Logo Polskiego Radia
Jedynka
migrator migrator 07.03.2010

Poza krytyką PiS na kongresie zaproponowało niewiele

Jeśli się krytykuje rządzących to trzeba powiedzieć co dalej.

Pozycja tej drugiej, silnej partii może demobilizować. - Ten kongres nie przyniósł odpowiedzi, dlaczego większość Polaków miałaby głosować na PiS - ocenia w "Sygnałach Dnia" politolog, profesor Andrzej Rychard.

Jego zdaniem, podczas kongersu w Poznaniu partia zorganizowała ponad 30 paneli tematycznych, ale to nie przełożyło się na przekaz do ludzi. Nadal Polacy nie wiedzą dlaczego mieliby głosować na PiS i co partia, która była już u władzy zamierza zrobić coś inaczej. - Nie widać, żeby ta partia była zdolna do postawienia diagnozy - mówi profesor.

Andrzej Rychard uważa, że w wystąpieniach podczas kongresu było pełno niespójności. - Nie było wyraźnego przekazu, który z tej krytycznej diagnozy potrafiłby zbudować jakiś konstruktywny pomysł - mówi rozmówca Programu Pierwszego. Jego zdaniem, nie powiedziano co konkretnie PiS chciałoby zrobić, żeby nie powtórzyć własnych błędów.

Politolog nie wierzy w sojusz SLD oraz PiS. Uważa, że choć Prawo i Sprawiedliwość przyzwyczaiło nas do tego, że jest gotowe wchodzić w różne koalicje, czego przykładem była koalicja z LPR i Samoobroną, to raczej koalicja z SLD nie byłaby do zaakceptowania dla części PiS-owskiego elektoratu. - Na SLD ciąży piętno postkomunizmu - ocenia Andrzej Rychard, choć całkowicie możliwości takiej koalicj na szczeblu sejmowym nie wyklucza.

Zdaniem gościa radiowej Jedynki, to paradoks, że dwie największe partie toczą tak poważne spory. - PiS i PO oraz elektoraty tych partii nie są od siebie bardzo odległe - mówi profesor. Szansą na zmianę byłoby powstanie formacji centrolewicowej, która potrafiłaby zbudować lewicowość nie odwołującą się do nostalgii i tęsknoty za minionym systemem. Andrzej Rychard jest przekonany, że taka formacja powstanie, ale nie stanie się to szybko.

Krzysztof Grzesiowski: Kilka tytułów z dzisiejszych gazet odnoszących się do sobotnio–niedzielnego kongresu Prawa i Sprawiedliwości – w dzienniku Polska: „Na kongresie PiS zabrakło ognia i wiary”, w dzienniku w Gazecie Prawnej: „PiS i Kaczyński na jałowym biegu”, a w Rzeczpospolitej analiza Piotra Gursztyna ma tytuł: „Partia zadowolonych z drugiego miejsca”. Piotr Gursztyn pisze, że „w wyborach do parlamentu Prawo i Sprawiedliwość i tak ma szansę na co najmniej 25–30% głosów, każdy ze 150 posłów partii ma więc w praktyce zagwarantowaną reelekcję, z tego powodu w PiS dominują ludzie, którym spodobałyby się słowa »trwaj, chwilo, trwaj«, w nich nie ma woli walki o to, by coś zmienić”.

  • Profesor Andrzej Rychard w naszym studiu. Dzień dobry, panie profesorze.

    Prof. Andrzej Rychard: Witam, dzień dobry.

    K.G.: Co pan o tym sądzi, co napisał Piotr Gursztyn?

    A.R.: To jest ciekawa diagnoza. Myślę, że to trzeba brać poważnie pod uwagę, że rzeczywiście w sytuacji, w której ta scena jest zdominowana przez dwie partie, PiS ma rzeczywiście prawie na pewno zagwarantowaną pozycję tej silnej drugiej, tej silnej opozycji. I to może demobilizować, to może demotywować, bo rzeczywiście tego ognia nie było specjalnie widać na tym kongresie. Może to nie jest partia zadowolona z drugiego miejsca, ale jest to w każdym razie partia, która jak gdyby godzi się z tym, że ma to drugie miejsce, które jest lepsze niż jakiekolwiek inne, poza pierwszym oczywiście, i która chyba zdaje sobie sprawę z tego, że niespecjalnie ma szansę na to, żeby zająć to pierwsze, ponieważ chyba wie w sporym stopniu, że nie udzieliła jasnej odpowiedzi, dlaczego większość miałaby na nią głosować. Ten kongres tej odpowiedzi jednak nie przynosi.

    K.G.: No więc właśnie, bo ta rywalizacja jest po to, żeby jednak wygrać, a nie być drugim.

