W założeniu spektakl "Nina" miał być połączeniem zaskakująco zaaranżowanego recitalu z utworami Niny Simone z klasycznym monodramem opartym na adaptacji autobiograficznej. Jak się jednak w trakcie przygotowań okazało klamrą spinającą całe przedsięwzięcie stała się polska aktorka z włoskimi korzeniami. To Monika Mariotti, która od dawna zafascynowana jest amerykańską legendą muzyki: - Pomysł na taki spektakl zrodził się w mojej głowie 10 lat temu, kiedy jeszcze byłam we Włoszech, a w Polsce miałam jedynie dziadków - opowiada aktorka. - Ja czytałam książki o niej, ja słuchałam jej muzyki, a kiedy wreszcie przyjechałam tutaj od razu spotkałam ekipę Teatru Konsekwentnego, która pomogła mi zrealizować to przedsięwzięcie i to nawet lepiej niż sobie wyobrażałam.
Zarówno piosenki, jak i tekst tworzą spójną opowieść o skomplikowanym, pełnym napięć i rozczarowań życiu artystki. W przedstawieniu, tak jak i w życiu, przewija się problem poszukiwania tożsamości, Nina – Amerykanka, czy Afrykanka? Monika - Polka czy Włoszka: - Tutaj jestem dopiero 4 lata, za sobą mam 30-paroletnią włoską przeszłość. Z jednej strony czuję się jakbym zaczynała wszystko do nowa, z drugiej jakbym była pomostem między Włochami a Polską.
"Moją Ninę" wyreżyserował Adam Sajnuk, a za aranżację utworów odpowiada Michał Lamża: - Postanowiłem nieco zmienić klasyczne instrumentarium, które towarzyszyło Ninie Simone na koncertach. Do bazy, czyli fortepianu, kontrabasu dodałem etniczne przeszkadzajki z całego świata. Tak, żeby tę muzykę pokolorować różnymi odcienami, a nie powielać wykonań niedoścignionego i tak pierwowzoru.
W planach odtwórczyni roli głównej jest także "Moja Nina" w różnych wersjach językowych, w tym po angielsku i po włosku. To dałoby szansę pokazać monodram w różnych miejscach w Europie. Utwory doczekają się także koncertowych aranżacji. Wtedy będzie je można usłyszeć także w klubach, a nie tylko na deskach teatru. Więcej o spektaklu, planach na przyszłość i o samej Ninie Simone dowiesz się słuchając nagrania z ”Kontrkultury”.
kul