Obecnie średnia z sondaży pokazuje mniej więcej 1-2 proc. przewagi Mitta Romneya w skali całych Stanów Zjednoczonych, także on otrzymałby łącznie więcej głosów niż Barack Obama. Ale jeśli spojrzymy na poszczególne stany, pamiętając, że w amerykańskich wyborach zbiera się głosy elektorskie i każdy stan ma odpowiednią ilość głosów, otrzymamy inny wynik.
- Trzeba uzbierać 270 w skali całego kraju. Dziś Obama dostałby 281 głosów elektorskich, a Mitt Romney 257, co oznacza, że Barack Obama zostałby prezydentem Stanów Zjednoczonych - donosi Marek Wałkuski, korespondent Polskiego Radia.
Więcej relacji Marka Wałkuskiego z kampanii wyborczej w USA znajdą Państwo TU<<<
Nic dziwnego, że uwaga sztabowców koncentruje się na tych kilku najważniejszych stanach, które przesądzą o wyniku głosowania - takie jak Ohio, Colorado, czy Virginia. - Wystarczy, że kandydat ma minimalną przewagę w tych stanach i otrzymuje już wszystkie głosy elektorskie i to, że w jakimś innym stanie wszyscy zagłosują na jego przeciwnika już wiele nie zmienia - podsumowuje Marek Wałkuski. Wydatki na kampanię właśnie tam są najwyższe.
Pieniądze trafiają przede wszystkim do tych, którzy produkują, nagrywają, reżyserują reklamy wyborcze oraz do stacji telewizyjnych i radiowych, które je nadają. - W Teksasie, Montanie, czy Północnej Dakocie właściwie kampania się nie toczy, ale w Ohio już na same reklamy wyborcze oba sztaby - Mitta Romneya i Baracka Obamy - wydały ponad 200 milionów dolarów – mówi Marek Wałkuski.
Poprzedni rekord z 2008 roku został pobity - wtedy na kampanię wyborczą sztaby wydały 1 miliard 800 milionów dolarów. Obecna kampania już pochłonęła 2 miliardy dolarów. - To jest wszystko, co wydano w czasie prawyborów i kampanii wyborczej, ale zbieranie pieniędzy nadal trwa, wydawanie pieniędzy przez kandydatów nadal trwa, także ten rekord zostanie jeszcze bardziej pobity - przewiduje Marek Wałkuski. Posłuchaj całej relacji Marka Wałkuskiego.