Był taki moment w historii Polski, kiedy nasi sportowcy, jako nieliczni obywatele, mieli szansę na swobodne podróżowanie po świecie. Zaprzyjaźnione ze sobą kraje socjalistyczne organizowały zawody. Spotkania zawodników dawały możliwość rywalizacji między narodami. Dzięki temu można było zobaczyć kawałek świata.
Zobacz serwis specjalny o konflikcie na Półwyspie Koreańskim >>>
- Do Korei Północnej dotarliśmy na zawody łyżwiarskie organizowane pod nazwą "Zawody Krajów Demokracji Ludowej”. Sama rywalizacja nie utkwiła w mojej pamięci tak, jak to, co wtedy zobaczyłam - opowiada była łyżwiarka szybka Aneta Hołówek. Do Phenianu sportowcy z Polski pojechali w końcówce lat osiemdziesiątych, wraz z ekipami ze Związku Radzieckiego, Chin, NRD, Czechosłowacji i Rumunii. Kilka dni spędzili w stolicy Korei Północnej, później polecieli w góry, gdzie w pobliżu najwyższego szczytu, góry Pektu (2744 m n.p.m.) Koreańczycy wybudowali tor łyżwiarski.
Polska ekipa z koreańskim przewodnikiem w Phenianie. Z tyłu tor łyżwiarski
- Zanim jednak wyruszyliśmy na górską wyprawę, gospodarze zabrali nas na obowiązkowe zwiedzanie stolicy - opowiada łyżwiarka. - Najważniejszym punktem w Phenianie jest miejsce urodzin Kim Ir Sena, byłego przywódcy koreańskiego - dodaje. "Miejsce, w którym urodził się ojciec Koreańczyków, jest szczególne” - podkreślali przewodnicy w Phenianie, chociaż zagroda w stolicy Korei jest tylko symboliczna. - Do specjalnie zaaranżowanej chatki, wyglądającej jak wychuchany okaz w skansenie, mieszkańcy Korei i goście docierają, jak do miejsca kultu - potwierdza była zawodniczka.
Bardzo ciekawym wydarzeniem podczas koreańskiej podróży była także wyprawa do sklepu. - Poprosiliśmy o nią naszego przewodnika, bo dostaliśmy wtedy od organizatorów dużo pieniędzy i chcieliśmy je jakoś wydać - wspomina zawodniczka. - W Korei w latach dziewięćdziesiątych obowiązywały dwie waluty: won czerwony i won siny. Przybysze mogli płacić wonami czerwonymi, natomiast sine były zarezerwowane dla mieszkańców Korei - opowiada. - Nas bardzo interesowało, gdzie są te sklepy, bo w pobliżu hotelu i w drodze z lotniska nie widzieliśmy żadnych punktów usługowych, czy restauracji .
Polska ekipa została zawieziona w miejsce, gdzie miała zrobić zakupy. - To był nieduży budynek na obrzeżach miasta. Długo zjeżdżaliśmy windą w podziemia budynku, aż wreszcie dotarliśmy do sklepu. Okazało się, że zakupy będziemy robili w... bunkrze. Dobrze zaopatrzonym jak na tamtejsze warunki bunkrze - opowiada łyżwiarka.
Anetę Hołówek zaskoczyła skrajna bieda, którą mogła zauważyć podczas pobytu w koreańskich górach. - Podczas zawodów, w których braliśmy udział, panowały bardzo trudne warunki. Było dużo poniżej -20 stopni, ale publiczność dopisała - opowiada łyżwiarka. - Gospodarze skrzyknęli dzieci ze wszystkich szkół z okolicy. Na trybunach stały zmarznięte maluchy obute w cieniutkie trampki i mocno dopingowały startujących zawodników - wspomina. W Polsce także nie ubieraliśmy się wtedy szczególnie modnie i światowo, ale to, co sportowcy zobaczyli w Korei, było zdumiewające. - Cieniutkie szmaciane buty, gołe głowy i "lodowisko" pod nosem... to obraz dziecka który pozostał w mojej głowie.
Nie da się także zapomnieć miejsc hołdu, gdzie czci się przywódcę. W górach jest wiele takich miejsc, które odwiedził kiedyś Kim Ir Sen, sam lub na wycieczce krajoznawczej z żoną. - Wybudowanie dużego pomnika "ojca narodu" to obowiązek gospodarzy takich miejsc - podkreśla łyżwiarka. - "Tu Kim Ir sen rozmyślał o swoim kraju", "tu żona Kim Ir Sena zastanawiała się, jaką potrawę przyrządzi dla swojego męża na obiad", "w tym miejscu Kim Ir Sen zawrócił z wycieczki, bo wezwały go ważne obowiązki państwowe" .... czytaliśmy napisy pod wybudowanymi z rozmachem miejscami pamięci...