówił gość audycji "4 do 4". - Mieszkają tam ludzie konserwatywni, religijni, związani ze społecznością lokalną i bardzo mili. Przykładowo Teksas to jedyne miejsce na świecie, gdzie widziałem powszechne otwieranie drzwi kobietom i uchylanie kapelusza - opowiadał.
Na ten nienajlepszy wizerunek pozafolderowych stanów Ameryki wpływa świadomość, że przeciętny Amerykanin posiada łatwy dostęp do broni palnej. Doniesienia o strzelaninach i anegdoty o ludziach zabijających w z godzie z prawem tych, którzy weszli na ich posesję, tylko pogłębiają negatywny obraz. - Miłość Amerykanów do broni bierze się z historii. Na początku nie było tam policji, nie było armii, ludzie sami musieli się bronić przed agresorami, więc skrzykiwali się jako milicja obywatelska. Wielu Amerykanów do dziś uważa, że posiadanie broni jest kwestią wolności osobistej - wyjaśniał Węglarczyk.
Więcej na temat wrażeń dziennikarza z jego podróży po Stanach Zjednoczonych dowiesz się słuchając nagrania audycji.
bch