Logo Polskiego Radia
Jedynka
migrator migrator 12.04.2010

Lech Kaczyński skracał dystans

Prywatnie prezydent był zupełnie inny, niż jego publiczny wizerunek.

Lech Kaczyński skracał dystans - mówi w "Sygnałach Dnia" eurodeputowany PiS Adam Bielan. I dodaje, że nie umie sobie teraz znaleźć miejsca.

Adam Bielan wspomina, że jeszcze w czwartek był u Lecha Kaczyńskiego i rozmawiał z nim kilka godzin. Prezydent był wzburzony, że Sejm Litwy odrzucił ustawę, która umożliwiała pisownie polskich nazwisk w oryginale.

Eurodeputowany PiS wspomina, że tuż przed tragicznym lądowaniem w Smoleńsku Lech Kaczyński dzwonił do brata. Jarosław Kaczyński nawet myślał, że prezydencki samolot już wylądował. O tragicznej śmierci brata dowiedział się podczas golenia, kiedy z tą smutną wiadomością zadzwonił szef dyplomacji.

Adam Bielan ujawnił też, że do Katynia miał lecieć również Jarosław Kaczyński. Ale został w Warszawie ze względu na chorobę matki. Zamiast niego poleciał Zbigniew Wassermann.

(ag)

*

  • K.G.: Adam Bielan jest gościem Programu 1 Polskiego Radia. Dzień dobry, witamy.

    Adam Bielan: Dzień dobry.

    K.G.: To dzięki panu wiemy o tym, że był telefon Lecha Kaczyńskiego do Jarosława Kaczyńskiego na kilka minut przed lądowaniem samolotu.

    A.B.: Tak, zdaje się, że to ja poinformowałem media. Powiedział mi o tym Jarosława Kaczyński. Tak po prostu zobaczyliśmy się w sobotę po południu, organizowałem czy współorganizowałem wyjazd do Smoleńska i nawet bałem się go pytać o jakieś szczegóły, kiedy ostatni raz rozmawiał z bratem, ale tak sam z siebie w pewnym momencie powiedział: „Wie pan, panie Adamie, o ósmej dwadzieścia jeszcze Leszek do mnie dzwonił. Byłem przekonany, że dzwoni już ze Smoleńska, żeby powiedzieć, że wylądował, ale okazało się, że dzwoni jeszcze z pokładu samolotu, powiedział, że wszystko idzie dobrze, niedługo będą lądować”. Prezydent dzwonił z telefonu satelitarnego, który jest na pokładzie Tupolewa. No i później się dowiedziałem, że Jarosław uspokojony zajął się przygotowaniem śniadania, golił się i kolejny telefon, jaki dostał, to już był telefon od szefa MSZ Radosława Sikorskiego z informacją, że pan prezydent nie żyje. Więc dosyć dramatycznie to się rozegrało.

    K.G.: Kim był dla pana Lech Kaczyński?

    A.B.: No, dla mnie poza tym, oczywiście, że był prezydentem, głową państwa...

    K.G.: Poza sferą oficjalną.

    A.B.: ...ale prywatnie był moim wielkim przyjacielem, jeżeli można mówić o przyjaźni przy dużej różnicy wieku. Ale prezydent był osobą, która skracała dystans i miał bardzo wielu bardzo dobrych znajomych, przyjaciół wśród osób znacznie młodszych, bo prezydent mógł być moim ojcem. Był na moim weselu, był na moim ślubie, bywał na moich urodzinach. Był osobą, której się zwierzałem z problemów osobistych.

    Prezydent był obdarzony niezwykłym poziomem empatii. To, co było charakterystyczne dla niego, to to, że zawsze zwracał uwagę na czyjąś minę i kiedy przychodziłem do niego do Pałacu na jakieś oficjalne spotkania i miałem jakieś kłopoty i widać to było po mojej twarzy, to nie sposób było uciec od jakichś pytań, co się dzieje, co się stało, jeżeli prezydent widział, że jest jakiś problem, to potrafił zaprosić mnie na balkon, żebym mu prywatnie powiedział, co się dzieje. Więc wiem, że wiele osób mu się zwierzało i dla wielu był można powiedzieć takim niemal spowiednikiem. Współpracownicy go kochali, bo był osobą bardzo wyrozumiałą dla ludzi, potrafił wybaczać jakieś błędy, które jego współpracownicy popełniali. Często mu media z tego powodu czyniły zarzuty, że jest zbyt wyrozumiały.