    A.R.: Tak by się wydawało, ale w sytuacji, w której ta scena jest zdominowana rzeczywiście wyłącznie przez dwie partie, które zajmują prawie całość, no to ta druga pozycja jest też pozycją dosyć silną. Tym niemniej jednak myślę, że są na pewno działacze i pewnie jest ich sporo w tej partii, którzy by chcieli, aby z tej pozycji się wyrwać. Natomiast moim zdaniem te liczne zabiegi, także wokół kongresu i na samym kongresie, 31 paneli tematycznych, no widać pewien wysiłek, to się nie przełożyło na ten sygnał, na tę wiadomość, na to przesłanie do społeczeństwa, która by dawało odpowiedź: A dlaczego właściwie mielibyśmy na was głosować? A dlaczego teraz chcecie spróbować, to zrobicie to inaczej niż przedtem? A czy wzięliście pod uwagę to, dlaczego przegraliście poprzednie wybory? No nie widać, aby ta partia była zdolna do dokonania tego typu diagnozy.

    K.G.: A kto jest temu winien? Co jest temu winne?

    A.R.: Wielokrotnie zwracano uwagę na to, że PiS jest taką partią, która chyba może istnieć tylko z obecnym przywództwem, ale też jednocześnie to przywództwo, będąc jej największym zasobem, jest jej największym problemem. Ja nie zgadzam się do końca z takimi diagnozami, które zresztą tutaj u państwa miałem okazję usłyszeć, bodajże pana doktora Jabłońskiego, że to jest kwestia braku wymiany pokoleniowej i to jest kwestia dotychczasowego przywództwa. Do pewnego stopnia tak, tylko że bez tego przywództwa ta partia praktycznie by być może praktycznie nie istniała. I to jest moim zdaniem największy taki strukturalno–personalny problem Prawa i Sprawiedliwości, że z tym przywództwem tylko może istnieć, natomiast z tym przywództwem może istnieć tylko chyba w taki sposób.

    K.G.: Charakterystyczne – Zbigniew Ziobro, który namawia, przedstawia uchwałę kongresu namawiającą Lecha Kaczyńskiego do ponownego ubiegania się o urząd prezydenta, to przecież Zbigniew Ziobro, jego nazwisko od czasu do czasu pojawiało się jako być może tego kontrkandydata dla Jarosława Kaczyńskiego, jako ewentualnie potencjalnego kandydata na urząd prezydencki. Nie teraz, oczywiście, ale kiedyś w przyszłości.

    A.R.: Być może to miał być właśnie taki sygnał, że jednak partia jest jednolita, czytelny sygnał, że rozmaitego rodzaju napięcia wewnętrzne zostały pokonane i przynajmniej w okresie przedwyborczym Lech Kaczyński jest oczywistym kandydatem. Ja sądzę zresztą, że jest oczywistym kandydatem, co do tego nie ma wątpliwości, i nie sądzę też, jak niektórzy zdarzałoby się sądzą, że ogłoszenie tego, iż będzie on popierany przez PiS, może sprowadzić taką oto opinię i obniżyć jego szanse, bo oto się okaże, że jest kandydatem partyjnym. Dla przeciętnego wyborcy w Polsce jest oczywisty związek pomiędzy Lechem Kaczyńskim a Prawem i Sprawiedliwością niezależnie od tego, czy jest on członkiem tej partii, czy nie. W związku z czym nie sądzę, aby takie poparcie mogłoby mu w czymkolwiek szkodzić.

    K.G.: Też interesujące było to zdanie prezydenta o tym, że oczekuje na poparcie poważnych sił politycznych.

    A.R.: Tak, ale ja nie sądzę, żeby ono było tak bardzo zaskakujące, ponieważ taka jest struktura polskiej polityki, że prezydenci zwykle reprezentują poważne siły polityczne. Jeżeli się pojawiają jacyś kandydaci, którzy takiej siły nie reprezentują, to są pewnego rodzaju efemerydami, ale potem jednak w ostatecznym rozrachunku znikają i wygrywają ci, którzy za sobą takie poparcie mają. W związku z czym sądzę, że takie oczekiwanie jest wyrazem pewnego rodzaju realizmu, a nikt nie oczekuje, że to będzie inna niż Prawo i Sprawiedliwość siła, no bo jaka?

    K.G.: Można było odnieść wrażenie podczas wystąpień polityków Prawa i Sprawiedliwości, że główną rolę na tym kongresie grał Donald Tusk. Gdyby tak policzyć, ile razy padło jego nazwisko, no to był niewątpliwie bohaterem weekendu w Poznaniu.

    A.R.: Tak, Donald Tusk, który chodzi po tym supermarkecie i który jest naiwny czy też...

    K.G.: Wrzuca do koszyka, a potem trzeba za to zapłacić.

    A.R.: A potem trzeba za to zapłacić, tak. Myślę, że to wszystko jest retoryka pewnie jakoś dopuszczalna na tego typu kongresach, ale jeżeli się powiedziało A, to trzeba pewnie byłoby powiedzieć B, to znaczy trzeba byłoby pokazać, w jaki sposób my będziemy lepiej przygotowani do tego chodzenia po tym supermarkecie i w jaki sposób my będziemy więcej wiedzieli o tym, ile trzeba zapłacić, a to nie brzmiało do końca wiarygodnie, kiedy tego końcowego przekazu nie było, tym bardziej że wszyscy wiemy, co też było wytykane, że niektóre elementy programu gospodarczego Prawa i Sprawiedliwości polegałyby raczej właśnie na dokładaniu tych rzeczy bez chęci zapłacenia, czyli na powiększaniu tego, co się krytykuje, czyli deficytu budżetowego, na jakimś zwiększaniu wydatków budżetowych. Tak że tutaj co najmniej było pewne wrażenie niespójności, nie było wyraźnego przekazu, który z tej krytycznej diagnozy potrafiłby zbudować jakiś konstruktywny pomysł na to: a my zrobimy to i to konkretnie, żeby nie popełnić takich i takich błędów. Tego moim zdaniem zabrakło.

