Iskrą zapalną zamieszek była śmierć 29-letniego Marka Duggana, który zginął podczas wymiany ognia z policją. To, co wydarzyło się od tamtej pory w Wielkiej Brytanii budzi niedowierzanie. Socjologowie próbują wyjaśnić zachowania uczestników zajść, lecz nie przychodzi im to z łatwością. Chyba dlatego, że zamieszki nie mają żadnego celu, ani ideologii. – Ci ludzie zwyczajnie skorzystali z pretekstu i kontekstu – uważa dr Grzegorz Makowski z Instytutu Spraw Publicznych.
Zdaniem rozmówcy Kasi Dydo, ludzie biorący udział w zamieszkach nie walczą w słusznej sprawie, tylko wykorzystują okazję do plądrowania, podpalania, starć z policją i po prostu wyrażenia swojej niechęci do państwa socjalnego, z którego dóbr nie mogą w korzystać. – To są osoby raczej wykluczone lub zagrożone wykluczeniem – mówi Makowski.
Jak podkreśla ekspert, tego typu zamieszki nie są czymś nowym w historii, zdarzały się już wcześniej w Wielkiej Brytanii i innych państwach. Nowa jest za to forma organizowania się jej uczestników, co powinno zostać poddane poważnym badaniom socjologicznym. Dzięki portalom społecznościowym tym ludziom łatwiej jest się umawiać, bo wymieniają się informacjami dotyczącymi położenia policji i podejmować "akcje", a potem uciekać.
Na szczęście jest to broń obosieczna. Dzięki tym samym mediom, na miejscu zajść pojawia się także policja albo zwykli ludzie, którzy chcą przeszkodzić uczestnikom zamieszek. – Brytyjskie społeczeństwo jest bardzo obywatelskie i ludzie mają wysokie poczucie dobra społecznego, przez co mają motywację do działania – wyjaśnia gość "Pod lupą".
Grzegorz Makowski uważa, że nie można jeszcze mówić o rewolucji w Wielkiej Brytanii. – To jest raczej krótkotrwały wybuch nawarstwionego niezadowolenia, niemający nawet lidera – mówi ekspert. Podkreśla, że trzeba również brać pod uwagę, że Wielka Brytania jest krajem demokratycznym, a demokracje mają to do siebie, że łatwo wchłaniają tego typu wydarzenia, jakkolwiek nie byłyby one straszne.
Więcej w rozmowie Kasi Dydo z Grzegorzem Makowskim.
ap