Logo Polskiego Radia
Trójka
Piotr Kowalczyk 21.03.2011

Szkolny zjazd Genesis

Zapraszamy na ostatnią część opowieści o utworach grupy Genesis. Czyta Piotr Metz. Od wtorku rano - 50 piosenek zespołu Queen.
Genesis, 1974 rokGenesis, 1974 rok
Posłuchaj
  • Genesis - Congo
  • Genesis - Jesus He Knows Me
  • Genesis - I Can't Dance
  • Genesis - No Son of Mine
  • Genesis - The Carpet Crawlers
Czytaj także

Przez ostatnie tygodnie w porannym paśmie Trójki, około godziny 7:35 mogliśmy wysłuchać historii o najlepszych utworach grupy Genesis. W ten poniedziałek Piotr Metz przeczytał ostatnią z nich. Fanów grupy zapraszamy jednak do niedzielnej audycji "Strona 1. Strona 2.", w której właśnie zainaugurowano 4-częściową opowieść o płycie Genesis "Lamb Lies Down on Broadway". Godzina 13, Program Trzeci Polskiego Radia. Historii tej płyty będzie można słuchać jeszcze przez najbliższe 3 tygodnie. A w porannym paśmie Trójki od wtorku: maraton z grupą Queen - 3 wydawnictwa "Greatest Hits" i 50 utworów Freddiego Mercurego i spółki.

"No Son Of Mine" to pierwszy singiel z płyty "We Can’t Dance" (1991), którą zespół Genesis nagrał po 5 latach przerwy. Charakterystyczny instrument użyty w piosence to gitara Mike’a Rutherforda przepuszczona przez sampler Ton’yego Banksa. Zespół nazwał go słonio-mamutem.

Mike Rutherford: - Przerwa była dłuższa z uwagi na sukcesy solowe Phila. Przyszedł ten dzień, zjawiamy się w studiu trochę podenerwowani. Ale tak jak zawsze, spotkaliśmy się, włączyliśmy sprzęt i potem wszystko potoczyło się naturalnie.

Piosenka "I Can’t Dance" zaczęła się od riffu Mike’a Rutheforda, do której Phil Collins zaimprowizował tekst. Ale sesje nagraniowe szły początkowo bardzo opornie.

Mike Rutherford: - Dla mnie to proste. Siada się do pisania piosenki i albo coś z tego od razu wychodzi albo nie. I dopóki się udaje, to warto to robić. Aż do momentu, kiedy przez 3 kolejne dni nic się nie dzieje. Wtedy trzeba po prostu skończyć.

"Jesus He Knows Me"

Piosenka wyśmiewała zarówno w tekście jak i wideoklipie amerykańskie kaznodziejstwo telewizyjne. Czwarty singiel z płyty "We Can’t Dance" był wykonywany na największej w karierze i ostatniej w XX wieku z Philem Collinsem trasie koncertowej.

Tak wspomina ją Collins: - Nie cierpię wielkich koncertów. Nie stałbym nigdy przez godzinę w kolejce do toalety czy po hot doga, więc czemu mieliby to znosić moi fani. Próby odbywaliśmy w Houston w hali Goodyear, bo tylko tam mogliśmy zmieścić cały sprzęt i scenę. Co wieczór po próbie siadałem z inżynierem dźwięku i ustawialiśmy brzmienie. Wizualami zajmowali się Tony i Mike. Dobrze, że oni to lubili - w przeciwieństwie do mnie. Nie podobało mi się, że ekrany z wizualizacjami mogą odwracać uwagę publiczności od muzyki. Na szczęście były głównie za zespołem.

"Congo"

Po odejściu Phila Collinsa Genesis zaczęli poszukiwania nowego wokalisty. Jak mówił Mike Rutherford, miał to być ktoś z czystym kontem i niezbyt znany. Wybór ostatecznie padł na Raya Wilsona, który urodził się, kiedy jego nowi koledzy nagrywali pierwszy album, a więc w 1968 roku. Singlowym debiutem Raya Wilsona był utwór "Congo" z albumu "Calling All Stations" (1997).

Ray Wilson: - Dołączyłem do Genesis bez kompleksów. Jestem pewien, że mam wystarczające doświadczenie jako wokalista, nie gorsze od innych. Skoro trafiła mi się ta fantastyczna propozycja, to trzeba było z niej natychmiast skorzystać i po prostu zabrać się za pisanie i śpiewanie. Ale to przecież umiem. Robiłem to przez całe życie.

Pod sam koniec XX wieku doszło do ponownego spotkania Petera Gabriela z kolegami z Genesis w studio nagraniowym. Wspólnie zrealizowali nową wersję utworu "Carpet Crawlers" z klasycznego albumu grupy "The Lamb Lies Down On Broadway".

- To już wszystko jeśli chodzi o wspólną pracę – powiedział wtedy Gabriel – Było fajnie, ale kiedyś zajęło mi 12 lat pozbycie się naklejki "byłego członka Genesis". Więc powrót do tego to niekoniecznie szczyt moich marzeń. Z drugiej strony obecnie patrzę na historię Genesis bardziej jako obserwator, a to ponowne spotkanie traktuję jako szkolny zjazd kolegów po latach. Ponure przepychanki personalne to już na szczęście też przeszłość. I dobrze.