- To, że ja pojawiłam się w Azerbejdżanie to był przypadek. Natomiast warto się tam wybrać, by iść do łaźni, zjeść baraninę, pooglądać niezliczone billboardy i pomniki Hejdara Alijewa oraz zobaczyć bulgoczące wulkany błotne - zdradziła podróżniczka.
Anna Gruhn mówiła w radiowej Czwórce, że jeśli chodzi o plan podróży i kierunek zwiedzania, zdecydowanie najprościej jest dostać się do stolicy Azerbejdżanu - Baku.
- Jeżeli chcemy podróżować na północ czy południe to i tak musimy zahaczyć o Baku. Można rzec, że wszystkie szlaki komunikacyjne prowadzą przez stolicę. Nie da się dojechać spod granicy gruzińskiej od razu do Lenkoranu, czyli na południe w pobliże granicy z Iranem. Trzeba uprzednio pojechać jak najbardziej na wschód, czyli do samego Baku i stamtąd dojechać dopiero na południe - wyjaśniła Gruhn.
Gość Czwórki stwierdziła, że warto pojawić się w Baku, ale "tylko na chwilę".
- Azerbejdżan to bogaty kraj, a to bogactwo najlepiej widać właśnie w Baku. Na prowincji wygląda to wszystko zupełnie inaczej. W Baku ciekawe jest poruszanie się. Ja widziałam tam zaledwie cztery przejścia dla pieszych. Tutaj przechodzenie odbywa się za pomocą uniesienia ręki - opowiadała Gruhn. - W Baku warto zobaczyć Aleję Nafciarzy i z jej perspektywy spojrzeć na Morze Kaspijskie oraz odwiedzić muzeum dywanów. No i oczywiście skorzystać z łaźni - dodała.
Podróżniczka w radiowej Czwórce opowiedziała również o swojej wyprawie do Szeki. Gruhn mówiła, że ten obszar słynie z chałwy, a jej uwagę przykuł przede wszystkim pałac Chanów, a także... aleja rzeźników.
mr