Logo Polskiego Radia
Jedynka
migrator migrator 12.04.2010

Dzieliły ich poglądy, a połączyła śmierć

Polityka zboczyła w stronę zajadłości i sporów, a marzę, żeby wróciła do normalności.

Dzieliły ich poglądy, a połączyła śmierć. - To bardzo dobre stwierdzenie - mówi w "Sygnałach Dnia" były premier i były marszałek Sejmu Józef Oleksy. Ma nadzieję, że polscy politycy wrócą do pewnej wspólnoty.

- Marzę, żebyśmy byli bardziej wielkoduszni. Polityka zboczyła w stronę zajadłości i sporów, spoza których nie widać obywatela. Jeśli wrócimy do normalnej polityki to wszyscy będziemy się w tym lepiej czuli - podkreśla polityk SLD.

Józef Oleksy ma nadzieję na unormowanie stosunków polsko-rosyjskich. - Niech to będzie dobry początek - mówi.

Polityk wspomina zmarłych tragicznie posłów, a zwłaszcza Jerzego Szmajdzińskiego, z którym znał się od dziesiątków lat.

*

  • Krzysztof Grzesiowski: W sobotniej katastrofie życie straciło troje posłów Lewicy: Jerzy Szmajdziński, Jolanta Szymanek-Deresz, Izabela Jaruga-Nowacka.

    Były Premier, były Marszałek Sejmu Józef Oleksy jest naszym gościem. Panie premierze, witamy.

    Józef Oleksy: Dzień dobry.

    K.G.: Ale to nie tylko nazwiska. To...

    J.O.: To nazwiska, nazwiska znaczące...

    K.G.: ...to są ludzie panu bliscy prywatnie.

    J.O.: Tak, bliscy prywatnie, znaczący na lewicy, ludzie, którzy wiele wnosili i wnieśliby wiele. Szczególnie będę wspominał z bólem Jerzego Szmajdzińskiego, którego znacznie bliżej znałem przez całe lata, od ruchu młodzieżowego, Małgosię, żona Małgosia musi sobie dać radę, musi być silna, powiedziałem jej to wczoraj. Syn Andrzej, student, córka Aga, która ma maturę za dwa tygodnie. No, dramat niewyobrażalny...

    K.G.: W piątek obchodzi urodziny.

    J.O.: Tak. Dla nas wszystkich. I jesteśmy jakby bezradni. Do mnie do dziś jeszcze do końca jakby nie dotarło, że to się bezpowrotnie stało. Nie stawiam pytań, czy musiało się stać, bo nie musiało. Los bywa okrutny i w tym przypadku okrucieństwo tego losu jest wyraźne. Jest w tym symbolika. Wszyscy – i moi przyjaciele, i ci, których mniej znałem: Piotr Nurowski, szef Komitetu Olimpijskiego, mój bliski kolega, ale i posłowie i z PiS-u, od Aleksandra Szczygły poczynając, i Platformy, i poseł Woda z PSL–u, bliski kolega, wszyscy, którzy tam byli, jechali w naszym imieniu. I ja na to stawiam akcent – oni byli naszą reprezentacją na te bardzo ważne uroczystości katyńskie.

    Słyszałem tu wśród esemesów wspomnienie o tej księdze na trumnie Jana Pawła II. Byłem przy tym, tam bardzo blisko, to było bardzo wymowne ten czyn wiatru. I może rzeczywiście niech ta tragedia zamknie kartę Katynia jako nie wspomnienia, bo ona pozostanie, ale niech zamknie kartę Katynia jako źródła bólu od 70 lat ukoronowanego tą drugą tragedią.

    I ja także chcę złożyć wyrazy uznania i podziękowania stronie rosyjskiej. Patrzyłem na to z taką może nieuprawnioną satysfakcją, że można być blisko, że można sobie współczuć, że można sobie pomagać. I tego brakowało w stosunkach takich ludzkich, ale i państwowych polsko–rosyjskich. Niech to będzie dobry początek tego...

    K.G.: Czy te gesty może nie są dlatego, że ten moment być może jest tragiczny?

    J.O.: Być może, ale zawsze coś z nich zostaje. Przecież my też cierpiąc i smucąc się, my też przecież przejdziemy do zwykłego życia codziennego po tych uroczystościach, bo to jest normalne, nie można tkwić w traumie nieustannie. Natomiast ślady zostaną, zostaną przypomniane wartości, zostanie to poczucie poszukiwania wspólnoty, które tak pięknie widziałem wczoraj na Krakowskim Przedmieściu przed Pałacem, gdzie ludzie bez żadnego przymusu, z odruchu po prostu przyszli, żeby w milczeniu czy mniej w milczeniu, żeby czcić pamięć tych, którzy w naszym imieniu tam jadąc, oddali życie, bo taka jest wymowa tego wydarzenia.

