– Artyście wolno wszystko do momentu, kiedy jest to "smaczne" i ładne – przekonuje Wiganna Papina. Stylistka gościła w audycji "Pod lupą", gdzie wypowiadała się na temat co raz śmielszych i bardziej zaskakujących kreacji gwiazd, a także mówiła o potrzebie konsekwencji artystów w sprawach wizerunku.
Jak przekonuje stylistka, nie dziwią jej kontrowersyjne stroje z mięsa czy worka po ziemniakach. – Takie rzeczy robiono już wcześniej – zauważa. – Wtedy było to niszowe, a teraz po prostu wychodzi na światło dzienne i wywołuje dyskusje - dodaje.
Na dowód zdradza, że samej zdarzyło jej się nosić kiedyś suknie z kapsli po piwie, makaronu a nawet kurzych łapek, ponieważ świetnie wyglądały. – Jeśli sukienka z mięsa jest dobrze "uszyta", to czemu jej nie założyć? – pyta retorycznie. Jeśli natomiast chodzi o worek po ziemniakach, to z tym pomysłem wyprzedziła Edytę Górniak sama Marilyn Monroe, już kilkadziesiąt lat temu.
Zdaniem niektórych muzyka powinna bronić się sama; chyba, że jest na tyle słaba, że bez kostiumów się nie sprzeda. Wiganna Papina jest jednak innego zdania: gwiazda nie ma obowiązku tworzenia stylizacji czy kreowania niepowtarzalnego wizerunku, ale na pewno stanowi to dodatkową wartość. – Muzyki można oczywiście posłuchać w radiu, ale idąc na koncert oczekuje się czegoś więcej. Dużo zyskują gwiazdy, które robią show, tworzą widowiska – zauważa.
– Artysta powinien być artystą przez całą dobę – przekonuje stylistka. Bardzo rozczarowują ją twórcy, którzy na potrzeby koncertu wdziewają różne stroje, a w życiu prywatnym ich ubiór niczym się nie wyróżnia. Gość Justyny Dżbik nie potępia ich, jednak uważa za mniej autentycznych niż muzycy, którzy także na co dzień mają określony wizerunek.
Więcej w rozmowie Justyny Dżbik z Wiganną Papiną.
ap