"Kaszubski Kaper" to ekstremalny rajd, który po raz pierwszy rozegrano w ubiegłym roku. Trzeba było się wspinać, wiosłować, strzelać, pokonać ponad 100 m bagien, a potem brodzić w morzu – a wszystko na dystansie 45 km. W tym roku do pokonania śmiałkowie będą mieli aż - bagatela - 56 km. – Z tego 3 km w wodzie, 100 m pływania w umundurowaniu, kilometr wiosłowania, strzelanie i pokonywanie bagien, a wszystko w pasie, gdzie ponad 200 lat temu polskiego wybrzeża strzegli kaprzy – tłumaczy w Czwórce mjr Arkadiusz Kups, organizator imprezy.
Zdaniem gościa "Hyde Parku", to właśnie śmiałkowie, zamieszkujący dawniej tamte tereny - byli polskimi piratami. – W okolicach Pucka, czy Władysławowa łupili flotę duńską i szwedzką, a także strzegli polskiego wybrzeża – opowiada mjr Kups. – Swego czasu bowiem polskie wybrzeże było bardzo wąskie, w Pucku stworzono więc twierdzę, port wojenny, gdzie miejscowi rybacy, wspomagani przez różnych obieżyświatów, budowali swoje jednostki kaperskie.
Żeby zostać takim kaprem trzeba było się szkolić i mieć predyspozycje. Dziś polscy piraci, zamiast grabić Szwecję i łupić duńskie żaglowce, sprawdzają granice ludzkich wytrzymałości w rajdach i na różnego rodzaju wyprawach. Posłuchaj rozmów z gośćmi "Hyde Parku", z nich dowiesz się o kolejnych tego typu imprezach i o tym, jak się do nich przygotować, a potem sprawdź, czy z którejkolwiek z nich potrafiłbyś wyjść cało.
(kd)