Logo Polskiego Radia
Trójka
Agnieszka Kamińska 01.09.2012

Ambergate: ”będzie próba zrzucenia winy na woźnego”

Politycy opozycji nie rezygnują ze starań o komisję śledczą w sprawie Amber Gold. Część z nich już teraz przypisuje PO odpowiedzialność polityczną za aferę.

Zbigniew Ziobro (Solidarna Polska) uważa, że nie byłoby afery Amber Gold „gdyby (on sam) był prokuratorem generalnym”. Według niego politycy powinni odpowiedzieć za to, że nie przeprowadzono reformy prawa, które mogłoby zapobiec takim aferom. Ocenia, że to komisja śledcza powinna wyjaśnić, kto powinien ponieść konsekwencje.

Rafał Grupiński (PO) był pytany, czy możliwe są dymisje w Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego lub w Prokuraturze Generalnej. Uważa, że wina UOKIK jest istotna i odpowiedzialność powinna być poniesiona.

Mariusz Błaszczak (PiS) oświadczył, że odpowiadają w tej sprawie politycy PO: premier Donald Tusk, także minister finansów. Ocenił, że prokurator generalny jest sparaliżowany w swoich decyzjach. Jego zdaniem trzeba zmienić system. – A pewnie będzie próba zrzucenia winy na maluczkich – na woźnego, urzędnika w ministerstwie finansów może na kogoś w UOKiK-u – suegrował polityk PiS.

Andrzej Rozenek (Ruch Palikota) mówi, że trzeba odzielić odpowiedzialność karną od politycznej. W jego ocenie za wcześnie mówić o odpowiedzialności karnej, a polityczna jest oczywista. Według niego, w tym ostatnim zakresie odpowiada prokurator generalny, minister sprawiedliwości, UOKiK, minister finansów. Dodaje, że za tych wszystkich urzędników odpowiada premier i nie ma to nic wspólnego z tym, gdzie pracuje jego syn.

Jerzy Wenderlich (SLD) uważa, że trzeba szukać winnych w prokuraturze na Pomorzu, bo tam widać uchybienia. Jego zdaniem prokurator generalny Andrzej Seremet zachowuje się "dziwnie pasywnie," nie widać w nim chęci, by „lepszych umieścić nad gorszymi”.

Olgierd Dziekoński z Kancelarii Prezydenta uważa, że trzeba poczekać na rezultaty działań szefów instytucji, które obwinia się w sprawie Amber Gold.

Co będzie z komisją śledczą?

Zbigniew Ziobro uważa, że komisja śledcza nie powstała, bo PO jest przerażona tym wszystkim, co kryje się za sprawą Amber Gold. Zwraca uwagę, że przy okazji afery hazardowej powołano komisję śledczą. Wtedy, jak stwierdził Ziobro, Donald Tusk pokazał, że komisja śledcza jest instrumentem, z którym władza może się zmierzyć. Ocenia, że obecnie mamy do czynienia z kompromitacją państwa. Zbigniew Ziobro dodaje, że tak młody człowiek jak Marcin P. nie mógł działać sam. Jak mówi, 26-latek nie mógł sam zbudować linii lotniczych. Ziobro zaznaczył, że rolą opozycji jest "wywierać presję w sprawach słusznych" i dlatego domaga się komisji śledczej, mimo że nie ma większości głosów, by ją przegłosować. Ziobro dodał, że liczy na ewentualną zgodę PSL. Wniosek Solidarnej Polski o komisję śledczą będzie rozszerzony m.in. o pytania dotyczące Marcina P. i syna premiera.

Ruch Palikota podpisał się pod wnioskiem Solidarnej Polski o komisję śledczą. Andrzej Rozenek mówi, że jego partia poparła w głosowaniu także wniosek PiS-u. - Opozycja jednomyślnie uważa, że komisja jest potrzebna - zauważył. Rozenek mówi, że na głosowaniu nad wnioskiem PiS o komisję byli obecni niemal wszyscy z koalicji. Sytuacja może jednak się zmienić. – W tej kadencji okazuje się, że koalicja nie wyraża zgody na jakiekolwiek jawne badanie tego, co się w Polsce dzieje i to jest niepokojący sygnał – skomentował poseł Ruchu Palikota.

Jarosław Kalinowski (PSL) był pytany, co PSL uzyskało w zamian za sprzeciw wobec komisji. Polityk mówi, że nie uczestniczył w rozmowach. Przyznał, że jest duży bałagan w części instytucji państwowych i także brak kontroli. Przywołał przykład Telewizji Trwam, która nie dostała koncesji bez zabezpieczenia finansowego, a z drugiej strony, jak mówi, jest pan Marcin P. z sześcioma wyrokami. PSL uważa, że na razie jest za wcześnie na komisję śledczą, bo trzeba „wyczerpać inne instrumenty”. Polityk uważa, że na tym etapie powołanie komisji byłoby czysto polityczne. Dodaje, że państwo powinno przejąć część odpowiedzialności za problemy tych ludzi.

Rafał Grupiński mówi, że zawiodły pewne konkretne instytucje państwa, niskiego szczebla. W przypadku afery hazardowej, w jego ocenie, od początku było wiadomo, że kilku polityków mogło mieć związek z lobbowaniem pewnej grupy. Tutaj, jak mówi, „nie ma żadnych związków z politykami”, poza pojawieniem się w pewnym epizodzie tej historii syna Donalda Tuska. Dodaje, że beneficjentów afery Amber Gold było wielu – wszystkie media poza „Pulsem Biznesu” przyjmowały reklamy tej firmy.

Olgierd Dziekoński z Kancelarii Prezydenta mówi, że autonomiczne instytucje państwa, takie jak sąd i prokuratura, muszą dokonać wewnętrznej naprawy. Komisja śledcza jego zdaniem nie pomoże im w tej sprawie. Urzędnik wyraził też przekonanie, że w Amber Gold nie inwestowali biedni ludzie, bo depozyt wynosił średnio „50 tys. zł.”. Politycy w studiu stanowczo zaprotestowali przeciwko takiej tezie.

Jerzy Wenderlich (SLD) komentując wypowiedź Dziekońskiego stwierdził, że to "taniec na lodzie", twierdzić, że skoro ktoś ma za dużo pieniędzy, to trzeba je zabrać. Zaznaczył, że filmowcy oddali do depozytu pieniądze, które dostali od Amber Gold. Zamierza zatem napisać do duchownych, pytając czy „nie parzą ich” pieniądze otrzymane od nieuczciwej firmy w formie darowizny.

Mariusz Błaszczak (PiS) uważa, że sprawa Amber Gold pokazuje, że nie sprostały zadaniu instytucje, które powinny stać na straży obywateli. – Ta firma przez dwa lata była poza kontrolą – powiedział polityk. Dodał, że reklamowała się, hojnie opłacając reklamy, a politycy uwiarygodniali ją, na przykład ciągnąć po lotnisku samolot OLT Express.

agkm

Więcej o sprawie Amber Gold >>>