    Prywatnie był osobą, jak teraz widzę po relacjach ludzi, zupełnie inną niż jego wizerunek publiczny. Był osobą z niezwykłym poczuciem humoru, z dużym dystansem do siebie, być może tego nie potrafiliśmy czy prezydent nie potrafił okazać publicznie, bo traktował politykę niezwykle serio i w takim życiu politycznym nie pozwalał sobie często na żarty, natomiast prywatnie był osobą... był kopalnią anegdot, dowcipów.

    Ja ostatni raz prezydenta widziałem wieczorem w czwartek, w zasadzie w noc z czwartku na piątek, przyjechałem do niego po jego wizycie w Wilnie, około dwudziestej mnie zaprosił do swojego gabinetu. Rozmawialiśmy najpierw o właśnie tej wizycie w Wilnie, prezydent był troszeczkę wzburzony tym, że sejm litewski odrzucił w pierwszym czytaniu ustawę o pisowni nazwisk polskich, a on właśnie wracał z Wilna. Później rozmawialiśmy o sprawach zawodowych, ale już później prezydent się rozluźnił, żartował, mówił o czasach Solidarności.

    Na chwilę przerwał spotkanie, bo pojechał do szpitala do chorej mamy, jeździł dwa, trzy razy dziennie do mamy sprawdzić, odwiedzać ją w szpitalu, sprawdzić, czy wszystko jest w porządku, czuwać przy jej łóżku. Był dosyć... Wtedy w czwartek fizycznie był zmęczony, bo zarwał, mówiąc kolokwialnie, kilka nocy w ciągu ostatnich tygodni, właśnie czuwając przy mamie. Był osobą niezwykle związaną i z mamą, ale i z bratem, z córką, z wnuczkami, był bardzo rodzinny. Był też dla mnie wzorem mężczyzny i męża, bo... to chyba było widać, to było jedno z lepszych, jeśli nie najlepsze z małżeństw, które ja znałem – małżeństwo pana prezydenta i pani prezydentowej. Fantastycznie się kochali, wspierali i jeżeli coś w tym dramacie mnie pociesza, to to, że zginął, można powiedzieć, w ramionach swojej żony, więc zginęli razem.

    K.G.: Czy pan sobie do tej pory tak na dobrą sprawę spróbował wytłumaczyć to zdarzenie?

    A.B.: Nie, nie, zupełnie nie jestem w stanie sobie tego wytłumaczyć. Ja nawet nie jestem w stanie się jeszcze pogodzić z tym, że prezydenta nie ma, i wielu osób, które były na pokładzie tego samolotu, nie ma. Wczoraj na przykład myślałem o tym, że muszę zadzwonić do Zbyszka Wassermanna i się umówić na planowane od kilku dni spotkanie. Mieliśmy się umówić w piątek, nie udało się i myślałem o tym, żeby się umówić w poniedziałek. I wtedy sobie uświadomiłem, że przecież Zbyszka Wassermanna nie ma, poleciał do Katynia w zastępstwie Jarosława Kaczyńskiego, miał tam lecieć Jarosław Kaczyński. Jarosław Kaczyński zresztą miał już wykupione ubezpieczenie na ten lot. Nie poleciał w ostatniej chwili ze względu na to, żeby zostać z mamą i w ostatniej chwili zastąpił go Zbyszek Wassermann. Zresztą takich historii właśnie z zastępstwami w ostatniej chwili w tym samolocie jest więcej. Więc ja zupełnie nie mogę sobie... nie mogę się z tym pogodzić, że prezydenta już nie ma.

    A też zupełnie nie jestem w stanie ogarnąć tego wydarzenia, tej symboliki. Oglądałem przez jakiś czas to, co się dzieje w Warszawie przed Pałacem, jak to jest przedstawiane w oczach mediów zachodnich, oglądałem CNN i tak sobie pomyślałem, że dla ludzi z innych krajów, z innych kontynentów to muszą być zupełnie szokujące fakty, że tylu znaczących ludzi zginęło, lecąc na uroczystości upamiętniające śmierć takiej dużej części polskiej elity wymordowanej w 40 roku 70 lat temu. Więc to są... Nasza historia niestety jest niezwykle tragiczna, „barwna” w cudzysłowie i... no, to, co się wydarzyło w sobotę jest kolejnym rozdziałem naszej tragicznej historii. To straszne.

    K.G.: Dziękujemy bardzo.

    A.B.: Dziękuję bardzo.

    K.G.: Adam Bielan, gość Programu 1 Polskiego Radia.

    (J.M.)