    K.G.: Koalicja Prawo i Sprawiedliwość – Sojusz Lewicy Demokratycznej na szczeblu parlamentarnym? Już głośno się o tym mówi.

    A.R.: Prawo i Sprawiedliwość nas przyzwyczaiło do tego, że potrafi oswajać kompletnie wydawałoby się nieoswajalne elementy i obce – koalicja z Samoobroną i LPR–em. Sądzę, że jednak dla części wyborców tej partii byłby to szok. Ta partia wyrosła jednak z wyraźnego sprzeciwu przeciwko dziedzictwu komunistycznemu, sprzeciwu przeciwko temu dziedzictwu, z którym tak do końca SLD nigdy nie potrafiło sobie poradzić. Myślę, że część tego elektoratu mogłaby to odebrać jako zdradę. Inna część tego elektoratu, która jest niezmiernie pragmatycznie nastawiona ku jak gdyby posiadaniu władzy, pewnie by jakoś to tolerowała i mówiłaby: no w końcu normalna partia, regularna, która istnieje w demokratycznej polityce, dlaczegoż by się z nią nie układać? Tym niemniej jednak szczególnie w przypadku PiS-u sądzę, że tutaj więcej mogłoby być kosztów niż zysków z takiej operacji, chociaż ja tego nie wykluczam, biorąc pod uwagę dotychczasowe wolty koalicyjne Prawa i Sprawiedliwości.

    K.G.: No tak, ale biorąc pod uwagę fakt taki oto, co stało się z Ligą Polskich Rodzin i z Samoobroną po koalicji z Prawem i Sprawiedliwością, to nie wiem, czy Sojusz miałby na to ochotę, bo scenariusze czasami się powtarzają.

    A.R.: No, mógłby mieć Sojusz pewnego rodzaju obawy, tak, ale Sojusz jednak wciąż jeszcze jest spajany tym, że istnieje pewna część ludzi o biografiach postpezetpeerowskich. Ci ludzie, powiedzmy sobie, są jeszcze, funkcjonują, absolutnie, to nie są wyłącznie jakieś dinozaury i mamuty szalenie wiekowe. To są także często ludzie w wieku sześćdziesięciu–sześćdziesięciu kilku lat, to nie są ludzie bardzo, bardzo starzy. I oni jednak pewnie stanowiliby cały czas zaplecze tej partii, czyniąc ją trudniejszą przystawką do łatwiejszego strawienia, powiedziałbym sobie, jeżeliby porównać to na przykład z losem LPR–u czy z losem Samoobrony. Tym niemniej jednak SLD znajduje się raczej w sytuacji malejącego poparcia, no bo taka jest też i ta biologia. I te obawy do pewnego stopnia czym później, bym bardziej mogłyby być uzasadnione.

    K.G.: Jak długo będziemy skazani na ten pojedynek Platformy z PiS-em bezalternatywny, bez udziału trzeciego elementu, może czwartego?

    A.R.: Myślę, że tak długo, póki nie pojawi się jednak jakaś rozsądna partia o orientacji centrolewicowej, która będzie potrafiła zbudować w Polsce lewicowość, która nie będzie się odwoływała do dziedzictw i do jakiejś nostalgii za poprzednim systemem, która będzie potrafiła być, krótko mówiąc, nowoczesną lewicą, także w sensie światopoglądowym. Ale do tej pory, jak widać, to są bardzo nieduże grupki. Sądzę, że to z tej strony mogłoby przyjść jakieś odnowienie polskiej sceny politycznej, bo czegokolwiek by nie mówić o PiS-ie i o PO, to paradoksalnie największy spór jest pomiędzy przeciwnikami, którzy w sensie ideologicznym tak dramatycznie daleko od siebie nie są. Są pewne elementy wspólne i co więcej – widać, że także elektoraty tych dwóch partii nie są tak dramatycznie od siebie odległe, a w każdym razie nie we wszystkim. Tak więc tutaj brakuje czegoś moim zdaniem po stronie mniej niż prawa, jeśli tak można powiedzieć. Jeśli tam się coś urodzi, a nie urodzi się to moim zdaniem z zaczynu, które by było skłonne zrobić SLD, bo SLD się nigdy do tej pory nie udało takie coś, w związku z czym moim zdaniem trzeba liczyć na to, że się urodzi jakaś nowa siła, ale to jest pewnie perspektywa dosyć długa.

    K.G.: Profesor Andrzej Rychard, gość Sygnałów Dnia. Dziękuję bardzo, panie profesorze.

    A.R.: I ja dziękuję bardzo.

    (stenogram: J.M.)