    I też przecież już w dyskusjach choćby od wczoraj słychać ton takiej refleksji ogólnospołecznej, że staliśmy się, przynajmniej na ten czas, staliśmy się obywatelami wspólnoty obywatelskiej, społeczeństwa, że państwo przybliżyło się do nas wszystkich, bo to przecież byli przedstawiciele państwa naszego, że to państwo daje sobie radę w tej trudnej sytuacji i nic się złego nie dzieje, wszystkie procedury są zachowane i państwo funkcjonuje.

    Więc w tym całym dramacie wyłania się impuls i motywacja do tego, żeby może zrewidować podejście do tego dnia codziennego, który wróci, nie mam co do tego wątpliwości, ale chcę wierzyć, że on będzie inny, że on będzie naznaczony tym wspólnym odebraniem wspólnej sprawy, jaką to nieszczęście jest. I wszystkim trzeba składać nieustannie te wyrazy bliskości. Bardzo chcę, żeby kontakt z rodzinami wszystkimi rodzinami zmarłych, żeby on był no właśnie ciepły, serdeczny, nie urzędowy. Nie urzędowy, bo procedury wymagają. To są chwile, w których można dużo słów wypowiadać, ale słowa nie oddadzą wszystkiego, choć trzeba je wypowiadać, bo one nas łączą z innymi ludźmi.

    I powiem, że ja cały czas sobie z tym muszę dawać radę, bo wszystko, co jest niespodziewane, co jest ciosem nagłym, co ma taki wymiar niespotykany dotąd, to zbija z nóg. I mnie także to zbiło z nóg. I to niedowierzanie takie, że niemożliwe, że dlaczego tak, ono będzie. I ono ma swoją wartość cierpienia, bo cierpienie też ma swoją wartość. A jeśli jest wspólne, ze wspólnych motywów wywiedzione, to ono ma tę wartość szczególną. I pielęgnujmy ją, niech to nie będzie tylko formalnie zapisywana pamięć, ale niech ona coś wnosi.

    Nie umiem więcej nic dodać, ale chcę powiedzieć też, że bardzo żal mi właśnie prezydenta i jego żony, dlatego że znałem Lecha Kaczyńskiego osobiście i to od Okrągłego Stołu i współpracowaliśmy na różnych etapach. I nie podzielałem wielu agresji, która małostkowo czasem w jego adres była kierowana, umniejszając rolę państwową, jaką miał do spełnienia i powiedzmy wprost: spełniał ją poprawnie. Żal mi, bo to był człowiek zasłużony, bardzo zasłużony, poświęcił swoje życie sprawom państwa i jakby kto na to nie patrzył w różnicach politycznych, temu państwu do końca się poświęcił.

    Wiesław Molak: Taki prosty, ale bardzo szczery sms przed chwilą przyszedł do nas od pani Małgorzaty z Giżycka: „Dzieliły ich poglądy, a połączyła śmierć. To nie może pójść na marne”.

    J.O.: Dokładnie, bardzo ładna myśl, no bo śmierć łączy na zawsze. Natomiast różnice poglądów można pokonywać. Ja bardzo pragnę po wielu latach mojej własnej działalności w Polsce, żebyśmy umieli być lepsi, choć to takie sloganowe, takie banalne, no ale banalne słowa często oddają myśl i niezrealizowane, a upragnione. I z tym, żebyśmy umieli razem być lepiej, żebyśmy potrafili być we wspólnocie. To jest pragnienie myślę polskiej demokracji i wspólnemu życiu w Polsce potrzebne, żebyśmy się bardziej może kochali, a jeśli już nie, to żebyśmy się bardziej szanowali, żebyśmy byli wyrozumiali, bardziej wielkoduszni, zwłaszcza w polityce, bo zwykli obywatele potrafią, natomiast polityka w Polsce w tej fazie demokracji zboczyła nieco w stronę zajadłości, sporów, przez które nie widać poszanowania partnera i przeciwnika. I nie widać go w całej jego ludzkiej wartości. I trzeba walczyć o to, żeby powróciła ta prawidłowa, właściwa proporcja w stosunkach politycznych, publicznych, społecznych i państwowych w Polsce. Wtedy wszyscy będzie się lepiej czuli.

    K.G.: Były Premier, były Marszałek Sejmu Józef Oleksy. Dziękujemy za wizytę, dziękujemy za rozmowę.

    (J.M.)